Manchester City nieoczekiwanie przegrał z Manchesterem United 1:2 i znacznie utrudnił sobie zadanie w pościgu za liderującym Arsenalem. Spotkanie mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej, gdyby nie jedna kluczowa decyzja sędziego Stuarta Attwella. Gracze Pepa Guardioli zupełnie się z nią nie zgadzali, co dali dobitnie do zrozumienia.
City po godzinie gry prowadziło dzięki bramce Jacka Grealisha. Niecałe 20 minut później padła bramka wyrównująca. Stało się to jednak w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach. Długie zagranie do przodu posłał Casemiro, a za piłką pobiegł, będący na wyraźnym spalonym, Marcus Rashford. Napastnik Manchesteru United jej nie dotknął, ale konsekwentnie osłaniał. Strzał oddał natomiast Bruno Fernandes i z dalszej odległości pokonał Edersona.
Piłkarze City byli przekonani, że bramka nie zostanie uznana. Sędzia stwierdził jednak, że skoro Rashford nie miał kontaktu z piłką, to spalonego nie było. Decyzję tę podważają nawet eksperci, tłumacząc, że Anglik również uczestniczył w tej akcji. Pretensje na nic się zdały. Attwell wskazał na środek boiska, a po chwili padła bramka na 2:1. Wynik zamknął Marcus Rashford.
Po meczu zawodnikom gości wyraźnie puściły nerwy. Jak donosi "The Mirror", byli tak źli o akcję z 78. minuty, że zaatakowali sędziego. W tunelu wywiązała się ostra kłótnia. - Wszedłem do niego bardzo późno. Wtedy właśnie kłótnia zbliżała się do końca. Nie wiem, od czego zaczęło ani jaki był jej faktyczny powód, ale wszyscy byli w niezbyt dobrym nastroju. Dobrze, że nie wydarzyło się nic więcej i poniekąd skończyło się w spokoju - relacjonował cytowany przez dziennik obrońca Manchesteru City - Manuel Akanji.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Rozgoryczenie graczy City i tak na niewiele się zda. Wynik poszedł w świat, a ich przewaga nad Manchesterem United stopniała do zaledwie jednego punktu. Mimo wszystko utrzymali drugie miejsce w tabeli Premier League.