W miniony weekend Bayern Monachium rozbił 4:2 Heidenheim, a dwie bramki zdobył Harry Kane. Dla Anglika były to trafienia numer 16. i 17. w tym sezonie Bundesligi, choć za nami dopiero 11 kolejek. I aż trudno w to uwierzyć, ale Kane już w listopadzie pobił wynik z zeszłego sezonu, gdy Niclas Fuellkrug i Christopher Nkunku zakończyli rozgrywki z 16 golami na koncie, dzięki czemu byli na czele klasyfikacji strzelców.
- 17 goli na tym etapie sezonu to niesamowity wynik. Jestem z siebie dumny, ale podziękowania należą się całemu zespołowi, bo stwarza mi wiele szans - mówił po meczu Kane. A Niemcy już zaczęli się zastanawiać, czy rekord Lewandowskiego jest zagrożony.
Przypomnijmy: Gerd Mueller, wielka gwiazda niemieckiego futbolu lat 70., przez 49 lat był autorem niesamowitego rekordu. Król pola karnego zdobył 40 bramek w jednym sezonie Bundesligi. Wydawało się, że to wynik niemal niemożliwy do pobicia. Ale Robert Lewandowski powiedział "sprawdzam".
Rekord Polaka z sezonu 2020/21 był po prostu kosmiczny. No bo jak inaczej określić 41 goli w 29 meczach Bundesligi? I choć wydawało się, że rekord kapitana reprezentacji Polski jest nie do pobicia, to do Monachium przyjechał Kane i już na dzień dobry się ugościł w Bayernie.
Latem Bayern zapłacił Tottenhamowi za napastnika aż 95 milionów euro. Ale nikt w Monachium nie żałuje wydanych pieniędzy.
- Przyszedł do Bayernu jako doświadczony napastnik, który jest kapitanem reprezentacji Anglii oraz posiada odpowiednią osobowość. To zostało kupione razem z nim - tak "Watson" cytuje Lothara Matthaeusa, legendę reprezentacji Niemiec i Bayernu.
- Przy takim wsparciu, jakie dostaje w Bayernie, może strzelić nawet 45 goli w sezonie! Ale co ważne: to nie tylko autor goli, ale także lider. Większy niż Robert Lewandowski, bo bierze na siebie odpowiedzialność, udziela wywiadów... robi selfie. Dokładnie takiego faceta potrzebował Bayernu - podsumował Matthaeus, który rozegrał 150 meczów w kadrze Niemiec, w tym aż 25 na mundialach (od 1982 do 1998 r.).