Mariusz Jurasik: Dla mnie to porażka. Do Austrii jechaliśmy po medal

- Rok temu na mistrzostwach świata nie zasłużyliśmy na medal i zdobyliśmy brąz. Teraz zasłużyliśmy i nic nie zdobyliśmy - mówi Mariusz Jurasik

Ostatnie cztery mistrzostwa Starego Kontynentu Polacy kończyli kolejno na 10., 7. i 4. miejscu. - W takim razie za dwa lata w Serbii czas na pierwsze miejsce. Ale do tej imprezy jeszcze daleko. Za rok są mistrzostwa świata w Szwecji. Cieszę się przynajmniej z tego, że zapewniliśmy tam sobie awans bez eliminacji. Będziemy mieć dłuższe urlopy - mówi Jurasik.

Piotr Rozpara: To sukces czy porażka?

Mariusz Jurasik: Dla mnie porażka, bo zasłużyliśmy na medal. Najpierw wygraliśmy grupę śmierci, później jako pierwsi awansowaliśmy do półfinału. Potem coś się stało, przegraliśmy ostatnie trzy mecze. Dlatego to czwarte miejsce, choć najlepsze w historii, to porażka.

Ale przed mistrzostwami to miejsce wziąłbyś w ciemno.

- Na pewno tak, choć jechaliśmy po medal. Co zrobić. Rok temu na mistrzostwach świata w Chorwacji nie zasłużyliśmy na medal i zdobyliśmy brąz, teraz zasłużyliśmy i nic nie zdobyliśmy.

Pierwsza połowa meczu o brązowy medal z Islandią nie przypominała ci przegranego spotkania z Francją sprzed kilku dni?

- Może, nie myślałem o tym. Chcieliśmy grać na stojącego, chyba liczyliśmy, że Islandia odda nam wszystkie piłki, a my będziemy sobie zdobywać łatwe bramki. Indywidualnie chcieliśmy rozwiązywać akcje, jakby zapominając, że piłka ręczna to gra zespołowa i to było zawsze naszą mocną stroną. A w pierwszej połowie meczu o brąz tego zespołu nie było. Dobrze, że po przerwie Sławek Szmal dał sygnał do ataku, uwierzyliśmy, że możemy jeszcze powalczyć. Zdobyliśmy sześć bramek z rzędu i znów dotarło do nas, że możemy nawiązać z Islandią równą walkę. Niestety, w końcówce zmarnowaliśmy tyle samo prostych sytuacji, nie trafiłem także ja.

Jak to się dzieje, że w 10 minut potraficie tak diametralnie zmienić swoją grę?

- Nie wiem. W szatni każdy spokojnie powiedział, że jak mamy tak grać jak przed przerwą, to może lepiej wcale nie wychodźmy na boisko. Bo nie ma co szargać swojego nazwiska i denerwować tych ludzi, którzy to oglądają. Ustaliliśmy, że stawiamy wszystko na jedną kartę, że z każdej akcji rywala próbujemy uruchomić kontratak, nieważne, co się stanie. I tak było, tylko że mecz przegraliśmy w pierwszej połowie. W ćwierćfinale igrzysk w Pekinie było podobnie. Też przegraliśmy pierwszą połowę piątką czy szóstką [14:19] i goniliśmy Islandczyków. Doszliśmy ich chyba na jedną czy dwie bramki, ale przegraliśmy [30:32, Islandia zdobyła później srebrny medal].

Mieliście w głowach sobotni półfinał z Chorwacją?

- Może w głowach coś siedziało. Największą bolączką było jednak to, że graliśmy na stojąco. Przeciwko tak agresywnej obronie trzeba dużo biegać. Tak graliśmy na tych mistrzostwach z Hiszpanią i wygraliśmy. Nawet trener Hiszpanów przyznał potem, że ich założeniem było przerywanie naszych akcji. Ale tak dużo biegaliśmy i tak dobrze podawaliśmy piłkę, że rywale nawet nie byli w stanie nas sfaulować. Dlatego pokonaliśmy Hiszpanię. Przeciwko Islandii tego zabrakło.

Szczypiorniści dostali od prezydenta husarię

To była karuzela wszystkich uczuć - mówi Sławomir Szmal ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.