W środowy wieczór zmierzyły się ze sobą dwie najlepsze drużyny konferencji wschodniej. Zawodnicy Chicago Bulls ostatni raz przegrali u siebie 28 listopada ubiegłego roku, a potem odnieśli dziewięć zwycięstw z rzędu. Natomiast drużyna prowadzona przez Steve'a Nasha cały czas próbuje dogonić Bulls w tabeli konferencji wschodniej.
Mecz miał nieco niespodziewany przebieg. Już po trzech kwartach goście prowadzili bardzo wysoko - 101:79. Pod koniec trzeciej i na początku czwartej kwarty mieli nawet wygrany fragment gry aż 22:0 i z wyniku 92:77 zrobiło się 114:77. W efekcie w ostatniej kwarcie odpoczywać już mogli najwięksi gwiazdorzy Nets: Kevin Durant (27 punktów i 9 zbiórek), James Harden (25 punktów i aż 16 asyst) oraz Kyrie Irving.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Goście wygrali, bo mieli aż 56,3-proc. skuteczności w rzutach z gry i popełnili zaledwie dziewięć strat (Bulls odpowiednio 46,9 proc. i 17 błędów). W efekcie zrewanżowali się Chicago za dwie poprzednie porażki w tym sezonie.
- Dwie porażki z tym rywalem, numerem jeden na wschodzie i mocno zaangażowani kibice. To wszystko bardzo dobrze na nas podziałało i wygraliśmy - powiedział po meczu Steve Nash.
Bulls z bilansem 27 zwycięstw i 12 porażek wciąż prowadzą w konferencji wschodniej. Na drugim miejscu (26 wygranych i 14 porażek) są Nets.
Świetny występ tej nocy zaliczył Dejounte Murray. Rozgrywający San Antonio Spurs zdobył 32 punkty, miał dziesięć zbiórek i jedenaście asyst w przegranym u siebie meczu z Houston Rockets 124:128. Takie statystyki ostatni raz w barwach Spurs miał słynny znakomity center David Robinson 28 lat temu - w 1994 roku.