Zaczęło się na przełomie sierpnia i września od mniej udanego, niż życzyliby sobie polscy kibice, US Open. Tak naprawdę prawie wszyscy Polacy odpadli z nowojorskiego turnieju jeszcze w sierpniu. Jerzy Janowicz odpadł w pierwszej rundzie po porażce w trzech setach z kwalifikantem Maximą Gonzalezem. Nie była to jednak wielka niespodzianka, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę narzekanie kontuzjowanego tenisisty na swój stan zdrowia. "Jakby ktoś włożył mi nóż w plecy" - mówił.
Jedynym reprezentantem Polski, który przetrwał w turnieju głównym do września, była Agnieszka Radwańska. Polka zapowiadała, że będzie bronić honoru kraju tak długo, jak się da. Niestety, dało się tylko do drugiego września.
Fot. Charles Krupa AP
Po kilkunastu minutach meczu na Louis Armstrong Stadium polscy kibice byli wniebowzięci. Radwańska pewnie serwowała, uderzała precyzyjnie po rogach, a Makarowa pomagała własnymi błędami i szybciutko zrobiło się 4:0 dla rozstawionej z trójką krakowianki. Wydawało się, że [...] Polka, nie tylko po raz pierwszy awansuje do ćwierćfinału US Open, ale też jako jedyna w kobiecym tenisie zagra w tym sezonie na tym pułapie w każdym z czterech turniejów wielkoszlemowych. W piątym gemie jeden z polskich fanów krzyknął rozochocony: - Agnieszka, kończ to szybko, bo chcemy iść do domu! I mniej więcej wtedy zaczęły się problemy.
Chociaż mistrzostwa Europy w koszykówce mężczyzn trwały trzy tygodnie, to dla Polaków było to zaledwie sześć dni (4-9 września). Oczekiwania były dość duże - Polacy w sparingach prezentowali się nieźle a takiego składu, jaki do dyspozycji miał trener Dirk Bauermann, poprzedni selekcjonerzy mogliby mu tylko pozazdrościć. Jak stało się to, co się stało? Wielu kibiców zastanawia się pewnie do teraz. Oddajmy głos Łukaszowi Ceglińskiemu, który bardzo boleśnie przeżywał ten zawód:
Uwielbiam reprezentację Polski koszykarzy, nie mogę się nie uśmiechać, kiedy gra tak jak w poniedziałek. Odważnie, płynnie, zróżnicowanie w ataku. Thomas Kelati trafiał z dystansu, Łukasz Koszarek rozgrywał i rzucał, zamiast tylko kozłować, a Marcin Gortat wreszcie robił to, co do niego należało - rzucał, zbierał, nie popełniał błędów. I niszczył obręcze! [...] O, właśnie z dystansu trafił Adam Waczyński! Piszę te słowa na początku czwartej kwarty, kiedy Słoweńcy zerwali się do dopingu. [...] Dlaczego trener nie mógł zmienić piątki wcześniej? Dlaczego Waczyński i Kelati nie grali z taką pewnością, kiedy wynik się liczył, a punktów brakowało? Dlaczego, dlaczego, dlaczego... EuroBasket skończył się wygraną, Polacy uniknęli najgorszego wyniku w historii swoich występów w turnieju. Śmiać się czy płakać?
Niestety, popisy Michała Waczyńskiego z treningów to było za mało. Polacy wygrali tylko jeden mecz - na pożegnanie ze Słowenią. Mecz, w którym ani Polacy, ani Słoweńcy nie grali już o nic.
Turniej nie zaczął się dla Polek źle. Odmłodzona ekipa trenera Piotra Makowskiego przegrała z Czeszkami 2:3, ale zaprezentowała się naprawdę nieźle, zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki i można było spodziewać się, że Polki jeszcze pokażą, na co je stać. Potem udało się pokonać Bułgarki 3:1 i nawet porażka w takim samym stosunku setów z Serbkami nie była w stanie przeszkodzić Polkom w wyjściu z grupy. Ale tylko do barażu, o którym Radosław Nawrot pisał:
[...] gdy ważyły się losy awansu, polskie siatkarki zagrały najsłabszy mecz. Wyraźnie przegrały z Włoszkami baraż o ćwierćfinał i turniej kończą poza ósemką - po raz pierwszy od 18 lat! Polski zespół z europejskiej czołówki został zdegradowany do grupy średniaków. Ktoś, kto pamiętał drużyny Włoch i Polski jeszcze sprzed dwóch czy trzech lat, miałby duże problemy z poznaniem obu ekip, które wyszły na plac w Zurychu, by zagrać baraż o ćwierćfinał Mistrzostw Europy. Obydwie drużyny odmłodziły i bardzo zmieniły składy. To w jakimś stopniu tłumaczyło fakt, dlaczego dwaj potentaci europejskiej siatkówki sprzed kilku lat teraz w ogóle znaleźli się w takim barażu [...].
Fot. Steffen Schmidt AP
Trener wziął odpowiedzialność na siebie a kapitan reprezentacji Polski Katarzyna Skowrońska mówiła: "Wstyd mi za siebie, za to że nie podjęłyśmy walki, nie zrealizowałyśmy planu i że skończyłyśmy turniej tak, jak skończyłyśmy. Bo ja mogę przegrać z Włoszkami, to nie wstyd, ale po walce, po sercu zostawionym na boisku. Dzisiaj tej walki nie podjęłyśmy i to jest dla mnie wstydliwe. Nie zatem o wynik mistrzostw mi chodzi, co o ich zakończenie".
Wyniki osiągnięte przez polskich piłkarzy we wrześniowych spotkaniach eliminacji mundialu też można uznać za nieudane. Zwłaszcza że w zremisowanym meczu z Czarnogórą Polacy zaprezentowali się w ataku naprawdę świetnie. Nie potrafili jednak strzelić dwóch goli ani wygrać meczu, co mogłoby trochę bardziej zwiększyć ich szanse na ewentualny awans. Polacy wciąż pozostają w grze, ale w meczach z Ukrainą i Anglią musielibyśmy chyba liczyć na cud.
A jeśli chodzi o defensywę...
Na początku meczu z Ukrainą prostym zwodem minął go Andrij Jarmołenko i strzelił gola. Jeszcze przed przerwą Ołeh Husiew ruszył z prawej strony do środka, wrzucił piłkę na głowę Jarmołenki, a bramkę zdobył Roman Zozulia. W obu sytuacjach Boenisch biegł przynajmniej metr od rywala. Nie próbował wślizgu ani agresywnego ataku. W piątek podobnie unikał starć z Czarnogórcami. We wtorek biernie przyglądał się, jak sanmaryński obrońca Alessandro Della Valle wyskakuje do piłki podanej z rzutu wolnego i pokonuje Artura Boruca.
Tak pisał Michał Szadkowski o... tak, chyba nikt nie ma wątpliwości, że chodzi o Sebastiana Boenischa. Już dawno nikt nie unikał gry w tak widoczny gołym okiem sposób. W pierwszej kolejce Ligi Mistrzów może już tak bardzo się nie chował, ale też nie poszło mu najlepiej. Ciekawe, jak - i w jakim składzie - Polacy poradzą sobie w nadchodzących, decydujących spotkaniach. Tymczasem reprezentanci San Marino cieszą się z pierwszego gola w tych eliminacjach.
Od dwóch lat Polacy nie przegrali meczu w Pucharze Davisa. W 2012 roku pokonali kolejno Madagaskar, Estonię i Białoruś, i awansowali z Grupy II do Grupy I. W tym roku wygrali 3:2 ze Słowenią i 3:1 z RPA, stając przed szansą na pierwszy w historii awans do Grupy Światowej. Dobra passa trwała aż do września, kiedy to naprzeciw Polakom w barażu o awans do elity stanęła Australia.
Łukasz Kubot w meczu otwierającym rywalizację przegrał z Hewittem 1:6, 3:6, 2:6, natomiast Michał Przysiężny poniósł porażkę z Bernardem Tomicem 5:7, 6:7 (1-7), 4:6. Następnego dnia punkt dla Polski zdobył debel Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski, pokonując Chrisa Guccione i Nicka Kyrgiosa 5:7, 6:4, 6:2, 6:7 (5-7), 6:4. Kubot miał szansę reanimować nadzieje Polaków, ale przegrał z Bernardem Tomiciem 4:6, 6:7 (5-7), 3:6 i Australia wygrała 3:1. Całkowicie zasłużenie. Marzenia o awansie do Grupy Światowej znowu musieliśmy odłożyć na mocno już zakurzoną półkę.
Nikt nie miał wątpliwości, że zabrakło Polakom kontuzjowanego Jerzego Janowicza, który cały weekend spędził na Torwarze, ale jedynie w roli kibica. Niemal do ostatniej chwii Polacy liczyli, że najlepszy polski singlista zdoła zaleczyć kontuzję. Janowicz pomagał na tyle, na ile mógł - zza kortu wzywał kibiców do dopingu i nie opuszczał kolegów z kadry. Na trybunach obecna była też m.in. Agnieszka Radwańska.
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Po porażce siatkarek liczyliśmy na to, że w ich obronie staną siatkarze. Co prawda w grupie wygrali dwa mecze (3:1 z Turcją i Słowacją, rozdzielając zwycięstwa taką samą porażką z Francją), ale to oznaczało, że trafili do barażu.
Ten wieczór wejdzie do antologii traum naszej siatkówki. Polacy rozskakali się jak nigdy w bieżącym roku i prowadzili z Bułgarią 2:0 w setach, by baraż o ćwierćfinał mistrzostw Europy ostatecznie przegrać Polacy? - Stali się drużyną, którą zbyt łatwo zranić - wzdychał jeszcze przed meczem mistrz olimpijski z Montrealu Włodzimierz Sadalski. Proroczo.
Trener Andrea Anastasi mówił potem, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Odwrotnie niż Bartosz Kurek, który winę za przegranego w niesamowitych okolicznościach (Polacy prowadzili 9:6) tie-breaka wziął na siebie (popełnił dwa proste błędy, raz dając rywalom pierwszą piłkę meczową, raz dając im zwycięstwo).
"Koniec kadry, koniec trenera", "Żegnajcie mistrzostwa. Żegnaj Anastasi?", "Biało-czerwoni strąceni do piekła" - krzyczała potem prasa. Złoto po raz pierwszy wywalczyli Rosjanie.
Na pocieszenie - jasna strona mistrzostw:
Fot. Rafał Malko / Agencja Gazeta
Dla najlepszego polskiego zapaśnika rok nie zaczął się źle. Brązowy medalista olimpijski z Londynu w zapasach w stylu klasycznym Damian Janikowski wywalczył w kwietniu tytuł mistrza Polski.
- Wiadomo, że czasami coś lekko zaboli, ale to są zapasy, a nie szachy. Ten etap to już ostatnia prosta. Mistrzostwa Europy nie były udane, ale umiem wyciągać wnioski i wiem, że nie popełnię tych samych błędów - zapewniał niecały miesiąc przed zawodami Janikowski, któremu słabo poszło na ME. Polak dodał, że czuje się już zupełnie zdrowy.
Janikowski rozpoczął mistrzostwa od pokonania w 1/16 finału Greka Iliasa Boukisa 5:0. Potem wygrał z Eerikiem Apsem (Estonia) 4:0, a w ćwierćfinale z Maksimem Manukjanem (Armenia) 3:1. W półfinale musiał uznać wyższość Taleba Narimana Nematpoura (Iran), przegrywając 1:3. Brązowy medal przegrał z Białorusinem Jawidem Hamzatau, z którym zremisował 2:2, ale to jego rywal ostatni wykonał punktową akcję.
Pozostali reprezentanci Polski też wrócili do kraju bez medali. Edward Barsegjan także przegrał swój pojedynek o brąz a Radosław Grzybicki odpadł już w pierwszej walce.
Janikowski może zawsze spróbować swoich sił w rapie. Trzeba przyznać, że tu nie wyszło mu to najgorzej.
Nie jest tak, że piłkarzom zawsze nie szło. Choćby w ostatni weekend Robert Lewandowski dał kolejny popis w Bundeslidze i znowu zachwycają się nim wszystkie niemieckie media.
Po pasjonującym pojedynku z Bryanem Bouffierem, Kajetan Kajetanowicz wygrał 70. Rajd Polski. Wkrótce potem okazało się, że rajd wróci do kalendarza mistrzostw świata (co można potraktować jako organizacyjne zwycięstwo Polaków).
Świetne debiuty na dwóch różnych galach zaliczyli w UFC dwaj Polacy: Piotr Hallmann (14-1) poddał dźwignią faworyzowanego Franciska Trinaldę (13-3) a Daniel Omieliańczuk znokautował w III rundzie Austriaka Nandora Guelminę (11-4-1).
Ponadto Vive Targi Kielce i Orlen Wisła Płock, rywalizujące w tej samej grupie Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych, wygrały swoje dwa pierwsze mecze w tych rozgrywkach.
Wszelkie sukcesy zostały jednak przyćmione przez klęski siatkarzy i siatkarek - przedstawicieli jednej z ukochanych dyscyplin Polaków - potworny turniej koszykarzy, którzy byli o krok od rozegrania najgorszych mistrzostw w historii czy rozczarowujące wyniki tenisistów. Miejmy nadzieję, że był to ostatni taki wrzesień.