Lechia Gdańsk walczy o europejskie puchary, a konkretniej Ligę Konferencji Europy i przed niedzielnym starciem ze Stalą Mielec wiedziała, że musi je wygrać. Zaczęło się dobrze, bo po 30 minutach gry gospodarze mieli już dwubramkowe prowadzenie po dwóch trafieniach Łukasza Zwolińskiego. Zostało tylko doprowadzić wynik do końca i cieszyć się z przewagi nad Piastem Gliwice, który jeszcze tego samego dnia zagra z walczącym o mistrzostwo Polski Lechem Poznań.
Lechia na własne życzenie skomplikowała swoją sytuację w drugiej połowie, bowiem Stal doprowadziła do remisu (2:2) na 10 minut przed końcem meczu. Prawdziwa loteria zaczęła się w doliczonym czasie gry. W 92. minucie Zwoliński trafił do siatki po raz trzeci w tym meczu. Niestety sami sędziowie nie wiedzieli, czy gol został strzelony zgodnie z przepisami.
Cały stadion zaczął już celebrować hat-tricka i kolejne trzy punkty dla Lechii, a sędzia nagle anulował trafienie, odgwizdując spalonego po analizie VAR. Ale to nie był koniec! Sędzia nie wznowił gry, by po kolejnych kilku minutach... uznać bramkę po nadal trwającej analizie VAR! Okazało się bowiem, że arbiter w wozie za pierwszym razem źle wyrysował linię spalonego i sędzia główny musiał zmienić decyzję.
Więcej treści sportowych znajdziesz również na Gazeta.pl
Decyzja sędziów wydaje się słuszna, choć cały proces decyzyjny należy określić jednym słowem: kompromitacja. Dlatego mimo wszystko mogą dziwić słowa Krystiana Getingera. To właśnie obrońca Stali złamał linię spalonego, przez co gol mógł zostać uznany. Piłkarz przyznaje się do błędu, ale jednocześnie… ma żal do arbitrów, mimo że podjęli dobrą decyzję. - Wiem, że złamałem linię w tej sytuacji, ale ewidentnie ktoś nie chce, byśmy dalej grali w tej lidze. W następnym meczu zrobimy wszystko i udowodnimy, że ekstraklasa po prostu nam się należy! – napisał na Twitterze.
Sytuacja z 93. minuty nie była jednak jedyną kontrowersyjną sytuacją w tym meczu. Tuż przed bramką na 3:2 faulowany mógł być piłkarz Stali Mielec, Arkadiusz Kasperkiewicz. Sędziowie nie dopatrzyli się jednak przewinienia. Oglądający wyłapali też kontrowersję po drugiej stronie. Jeden z piłkarzy Lechii został umyślnie chamsko potraktowany w polu karnym przez rywala. - Jak dla mnie jest to ewidentny rzut karny i minimum żółta kartka, choć bardziej oczekiwałbym czerwonej – tak tę sytuację ocenił Łukasz Rogowski.