Po sensacyjnym zwycięstwie 2:1 z Argentyną, Arabia Saudyjska nagle przestała być traktowana jako chłopcy do bicia. Trzeba było się z nimi liczyć. Tym bardziej, że Polska na otwarcie w bezbramkowym remisie z Meksykiem pokazała prawdopodobnie najbrzydszy mecz na mundialu. Z Saudyjczykami musiało być lepiej. I było, wygraliśmy 2:0, skaczemy z radości. Ale w sobotnie popołudnie dostaliśmy mocny thriller.
Za kadencji Czesława Michniewicza to defensywa jest najważniejszej elementem gry reprezentacji Polski. Z Arabią Saudyjską też oddaliśmy inicjatywę rywalom, oni mieli częściej piłkę i konstruowali akcje, a my początkowo koncentrowaliśmy się na obrobie. "Biało-Czerwoni" starali się wykorzystywać okazje do kontrataku, ale nie potrafili ich przekuć w dobre i groźne sytuacje. Brakowało przyspieszenia, dobrych decyzji.
Saudyjczycy byli wybiegani, zaangażowani, zdeterminowani. To zresztą cechy charakterystyczne drużyn prowadzonych przez Herve'a Renarda. Starali się grać intensywnie, co sprawiało problemy Polakom, nie mogli szybciej odebrać piłki i przerwać ataku pozycyjnego. Po jednej z takich akcji rywale oddali naprawdę groźny strzał. Mohammed Kanno idealnie mierzył pod poprzeczkę, ale efektowną interwencją popisał się Wojciech Szczęsny.
Dość szybka gra Saudyjczyków wymuszała przerywanie akcji faulem. Niestety, Polacy robili to dość agresywnie. W ciągu kilku minut zobaczyliśmy trzy żółte kartki, istniało ryzyko, że przez ponad godzinę przyjdzie nam grać w osłabieniu. W jednym starciu Matty Cash uderzył rywala łokciem w powietrzu, za co powinna być dla niego druga żółta kartka, ale na szczęście sędzia okazał się łaskawy i nie karał naszego prawego obrońcy.
Większość pierwszej połowy nie imponowaliśmy w ataku. Podchodziliśmy pod pole karne częściej niż w starciu z Meksykiem, ale brakowało dobrego podania w pole karne, po którym można było zamknąć akcję strzałem. Tę niemoc udało się przełamać w 39. minucie. Robert Lewandowski nie wykończył ładnej, szybkiej akcji zespołu, ale szybko dopadł do piłki przy linii końcowej, wycofał do Piotra Zielińskiego, który huknął pod poprzeczkę. Uderzył tak, jakby chciał wyrzucić całą złość, niepewność, wszystkie problemy, które dopadały kadrę, trenera, kibiców. 1:0 dla Polski!
Stracona bramka zadziałała na Saudyjczyków jak płachta na byka. Szybko wywalczyli rzut karny, który można uznać jednak za kontrowersyjny. Krystian Bielik potrącił przeciwnika, ale według ekspertów to nie był to faul, po którym można było wskazać na "wapno". Rywale nawet takiego prezentu nie byli w stanie wykorzystać. Szczęsny stał się na chwilę prawdziwym herosem, królem boiska, broniąc pewnie rzut karny strzelony przez Firasa Al Buraikana, a potem efektownie podbił nad poprzeczkę dobitkę kolejnego rywala. Polacy schodzili do szatni ze skromnym, ale cennym prowadzeniem.
Renard na pewno zmotywował swoich piłkarzy w podobnym stylu do tego, co zrobił przed drugą połową z Argentyną. Saudyjczycy dalej atakowali, grali piłką. Było jednak widać, że wkradła się w ich szeregi niepewność. Nie narzucali już takiego wściekłego tempa, nie trzymali pozycji tak dobrze, jak w pierwszej połowie.
Jednak nasza obrona też nie była taka pewna, miała spore problemy z wybiciem piłki, łatwo ją traciła pod własnym polem karnym. Na nasze szczęście Saudyjczycy pudłowali w prawie każdej sytuacji, jakby za bardzo chcieli strzelić gola. Mogliśmy też liczyć na refleks Szczęsnego, był świetnie dysponowany w sobotnie popołudnie.
Z przodu Polacy byli w stanie tworzyć zagrożenie. Wyborną okazję miał Arkadiusz Milik. Był nieobstawiony, niemalże idealnie główkował, ale piłka zatrzymała się na poprzeczce. Chwilę później w słupek, nieczystym strzałem, trafił Lewandowski.
Arabia naciskała, wywierała presję, szukała szczęścia z każdej możliwej pozycji do strzału. Los im jednak nie sprzyjał, a wszelkie nadzieje na korzystny rezultat Saudyjczycy odebrali sobie sami. W 82. minucie popełnili koszmarny błąd w rozegraniu od tyłu, bez agresywnego pressingu z naszej strony. Piłkę zagarnął Robert Lewandowski, który nie pomylił się w sytuacji sam na sam.
Poczuliśmy ulgę, a przede wszystkim poczuł ją sam Lewandowski. To był jego pierwszy gol na MŚ, w jego oczach pokazały się łzy. To były wzruszające obrazki.
Przeciwników całkowicie opuścił entuzjazm, zatracili chęci do walki. Nie grali już z takim wigorem jak dotychczas, ale wciąż próbowali. Polakom zostało tylko zachować koncentrację, czytać rywala i ewentualnie dobić. Mógł to zrobić Lewandowski, ale bramkarz cudem obronił jego podcinkę.
Udało się utrzymać wynik 2:0 do końca. Zwycięstwo Polski stało się faktem! Cztery punkty dają bardzo dobrą pozycję przed starciem z Argentyną.