Porażający stan Camp Nou: 127 usterek. 44 zagrażają zdrowiu kibiców. Zarząd wiedział od dawna

O opłakanym stanie Camp Nou zarząd Barcelony wiedział od kilku lat. Nie zrobił nic choćby z jedną z 127 opisanych w raporcie usterek. Zrobić powinien, bo 44 problemy zagrażały zdrowiu kibiców, którzy nieświadomi kłopotów zasiadali na kolejnych meczach.

W 2019 roku - 24 miesiące po 60 urodzinach  Camp Nou - japońska firma Nikken przekazała władzom Barcelony raport. Był on wynikiem inspekcji stadionu przez specjalistów firmy. Nikken wygrał przetarg na modernizację obiektu i gruntownie się jemu przyjrzał. Poprzedni zarząd klubu z prezesem Josephem Marii Bartomeu na czele, zamknął jednak dokumenty w szafce i specjalnie się nimi nie przejmował. Dopiero teraz do szokujących informacji dokopali się dziennikarze gazety "La Vanguardia" i opublikowali najpoważniejsze niedociągnięcia. Od kilku dniu Barcelona żyje kolejną wtopą klubu, a kibice dowiadują się coraz to gorszych informacji o swej arenie.

Zobacz wideo "Barcelona gra jak Stoke. Koeman jest żywym trupem w Barcelonie"

Fetor, muchy i odchody w gastronomii

Co ciekawe kłopoty Cam Nou nie zaczęły się w 2019 roku z chwilą informacji przekazanych przez Nikken. Już w 2013 firma Gold Service, która specjalizowała się w usuwaniu szkodników, też wypunktowała w dokumentach ogromne problemy z gołębiami. Ptaki gnieździły się w różnych miejscach wewnątrz stadionu, a ich gniazda były całe w odchodach. Niektóre gniazda miała 20 centymetrów, co świadczyło, że gołębie są tam od dawna. Jeśli ktoś z kibiców zastanawiał się nad nieprzyjemnym zapachem w niektórych strefach obiektu czy rojami much, to raport te zjawiska też szczegółowo wyjaśnia. Dodaje, też, że w niektórych miejscach ptasie odchody spadały bezpośrednio na miejsca, gdzie przygotowywano czy spożywano posiłki na stadionie.

"To było smutne. Działacze byli nieodpowiedzialni. Sądząc po wielkości i liczbie gniazd, ten problem sięgał kilku lat" - mówił hiszpańskim mediom Tony Mora, którego podpis widnieje pod raportem. Wówczas prezesem klubu był Sandro Rosell, ale on też po otrzymaniu dokumentów, nie skontaktował się ponownie z Gold Service.

Nowszy raport, który opisuje 127 uchybień, zaznacza też 44, którymi trzeba było zająć się od razu, bo zagrażały one bezpieczeństwu widzów. Chodziło m.in. o fragmenty dekoracji stadionu wzniesionego w 1957 roku, które nie trzymały się konstrukcji i mogły spadać na głowy widzów. Po otrzymaniu tych informacji na Camp Nou odbyło się jeszcze 21 meczów, w tym El Classico z Realem Madryt i kilka spotkań Ligi Mistrzów. Pewnie byłoby ich więcej, gdyby nie epidemia koronawirusa i nowy zarząd klubu. To pod rządami tymczasowego prezesa Carlesa Tusquetsa zajęto się najbardziej palącymi problemami. Choć najpierw jeszcze raz zamówiono nową inspekcję. Za Joana Laporty (kolejnego prezesa) przeznaczono 1,8 mln euro na łatanie stadionowych dziur.

Łatanie dziur i modernizacja za 1,5 mld euro

Łatanie dziur to termin dobry, bo o tym, że Camp Nou wymaga poważnej przebudowy, mówi się już od ponad dekady. W 2007 roku powstał nawet plan przebudowy stadionu i otaczającej go przestrzeni. W 2018 roku zaprezentowano wizualizację Espai Barca ("Przestrzeń Barcy"), szacując koszt prac na 600 mln euro. To kwota, która jest już nieaktualna. Tak jak nieaktualne są źródła jej pozyskania (środki własne, sprzedaż praw do nazwy nowej areny oraz pożyczki z banku). W klubowej kasie nie ma pieniędzy na inwestycje. Laporta chce zatem zaciągnąć kredyt w wysokości 1,5 mld euro, wyprowadzić się z obiektu na rok i po trzech latach grać już na nowoczesnym i powiększonym do 110 tys. widzów stadionie. Na operację pożyczki muszą zgodzić się jednak klubowi socios, którzy w rozmowie z "The Athletic" już przekazali kilka swych obaw. Co w sytuacji, jeśli pożyczki nie uda się zwracać z zysków, bo ich nie będzie? Czy nie lepiej najpierw ustabilizować finansową sytuacją klubu i zacząć działać za jakiś czas? - takie były główne pytania fanów Barcy. 17 października Camp Nou będzie w pełni otwarte dla kibiców pierwszy raz od 589 dni. Barcelonę czeka wtedy mecz z Walencją.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.