Ktoś ukradł koszulkę Michaela Jordana. Wzięli replikę od kibica. "Irytujące"

Łukasz Cegliński
Do legendy przeszła koszulka z numerem 23, w której zdobył sześć tytułów mistrzowskich, wszyscy pamiętają też nr 45, z którym grał po pierwszym powrocie do NBA. Ale w Walentyki w 1990 roku, w wyjazdowym meczu z Orlando Magic, Michael Jordan nieoczekiwanie zagrał z nr. 12.

Ten dzień i mecz zapisał się na trwałe w historii NBA. Michael Jordan, koszykarz wszech czasów, jeden jedyny raz zagrał w niej z nr. 12 i bez nazwiska na plecach. – Nigdy wcześniej mi się to nie przytrafiło. To szalenie irytujące, bo jak przyzwyczaisz się do pewnych rzeczy, to źle się czujesz, gdy ktoś ci coś poprzestawia – mówił po meczu Michael.

Zobacz wideo Tak trenuje Zlatan Ibrahimović. Bestia!

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Chicago Bulls, ci dopiero rosnący w siłę, na rok przed pierwszym tytułem mistrzowskim, grali w Orlando na zakończenie męczącej, sześciomeczowej serii wyjazdowej, podczas której odwiedzili Houston, San Antonio, Denver, Los Angeles i Miami. Nie była to seria udana – zaczęła się od czterech porażek, wygrać udało się dopiero w Miami. Jordan rzucił w tym meczu 26 punktów – niewiele, jak na swoje standardy. Ówczesny sezon znakomity strzelec zaczął od 54 punktów, do meczu w Orlando aż 11 razy zdobywał 40 lub więcej.

Ale zmęczeni czy nie - Bulls 14 lutego 1990 roku mieli bilans 29-19 i byli faworytem meczu z Magic, którzy wówczas debiutowali w NBA i mieli 14 zwycięstw przy 33 porażkach. Dla Bulls była to zresztą druga wizyta w Orlando Arena w tamtym sezonie – w grudniu przegrali 109:110, a Jordan zdobył aż 52 punkty. Trafił wówczas aż 20 z 37 rzutów, miał także sporo zbiórek, asyst i przechwytów.

I może dlatego jego ponowny przyjazd do Orlando wzbudził aż takie poruszenie?

Koszulka z nr. 23 została skradziona między porannym treningiem rzutowym, a początkiem przygotowań do meczu, czyli gdy do podrzutu pozostawało 90 minut. Kiedy dokładnie i kto ukradł koszulkę Jordana – nie wiadomo. Ochroniarze przesłuchali pracowników hali, próbowali znaleźć zgubę, ale bezskutecznie.

Jordan przymierzył koszulkę, ale ta okazała się za mała

Mało tego – w hali rozpoczęły się poszukiwania jakiejkolwiek koszulki Bulls z nr. 23. Od jednego z kibiców pożyczono nawet tzw. replikę, którą Jordan przymierzył, ale ta okazała się za mała. Bulls nie mieli zapasowego stroju dla każdego z graczy, mieli tylko jeden komplet z nr. 12 i bez nazwiska. I taką koszulkę założył w końcu Michael.

I w takiej wybiegł na boisko:

 

Nietypowa koszulka nie wpłynęła na grę Jordana w tym spotkaniu – Michael trafił 21 z 43 rzutów z gry, miał 7/10 z wolnych i w sumie zdobył aż 49 punktów. Dodał do tego siedem zbiórek i dwie asysty.

Odnośnie jego statystyk ciekawą rzecz zauważyli po latach dziennikarze "Slam": "Jak na ironię, Jordan nie zaliczył w tym meczu przechwytu, a przecież był pod tym względem najlepszy w lidze". W oryginale ten cytat brzmi zdecydowanie lepiej, bo koszykarski przechwyt to po angielski "steal", czyli "kraść". Z drugiej stronie, co też wymowne - po tym, jak Jordan stracił koszulkę, w meczu nie zaliczył żadnej straty.

Ale cieszyć nie miał się z czego, bo mecz zakończył się nieoczekiwaną porażką Bulls, którzy roztrwonili kilkanaście punktów przewagi z trzeciej kwarty. Goście pozwolili Magic doprowadzić do dogrywki i ostatecznie ulegli 129:135. Dla zwycięzców 34 punkty zdobył Terry Catledge, Sidney Green miał 16 i 19 zbiórek, a rezerwowy Scott Skiles – 16 i 8 asyst.

W tym niezwykłym meczu grał też znany potem świetnie z polskich parkietów Michael Ansley, który jako rezerwowy Magic zdobył 11 punktów w 26 minut.

Jordan po mecz był bardzo zły, podobno odmówił podpisywania autografów dla kibiców.

Tego, kto ukradł koszulkę z nr. 23 nigdy się nie dowiedziano. Ale podobno kilka dni później znaleziono ją pod jednym z ruchomych paneli podwieszanego sufitu w szatni gości w Orlando Arena.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.