EuroBasket 2015. W meczu z Finlandią okaże się, czy polscy koszykarze mają to, co Finowie

- W czwartek, w meczu z Finlandią, kolejny test reprezentacji koszykarzy. Test trudny: umiejętności odbudowania się po słabszym meczu przy jednocześnie rosnącym poziomie gry i stawce spotkania. Jeśli Polacy go zdadzą, to kolejny krok na etapie przebijania się do czołówki zostanie wykonany - pisze z Montpellier Łukasz Cegliński ze Sport.pl po porażce 73:75 z Izraelem.

Podoba mi się to, co trener Mike Taylor powtarza polskim koszykarzom. To, co we wtorek przywołał Adam Waczyński. - Trener przypomina nam, że gwiazdy, wielcy gracze, nie byli wielcy od razu. Że do czołówki się przebijali. Wpaja nam do głowy, że my jesteśmy na tym etapie.

Na etapie przebijania się do czołówki ma nadzieję być też cała reprezentacja. Proces budowy drużyny, którą oglądamy, rozpoczął się rok temu - niełatwe eliminacje udało się wygrać, teraz Polacy zwyciężyli w dwóch pierwszych meczach EuroBasketu i zapewnili sobie awans do 1/8 finału, czyli najlepszej szesnastki na kontynencie. To postęp, to sukces. Umiarkowany, ale jednak.

Oczywiście nie można na tym poprzestać, w Montpellier reprezentacja Polski pokazuje, że stać ją na więcej. W wygranych bitwach z Bośnią i Hercegowiną oraz z Rosją i w zaciętym spotkaniu z Francją, zobaczyliśmy w grze biało-czerwonych tyle pozytywów, że wcale nie przysłania ich porażka w słabym stylu z Izraelem. Fakty są takie, że Mateusz Ponitka i Adam Waczyński są na tym turnieju w świetnej formie, a Marcin Gortat, A.J. Slaughter, Damian Kulig, Łukasz Koszarek, Aaron Cel i reszta potrafią ich wspomóc. Może nie wszyscy razem w każdym meczu, może nie na najwyższym poziomie, ale wystarczająco, by wygrywać mecze na poziomie mistrzostw.

Teraz czas na kolejny test. Test trudny: umiejętności odbudowania się po słabszym meczu przy jednocześnie rosnącym poziomie gry i stawce spotkania. Rok temu w eliminacjach Polacy zdali go w wyjazdowym meczu z Niemcami, gdy kilka dni po wpadce w Austrii potrafili pokonać drugi najlepszy zespół w grupie w Bonn. Teraz wyzwanie jest oczywiście o wiele większe, ale łatwiej przecież nie będzie. To po prostu kolejny etap przebijania się do czołówki. O tym mówi Taylor, tego chcą koszykarze, a innej drogi jak ciężka praca i wiara w siebie nie ma. Niezależnie od tego, czy się wygrywa, czy się przegrywa.

Doskonale wiedzą o tym Finowie. Kilkanaście lat temu Finlandia na koszykarskiej mapie była białą plamą, teraz aspiruje do europejskiej czołówki. Na dwóch ostatnich EuroBasketach zajęła dziewiąte miejsca, w 2014 roku zagrała na mistrzostwach świata w Bilbao. Na Finlandii możemy, a nawet powinniśmy się wzorować. Prawdopodobnie pod każdym względem, który dotyczy budowy reprezentacji - od konsekwentnej pracy trenera, po jej barwną otoczkę.

Dlatego przechadzam się w Montpellier między fińskimi kibicami i chodzę na wszystkie pomeczowe konferencje Henrika Dettmanna. Fiński trener to świetna postać. O meczach, o koszykówce potrafi mówić w innym, szerszym kontekście niż większość szkoleniowców. Po meczu z Bośnią, który jego zespół wygrał 88:59, Dettmann mówił:

- Wiedzieliśmy, że to będzie ciężki mecz, bo Bośnia gra dobrze, zostawia serce, jest twarda. Musieliśmy się skupić, trzymać naszej strategii, odebrać im miejsce. I wydaje mi się, że zrobiliśmy to dobrze. Jeśli chodzi o obronę, rozegraliśmy chyba najlepsze spotkanie tego lata. Po spotkaniu z Rosją mówiłem, że mój zespół może zrobić postęp w defensywie, ale teraz wciąż widzę możliwość jej poprawy.

- Możemy grać w obronie lepiej, wysiłek może być jeszcze bardziej spójny, zespołowy. Taki, żebyśmy mogli pokazać prawdziwą koszykówkę susijengi. Susijengi to wataha wilków. I odnosi się to i do drużyny, i do kibiców. Susijengi to bycie wojownikiem. Rzucanie się po piłkę na boisko, walka w każdej akcji.

Zapytałem Dettmanna, jak ciężki dla jego zespołu był moment, w którym miał bilans 0-2 po dwóch meczach turnieju. Jak trener motywował wtedy drużynę? Dettmann: - Widzicie, większość patrzy na wyniki. My patrzymy na poziom gry, staramy się go oceniać realnie. W meczu z Francją ten poziom był dobry, przeciwko świetnemu zespołowi graliśmy dogrywkę, nie mieliśmy powodu, by opuszczać głowy. Potem, przeciwko Izraelowi, nie mieliśmy tyle energii, ile potrzebowaliśmy, popełnialiśmy te same błędy, które zdarzały się nam podczas przygotowań - mówił Dettmann, który w ramach zasady "bez wymówek" nie wspomniał, że po długim, wieczornym meczu z Francją następnego dnia z Izraelem jego zespół grał już o 17.30.

- Motywacja? Spójrzcie na naszych kibiców. Mając ich za sobą, po prostu nie da się po dwóch meczach myśleć o powrocie do domu - na tym Dettmann skończył, ja podziękowałem, ale nagle trener dodał: - Jest też jeszcze jedno, może znacie fińskie słowo "sisu"? To termin, w którego znaczeniu zawiera się walka do końca, niezgoda na poddanie się, odwaga. To słowo stało się popularne podczas drugiej wojny światowej, od tamtej pory jest to część fińskiej mentalności. Coś, co mają też fińscy koszykarze.

Czy mają to Polacy? Przypadek chciał, że przekonamy się o tym właśnie w meczu z Finlandią. - Jeśli dajesz z siebie wszystko, wyniki przyjdą. Choć oczywiście, nie da się wygrać każdego meczu. Po prostu, musisz się z tym pogodzić - mówił, nieco refleksyjnie, Dettmann. A Mike Taylor zauważył: - Specyfika turnieju polega na tym, że wszystko zmienia się z meczu na mecz, z dnia na dzień. Jednego dnia możesz wyglądać tragicznie, a następnego - grać jak mistrz. Odbijemy się.

Jeśli tak, to kolejny krok na etapie przebijania się do czołówki zostanie wykonany.

Najlepsze wsady z sezonu NBA i kilka innych, które też są super [WIDEO]

Czy wierzysz w medal reprezentacji Polski?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.