W trakcie tegorocznej edycji Pucharu Polski już na etapie ćwierćfinału byliśmy świadkami wielkiego hitu. W środę Legia Warszawa zagrała u siebie z Jagiellonią Białystok. Spotkanie zakończyło się wynikiem 3:1 dla gospodarzy. Rezultat mógł być jednak zupełnie inny, gdyby nie kontrowersyjne decyzje sędziego, o których dyskutuje całe piłkarskie środowisko w naszym kraju.
W 74. minucie spotkania, przy wyniku 1:1, sędzia Piotr Lasyk bez większego zawahania podyktował rzut karny dla mistrzów Polski. Arbiter dopatrzył się faulu Pawła Wszołka na Oskarze Pietruszewskim. Kiedy wydawało się, że piłka za moment będzie ustawiana na jedenastym metrze od bramki, siedzący na VAR-ze Szymon Marciniak wezwał głównego sędziego do monitora, aby jeszcze raz dokładnej przyjrzał się całej akcji. Po chwili namysłu karny dla Jagiellonii został anulowany. Potem Legia strzeliła dwa gole i awansowała do półfinału.
"Każdy ma swoją interpretację. Moja mówi, że dwa karne dla Jagiellonii", "Presja Łazienkowskiej przeraziła arbitra, ewidentny błąd sędziego", "Niespotykany błąd sędziego. Ten odwołany karny to gwałt na logice i protokole VAR" - komentowali eksperci, którzy niemal jednym głosem twierdzili, że zespół Adriana Siemieńca został pokrzywdzony taką decyzją Marciniaka i Lasyka.
Swoją opinię w tym temacie na łamach portalu TVP Sport przedstawił Rafał Rostkowski. Według byłego sędziego ekstraklasy już samo "podyktowanie rzutu karnego można było uznać za decyzję bardzo wątpliwą". 52-latek twierdzi, że finalnie zmiana decyzji ws. "jedenastki" była prawidłowa. "Sytuacja może wzbudzać kontrowersje, ale odwołanie rzutu karnego dla Jagiellonii było zrozumiałe, zgodne z duchem "Przepisów gry", sprawiedliwe. To była chyba najlepsza możliwa decyzja sędziowska w tej sytuacji" - czytamy.
Zobacz też: A jednak! W środku nocy gruchnęły wieści o Messim
"Ortodoksyjni strażnicy "Protokołu VAR" mogliby kwestionować zasadność interwencji VAR, skoro decyzja o podyktowaniu rzutu karnego nie była tak zwanym błędem "jasnym i oczywistym". To prawda, ale mimo to… sędziom należy się uznanie za takie postępowanie. Jeśli byli pewni błędu, to zmiana decyzji była oczywistą koniecznością. Jeśli nie byli pewni, to mieli prawo i powinność zastosować domniemanie niewinności względem domniemanego sprawy faulu, czyli Pawła Wszołka" - tłumaczy Rostkowski.