Justyna Święty-Ersetic przygotowuje się do występu w mistrzostwach Europy w Monachium i obrony tytułu w biegu na 400 metrów. Za Polką nieudane mistrzostwa świata w Eugene, gdzie uraz wykluczył ją z indywidualnego startu, a wyniki w sztafetach były dalekie od oczekiwań. Teraz przed nią występ w 13. Memoriale Kamili Skolimowskiej.
Cykliczna impreza odbędzie się już w sobotę 6 sierpnia. Tym razem zawody będą miały inny prestiż, bo po raz pierwszy zostały one włączone do cyklu Diamentowej Ligi. - To jest przełomowy moment dla polskiej lekkoatletyki. Wszyscy czekaliśmy latami, aż to stanie się możliwe. Prawdę mówiąc, miałam już taki moment, w którym zwątpiłam, że tego doczekam. A jest. Spytaj kogokolwiek ze startujących, wszyscy odpowiedzą, że już przebierają nogami - powiedziała zawodniczka w rozmowie z Michałem Chmielewskim z TVP Sport.
Mistrzyni olimpijska w sztafecie mieszanej nawiązała też do wydarzeń, które miały miejsce w Eugene. Podczas mistrzostw świata atmosfera w drużynie nie była najlepsza, a zawodniczki oprócz zmagań na bieżni musiały również mierzyć się z pytaniami dziennikarzy na temat konfliktu.
- Każdą z nas to kosztowało mnóstwo sił, a przez półtora tygodnia przelało się bardzo dużo niepotrzebnych słów. To, że narosła różnica zdań w grupie, nigdy nie miało prawa wyjść do mediów. Jeszcze się dobrze MŚ nie zaczęły, a my już miałyśmy ich dosyć. Wyszło, trudno, ale już zapomnijmy. Ja osobiście po Eugene mam dużą lekcję, ale też nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz. Dobrze byłoby to zatrzeć w Monachium, najlepiej medalem i spokojem - stwierdziła biegaczka i dodała, że chciałaby sobie udowodnić, że jest to jedynie wypadek przy pracy.
- Pewną pracę przed Monachium wykonać było trzeba i nogi ją jeszcze czują. Co to da teraz, nie wiem. W sumie to ważniejsze jest, żeby na mistrzostwach Europy dało - podsumowała.