Dominik Pastuszka to niezwykle doświadczony i utalentowany jeździec, który specjalizował się w wyścigach konnych z przeszkodami. W minionym roku wziął udział w aż 91 zawodach. W czwartek 1 lutego doznał poważnego wypadku na torze w Pizie podczas czwartego biegu galopu nagrody Oleandro na dystansie 3500 metrów przez przeszkody. Wszystkiemu z trybun przyglądała się jego żona.
W połowie gonitwy koń, którego dosiadał Polak, uderzył w przeszkodę i stracił równowagę. W wyniku kolizji zwierzę upadło, a dżokej został wyrzucony w powietrze. Następnie spadł na ziemię i doznał poważnych obrażeń głowy. Szybko na miejscu zjawiły się służby medyczne, które przewiozły zawodnika do pobliskiego szpitala w Cisanello. Z kolei konia uśpiono po kilkunastu godzinach, on także doznał poważnej kontuzji.
Od początku było wiadomo, że stan Pastuszki jest ciężki, a lekarze nie dawali mu wielkich nadziei na powrót do pełnej sprawności. Tak przynajmniej wynika z relacji Il Tirreno. Polak przeszedł też operację neurochirurgiczną, a następnie przeniesiono go na oddział intensywnej terapii. W piątek przy łóżku pacjenta zebrali się lekarze i po kilkunastu minutach ocenili, że doszło do śmierci klinicznej.
Dramat dżokeja wywołało spore poruszenie w świecie wyścigów konnych. Osoby związane z tym sportem zaczęły słać wyrazy współczucia bliskim polskiego dżokeja. "To bardzo smutna wiadomość. W tej chwili jestem myślami z całą rodziną Polaka, jego przyjaciółmi i współpracownikami" - pisał jeden z dżokejów na X.
Kondolencje złożył też prezes Italian Horse Protection, pierwszego włoskiego stowarzyszenia na rzecz ochrony koni z siedzibą w Montaione. "Wyrażamy najgłębsze wyrazy współczucia rodzinie Dominika Pastuszki" - przekazał. Działacz dodał też, że nie zgadza się na wykorzystywanie zwierząt w celach sportowych, tym bardziej że jego zdaniem ta dyscyplina cieszy się coraz mniejszą popularnością.