Armagedon, który zagraża piątej najbogatszej lidze, uderzy w cały europejski przemysł piłkarski. Oto w świat pójdzie komunikat: piłkarskie prawa telewizyjne przekroczyły granice rozsądku. Czeka nas wielka przecena.
I to obecnie dzieje się we Francji. Choć do rozpoczęcia sezonu zostały raptem dwa miesiące, wciąż nie wiadomo, kto będzie transmitował mecze piątej najsilniejszej ligi Europy. Można powiedzieć więcej: na razie nie ma chętnych, by w ogóle podjąć negocjacje. Jeszcze pół roku temu mówiło się, że liga francuska chce sprzedać pakiet praw do transmisji za miliard euro rocznie na pięć kolejnych sezonów. Potem cena spadła do 800 mln, ale na nawet na tym poziomie liga nie znalazła chętnego do rozmów. Teraz mówi się o 500 mln, ale znów żaden z nadawców nie złożył oferty.
"Canal+, historyczny nadawca ligi francuskiej, pozostaje z dala od negocjacji, ku wielkiemu ubolewaniu francuskiej piłki nożnej, która gra o swoje przetrwanie" - pisze portal Ouest-france.fr.
- Najwyraźniej Canal+ chce zabić francuski futbol. Niech tak będzie. Przyjmujemy to do wiadomości. Jeśli go nie zabije, to przynajmniej osłabi i mu zaszkodzi - mówi na łamach dziennika "L'Equipe" Laurent Nicollin, prezes Montpellier i jednocześnie szef organizacji francuskich klubów Foot Unis. - Może myślą, że ich skrzywdziliśmy. Ale w życiu, kiedy czujesz się pokrzywdzony, umawiasz się na spotkania i rozmawiasz z ludźmi - dodaje. W tych słowach przypomina, że w poprzednim cyklu liga francuska zawarła umowy z Mediapro i Amazon Prime, pominąwszy Canal+, który przez dziesięciolecia pokazywał Ligue 1.
Nicollin, zapytany o los swojego klubu, odpowiedział: - Nie zamierzam się o nic martwić, po prostu zbankrutuję. Złożę wniosek o upadłość i pójdę na śmietnik. Nie zamierzam się denerwować. Może pięć lub sześć klubów zbankrutuje. Wielkie kluby zostaną.
Montpellier jest jednym z tych klubów, w których przychody ze sprzedaży praw telewizyjnych to gigantyczna pozycja w budżecie - grubo ponad 60 procent. W innych klubach umowy telewizyjne zapewnianą od 40 do 60 procent budżetu. Najmniej uzależnione od krajowych wpływów telewizyjnych jest PSG, które w ten sposób zaspokaja sobie siedem procent przychodów.
Kłopoty klubów francuskich zaczęły się jeszcze przed pandemią - w 2018 r. Wtedy to liga porzuciła Canal+ i sprzedała prawa do transmisji chińskiej firmie Mediapro za rekordowe 800 mln euro za sezon. Decyzja okazała się fatalna. Chińczycy nie byli w stanie zdobyć odpowiedniej liczby abonentów, by inwestycja im się zwróciła. W dodatku wybuchła pandemia i ostatecznie firma wycofała się z umowy. Liga musiała na gwałt szukać nowego partnera do transmisji meczów i zaoferować sporą zniżkę.
Już wtedy francuskim klubom zajrzało w oczy bankructwo. Liga postanowiła więc zawiązać spółkę z funduszem CVC Capital Partners. Francuzi wnieśli do spółki prawa komercyjne do ligi, a bankierzy odkupili 13 procent udziałów za półtora miliarda euro.
Teraz finansowe tsunami uderza we francuskie kluby po raz drugi. Bez nowej umowy telewizyjnej nie mogą sobie one zapewnić nawet niewielkich pożyczek bankowych na bieżące funkcjonowanie. Z każdym dniem rośnie ryzyko, że z chwilą otwarcia okna transferowego większość klubów francuskich ogłosi promocyjną wyprzedaż zawodników tylko po to, by przetrwać. O jakichkolwiek transferach do klubów już nie ma mowy. Oczywiście wyjątkiem jest PSG, któremu katarscy właściciele zapewnią świetne funkcjonowanie nawet bez pieniędzy za ligowe transmisje.
Dziennik "Financial Times" pisze, że w ratowanie ligi francuskiej zaangażował się nawet prezydent kraju Emmanuel Macron. W tej sprawie miał się spotkać z emirem Kataru. Francuski oddział katarskiej telewizji BeIN pokazywał Ligue 1 w przeszłości do spółki z Canal+. Na razie nie ma jednak mowy o tym, by Katarczycy uratowali ligę francuską. - To bardzo polityczna bitwa - mówi "Financial Times" anonimowe źródło, z którego dziennik czerpał informacje o negocjacjach między głowami państw.
Kłopoty, które przeżywa liga francuska, to bardzo zły sygnał dla całej piłkarskiej Europy. Kilka tygodni temu z podobnym problemem mierzyła się Serie A. Umowę telewizyjną ostatecznie udało się zawrzeć, ale za cenę o prawie 400 mln euro za sezon niższą niż na starcie negocjacji. Okazuje się, że piłkarskie ligi nie są już tak atrakcyjnym produktem telewizyjnym dla komercyjnych nadawców, jak wydawało się jeszcze kilka lat temu.