Piłka ręczna. Przedłużenie układu nerwowego. Jak ME zniosły żony piłkarzy Wenty?

Piłkarze ręczni zdzierają ręce, obijają kolana, tracą nawet kawałki zębów. Ich bliscy też nie wychodzą bez szwanku - zszarpane nerwy, zmiażdżone kciuki. Jednak rozbitych talerzy ?nie stwierdza się?.

Któż jeśli nie pani domu dba o to, żeby w mieszkaniu była porcelanowa zastawa. Również tłuczona. To mogłoby wydawać się normą w domach szczypiornistów. Jednak żony naszych piłkarzy ręcznych starają się - niczym mężowie na boisku - zachowywać zimną krew i nie urealniają plotek o latających obiektach.

Ale i ostoją spokoju bynajmniej nie są. - Nie da się! - stwierdza stanowczo Magdalena Siódmiak. - Może nie w każdym meczu, ale byłam naprawdę bardzo zestresowana. Np. z Niemcami. Bo to pierwszy mecz no i bo Niemcy - z nimi zawsze są szczególne mecze. Potem z Czechami - miał być łatwy, a nie był. No i półfinały i finały - to były straszne nerwy.

Dlatego niektórzy wybrali dzielenie emocji "w stadzie". - Razem z Magdą Siódmiak i Patrycją Łuczyńską oglądałyśmy, emocjonowałyśmy się, kibicowałyśmy - opowiada Aneta Kowalska - Jaszka.

Inni emocje związane z meczem od razu pożytkują. Tak naprawdę tylko uciekając przed drastycznym widokiem twardej męskiej gry. - Mama na pewno znosi to gorzej niż tata - zwierzył się Krzysztof Lijewski. - Z tego co wiem, nie ogląda naszych meczów w TV, tylko ucieka do kuchni, prasuje, pierze, zajmuje się wszystkim, byle tylko nie patrzeć - jedynie słucha komentatora. Ojciec jest troszeczkę mocniejszy psychicznie. Był na meczach o medal, mogliśmy więc trochę porozmawiać.

Najsłabiej spotkania przeżywają dzieci. Ale im z kolei chyba najbardziej doskwiera tęsknota.- Córka jest mała i bardzo tęskni za tatą. Ilekroć Artur dzwoni to zawsze pyta: "Tata tęsknisz? Tata, kiedy wrócisz? Tata kocham cię!". Syn ma już prawie osiem lat i spokojniej do tego podchodzi. Nie przejmuje się ciosami, które Artur nieraz otrzyma - nie widzi tego. Ważne, że widzi go w telewizorze i krzyczy "Brawo tata!".

Ale nie zawsze ręce składają się do braw. Po porażce trzeba pocieszyć ukochanego. - Wtedy najlepiej chyba milczeć. Słowa otuchy są dobre na kilka minut, ale nie pomagają na dłuższą metę.

Dlatego lepiej zapobiegać niż leczyć, czyli od razu "domowymi sposobami" zapewnić naszym chłopakom zwycięstwo. Swoje metody ma Pani Siódmiak. - Zawsze trzymam kciuki. I w ogóle nie puszczam! Bo boje się, że jak to zrobię, to przegrają. Taką mam zasadę.

Nad skutecznością tej metody Pani Magda musi koniecznie jeszcze popracować.

Najnowsze informacje o piłce ręcznej  ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.