„Jeeeeeremyyy Sooooooochan!" – krzyknął konferansjer w 13. minucie, po najładniejszej, jak się później okazało, akcji meczu. Jeremi Sochan dostał piłkę pod koszem, obrócił się w podkoszowym tłoku i efektownie, omijając w powietrzu rękę rywala, władował piłkę do obręczy. Kibice Biało-Czerwonych aż podskoczyli na trybunach hali w Sosnowcu.
Chwilę wcześniej Sochan trafił do kosza po wejściu z lewej strony, a po efektownym wsadzie wykończył jeszcze kontrę. Polacy zbliżyli się wtedy na 25:26, po nieudanym początku meczu musieli gonić. Bo Filipińczycy, 37. zespół światowego rankingu – Polska jest 15. – okazał się w sobotę groźnym, zdeterminowanym rywalem. W końcu tak, jak Biało-Czerwoni, szykuje się do turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk w Paryżu.
Na początku meczu większe wrażenie zrobili goście, a konkretnie – ich kibice. Filipińczycy to naród kochający koszykówkę, w ich kraju to dyscyplina numer 1. Mecz w Sosnowcu był świętem dla obywateli tego kraju mieszkających w Polsce, organizatorzy szacowali, że na trybunach około tysiąca. I choć Polaków było więcej, to głośniejsi – i to wyraźnie! - byli Filipińczycy. Ich doping początkowo ograniczał się do pisku i głośnych okrzyków zachwytu, ale były one naprawdę głośne. Z czasem ubrani przeważnie na niebiesko kibice zaczęli wspierać swój zespół w sposób zorganizowany. Konferansjer próbował zachęcać do dopingu polskich kibiców, ale gości na trybunach przekrzyczeć się nie dało.
Jeśli chodzi o grę, to początek był wyrównany, ale też ze wskazaniem na gości. Trochę problemów sprawił Polakom mierzący 221 cm Kai Sotto, po dwóch faulach boisko szybko opuścił nasz środkowy Aleksander Balcerowski. Biało-Czerwoni mieli problem z trafianiem do kosza, a goście znajdowali miejsce pod obręczą i powiększali przewagę. W końcówce pierwszej kwarty prowadzili nawet 23:14, w punktach spod kosza w tej części Filipińczycy zdominowali nas 16:2.
Po świetnym momencie Sochana w drugiej kwarcie mecz się wyrównał. Do remisu 33:33 doprowadził Mateusz Ponitka i Polacy nie zwalniali. Po drugiej kwarcie wygranej 25:15 do przerwy było 41:38 dla Biało-Czerwonych. A na początku drugiej połowy ciężar gry na siebie wziął Michał Sokołowski i gospodarze zaczęli budować przewagę.
Ale to był zdecydowanie trudniejszy mecz niż piątkowe spotkanie w katowickim Spodku, gdzie Polacy rozbili Nową Zelandię 88:59. Filipińczycy walczyli, świetnie grał u nich naturalizowany Amerykanin Justin Brownlee, który zdobył aż 30 punktów i w połowie trzeciej kwarty wynik znów był bliski remisu. Choć trzeba przyznać, że w trzeciej kwarcie trener Igor Milicić korzystał głównie z rezerwowych, także z końca ławki. Odpoczywali Ponitka i Sochan, na parkiet w ogóle nie wchodził A.J. Slaughter.
Po trzech kwartach Polacy prowadzili tylko 58:56. Na początku czwartej kwarty znakomity Sokołowski znów pchnął zespół do przodu, Biało-Czerwoni wygrywali w 34. minucie 67:56 i nie pozwolili się już dogonić, choć ambitni przeciwnicy przy ogromnym tumulcie gonili do końca. Ostatecznie zwyciężyli 82:80, a graczem meczu był "Sokół", który zdobył 21 punktów, miał pięć asyst i cztery przechwyty.
Sochan w swoim drugim meczu po powrocie z kontuzji, zdobył osiem punktów i miał cztery zbiórki w 12 minut - był ewidentnie oszczędzany. Podobnie jak Ponitka, który w piątek w Spodku ustanowił swój rekord kariery zdobywając 29 punktów. W sobotę zatrzymał się na siedmiu i 13 minutach na boisku. 10 punktów zdobył Balcerowski, a osiem dodał Andrzej Pluta.
To było ostatnie spotkanie kontrolne Polaków - Biało-Czerwoni przegrali z Grecją, Chorwacją i Brazylią, pokonali Nową Zelandię oraz Filipiny. W niedzielę reprezentacja leci do Walencji, gdzie we wtorek rozpoczyna się turniej kwalifikacyjny do igrzysk. W grupie Polacy zmierzą się z Bahamami i Finlandią, w drugiej są Hiszpania, Angola i Liban. Do Paryża pojedzie tylko jeden z tych zespołów, zdecydowanym faworytem są gospodarze z Hiszpanii.
Komentarze (16)
Tysiąc Filipińczyków zagłuszył Polaków! Nawet Sochan nie pomógł