"Obajtek wyrzucał całe furmanki pieniędzy na sport". Po wyborach koniec czasu "demoralizacji"?

Agnieszka Niedziałek
Jedni zapewniają o spokoju i go doradzają, inni zapowiadają jazdę bez trzymanki i miszmasz na wiosnę. W polskim sporcie trwa czekanie na powyborcze ruchy w ministerstwie sportu i spółkach Skarbu Państwa. Te drugie od dawna sponsorują wiele związków i klubów, choć zdaniem niektórych ostatnio przybrało to formę wręcz demoralizującą. Większym łatwiej przetrwać bez tego wsparcia. Nadzieją mniejszych może być pewien bufor bezpieczeństwa.

Największy sponsor polskiego sportu - takie dumnie brzmiące hasło pojawia się przy logo Orlenu na stronie Związku Piłki Ręcznej w Polsce. W majowym raporcie koncern podał, że w ramach sponsoringu sportowego wspiera blisko 100 indywidualnych zawodników, ponad 70 klubów, 11 związków, dwa komitety oraz 300 tys. dzieci. Nie jest on jedyną spółką Skarbu Państwa lub z udziałem SP, która mocno udziela się w sporcie. Zaangażowane są też m.in. Polska Grupa Energetyczna, Enea, Tauron i Krajowa Spółka Cukrowa. To, co jedni uznają za dobrą wiadomość dla samego sportu, dla innych stanowi też element taktyki politycznej i kampanii wyborczej. Wybory parlamentarne już za nami i najbardziej realna wydaje się zmiana władzy. W związku z tym zmieniłyby się też osoby zarządzające ministerstwem sportu i spółkami SP. Czy związki i kluby mają się czego obawiać?

Zobacz wideo Szokujące słowa byłego reprezentanta. "Trzy razy przestrzelimy"

Jazda na tym samym wózku. "Nie sądzę, by ktokolwiek, kto teraz będzie rządził, był zainteresowany zaoraniem sportu"

We wtorek późnym popołudniem Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła ostateczne wyniki. Prawo i Sprawiedliwość zdobyło 35,38 proc. głosów, Koalicja Obywatelska 30,7 proc., Trzecia Droga 14,4 proc., Lewica 8,61 proc., Konfederacja 7,16 proc., Bezpartyjni Samorządowcy 1,86 proc., a Polska Jest Jedna 1,63 proc. Po co te dane w tekście o tematyce sportowej? Bo mogą one mieć przełożenie na przyszłość poszczególnych krajowych federacji i klubów.

- Przede wszystkim trzeba czekać teraz na utworzenie nowego rządu. Ale myślę, że związki nie powinny się obawiać. Sport z założenia powinien być apolityczny. Wszystkim nam - prezesom związków, jak i władzom ministerstwa sportu - powinno zależeć na tym, by polscy sportowcy osiągali jak najlepsze wyniki. To będzie obopólna radość. Nawiązując nieco do mojej dyscypliny – wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Sukcesy w poszczególnych dyscyplinach są też sukcesem resortu, który finansuje polski sport. Ja jestem spokojny, ale myślę, że także wszyscy prezesi polskich związków sportowych (PZS - red.) powinni być - mówi Sport.pl Adam Korol, szef Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich.

Niektórzy z przedstawicieli innych federacji też wspominają o założeniu apolityczności sportu i zapewniają o spokojnym podejściu do sytuacji. Ale jednak wolą się obecnie nie wypowiadać pod nazwiskiem na ten temat. Brak wpływu układu sił politycznych na sport to teoria, z praktyką różnie bywa i przyznaje to także Korol.

- Rzeczywiście, czasem można było odnieść wrażenie, że trochę za dużo tej polityki w sporcie, a – moim zdaniem – tak nie powinno być. Sport jest naszym dobrem narodowym. Wszyscy się cieszymy i utożsamiamy z sukcesami naszych zawodników na światowych arenach - podkreśla.

Ale zarówno on, jak i działacz innej federacji są przekonani, że spodziewana zmiana władzy nie pociągnie za sobą gwałtownych ruchów w funkcjonowaniu sportu. A różne sympatie polityczne - choć istnieją - to nie będą miały dużego znaczenia.

- Oczywiście, każdy będzie miał teraz ewentualnie do wykonania nowe kroki, pozyskanie nowych kontaktów. Trzeba po prostu rozmawiać. Przerabialiśmy już w przeszłości zmiany władz czy zmiany na kierowniczych stanowiskach. Wierzę w rozsądek tych osób. Do tego dochodzi potencjał sportu i jego atut wizerunkowy. Nie sądzę, by ktokolwiek, kto teraz będzie rządził, był zainteresowany zaoraniem sportu przez zanik finansowania - ocenia rozmówca, który woli pozostać anonimowy. 

Korol zna sport z perspektywy różnych funkcji - to pięciokrotny olimpijczyk, były poseł i członek Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki, były minister sportu, a obecnie prezes PZTW.

- Jako zawodnik nigdy nie odczułem, kto aktualnie rządzi. Związek pod władzą mojego poprzednika zawsze starał się, byśmy mieli wszystko, czego potrzebujemy do przygotowań. Ja też nie wyobrażam sobie, bym nie zrobił wszystkiego, by zawodnicy szykujący się do tych największych imprez mieli jak najbardziej komfortowe warunki. A to wymaga współpracy z ministerstwem sportu - podkreśla mistrz olimpijski z Pekinu.

"Dostawałem wiele pytań, czy nie obawiam się, że związek przez moją przeszłość będzie miał problemy"

On sam był posłem z rekomendacji Platformy Obywatelskiej i kierował resortem w rządzie tej partii. Szefem PZTW został zaś w okresie władzy PiS. Jego zdaniem tego typu sytuacja wcale nie musi być aż tak kłopotliwa jak się może wydawać.

- Wszystko zależy od ministra, jakie będzie miał podejście i jak będzie rozmawiał z władzami poszczególnych związków. Władze tych ostatnich wybierane są w sposób demokratyczny przez delegatów reprezentujących dane środowisko sportowe. (...) Aczkolwiek sam dostawałem wiele pytań, gdy kandydowałem na obecne stanowisko, czy nie obawiam się, że związek przez moją przeszłość będzie miał problemy. Jak widać - udało mi się przekonać ministra do moich pomysłów rozwoju dyscypliny i to jest najważniejsze - wskazuje.

A jako przykład wskazuje dwa programy, które kierowana przez niego federacja realizuje we współpracy z resortem poza środkami otrzymywanymi z budżetu. Chodzi o "Młode Polskie Wiosła" i "Bezpieczną Wodę". 

Gdy pytam, czy bywały jednak momenty, gdy odczuwał trochę skutki przeszłości politycznej, przyznaje, że czasem tak. Od razu jednak wraca do tego, że minister musi robić wszystko, by odsunąć politykę na bok.

- Oczywiście, wiem, że nie jest to proste. Jestem osobą, która potrafi rozmawiać z każdym i tak też robiłem, kierując resortem. Wychodzę z założenia, że – jak już mówiłem wcześniej – sukcesy polskich wioślarzy, zawodników zrzeszonych w związku, są też sukcesem ministerstwa. I nie ma się co obrażać, że Adam Korol był ministrem z ramienia PO, a teraz jest prezesem PZTW, więc zrobimy wszystko, by było mu jak najgorzej. Każdy minister powinien myśleć o dobru wspólnym i dobru instytucji, którą zarządza - podkreśla.

I zapewnia, że nie zna przypadków z życia innych, aby polityczność przeszłość mściła się później podczas pracy w PZS. - Ja chyba powinienem być najbardziej na celowniku - rzuca z uśmiechem.

Politycznie aktywny nie był prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej Sebastian Świderski. Ale pytanie, czy niedługo minusem nie będzie znajomość z obecnym szefem resortu Kamilem Bortniczukiem.

- Sebastian jest osobą mocno rozpoznawalną w środowisku sportowym. To wielki menadżer. Jako prezes odnosił już sukcesy w Zaksie, a wcześniej w reprezentacji Polski jako zawodnik. Minister sportu nie powinien mieć problemu, by rozmawiać z każdym, a zwłaszcza z osobami wywodzącymi się ze świata sportu jak Sebastian - podkreśla jeden z działaczy w nieoficjalnej rozmowie.

Z PiS związany jest z kolei Radosław Piesiewicz. Prezes Polskiego Związku Koszykówki, który wpłacał pieniądze na kampanie wyborcze tej partii i przyjaźni się z Jackiem Sasinem, ministrem aktywów państwowych, w drugiej połowie kwietnia został szefem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Korol jest jednym z wiceprezesów.

- Media rzeczywiście przykleiły Radosławowi Piesiewiczowi taką łatkę, choć ja sprawdziłem, że startował kiedyś z list SLD (uśmiech). Ale przecież prezesa PKOl nie wybierają politycy, tylko delegaci PZS. Piesiewicz został wybrany zdecydowaną większością głosów. Przekonał delegatów programem zmian, które od początku swojej kadencji skutecznie wprowadza. To pokazuje, że sprawdza się w tej roli, a nasz wybór był słuszny. Ciągle będę powtarzał, że sport powinien być apolityczny - podkreśla szef PZTW.

Demoralizujący deszcz pieniędzy ze spółek SP. "Nawet niewidomy na sport widział, że tak się dzieje"

Sam Piesiewicz przed objęciem sterów w PKOl obiecywał, że przyniesie do polskiego sportu pieniądze.  Przez ostatnie kilka miesięcy rzeczywiście z dużą częstotliwością organizowano konferencje prasowe dotyczące prezentacji nowych sponsorów. Tyle że obok firm prywatnych, pozyskanie których zapowiadał wcześniej Piesiewicz, były też spółki SP. W tym gronie znalazły się Tauron, Enea, PKP Intercity, PKP Cargo i Krajowa Grupa Spożywcza S.A. z marką Polski Cukier. Głównymi sponsorami pozostają zaś Orlen i Totalizator Sportowy.

Sam Orlen wspiera też jako sponsor m.in. Polski Związek Piłki Nożnej, Polski Związek Piłki Siatkowej, Polski Związek Koszykówki, Polski Związek Narciarski, Polski Związek Lekkiej Atletyki i Polski Związek Motorowy. W ostatnich miesiącach informowano o dołączeniu do tego grona Polskiego Związku Bobslei i Skeletonu (współpraca z Energą z Grupy Orlen) oraz Polskiego Związku Bokserskiego. Do tego dochodzi wspomniana na początku duża liczba wspieranych klubów. Przedstawiciele koncernu podkreślają swoje duże zaangażowanie w sport, ale nie od wszystkich zbierają za to pochwały. 

- Spółki SP, jeśli im się dobrze powodzi, powinny wspierać sport. Zwłaszcza ten dzieci i młodzieży oraz inwestycje sportowe. Co do tego nie mam wątpliwości. Przykładem są Orliki i mnóstwo innych obiektów. Natomiast taka karykaturalna forma, jaką reprezentował ostatnio Orlen pana Daniela Obajtka, jest dla mnie kompletnie nie do zaakceptowania. Bo ludzie to doskonale widzą. Nawet kibice tych klubów, które są sponsorowane przez Orlen. I mówię to mimo że z niektórymi z tych klubów sympatyzuję i je dopinguję. Ale jest to w moim pojęciu – niezależnie od moich sympatii czy antypatii politycznych – absolutnie nie tyle niewskazane, co demoralizujące - mówi Sport.pl Andrzej Person.

Dziennikarz sportowy, a w przeszłości senator z ramienia PO, urodził się we Włocławku. Od wielu lat sponsorem tamtejszej drużyny koszykarskiej jest należący do Orlenu Anwil. Person ogółem jest przeciwny finansowaniu przez spółki SP wielkich zawodowych klubów. Przyznaje jednak, że w przypadku miast podobnej wielkości co jego rodzinne bez wsparcia spółek SP bardzo trudno byłoby utrzymać duży profesjonalny klub. Pozytywnie wypowiada się też o działalności dawnego LOTOS-u w sporcie, podkreślając różnicę w formie działania jego i Orlenu.

- Pan Obajtek wyrzucał całe furmanki pieniędzy na sport, żeby w ten sposób ułatwić życie powyborcze jednej partii. Taka była prawda i każdy - nawet niewidomy na sport – widział, że tak się dzieje - podkreśla Person.

W środowe przedpołudnie zgłosiłam się do biura prasowego Orlenu z prośbą o aktualnej liczby sponsorowanych PZS i klubów. Mimo zapewnienia o przekazaniu tych danych jeszcze tego samego dnia wciąż ich nie otrzymałam. W tym roku wsparcie otrzymały jednak na pewno nie tylko wymienione wcześniej federacje. W lutym Energa została sponsorem strategicznym piłkarzy Olimpii Elbląg i Gedanii 1922, a w czerwcu Stomilu Olsztyn.

Sponsora w postaci spółki SP nie ma obecnie Polski Związek Tenisowy. Do ubiegłego roku był nim Orlen. Z informacji Sport.pl wynika, że decyzja o wycofaniu się z tej współpracy zapadła jeszcze przed wybuchem skandalu obyczajowego z udziałem byłego prezesa federacji Mirosława Skrzypczyńskiego. Władze wielu innych PZS i klubów wspieranych przez spółki SP teraz jednak czekają na decyzje, jakie podejmą prawdopodobnie nowe władze tych ostatnich.

Jeden z moich rozmówców zwraca uwagę na zbieżność terminu wyborów parlamentarnych i uciekający czas pod kątem planowania przyszłorocznych budżetów klubów i spółek SP.

- Zanim powstanie nowy rząd i obsadzone zostaną stanowiska kierownicze minie jeszcze trochę czasu. Na wiosnę może być niezły miszmasz, a wcześniej jazda bez trzymanki. Teraz władze spółek SP mogą obawiać się podejmować decyzje o przekazywaniu pieniędzy. Choć może ktoś nie będzie miał takich oporów i ktoś na tym fuksem skorzysta - analizuje.

Inny z rozmówców dodaje zaś, że każdy z klubów, który wśród sponsorów ma spółkę SP, bierze raczej pod uwagę zmiany w wysokości otrzymywanego od niej wsparcia. - Kalkulując budżet, trzeba cały czas nad tym czuwać i ewentualnie można się zabezpieczyć, zmniejszając swoje koszty funkcjonowania - zaznacza.

Kłopotliwe 5 procent. Paszczyk się przeliczył, czyli czemu polscy piłkarze nie są mistrzami świata

Wśród sponsorów PZTW jest Enea. Korol nie wie, jakie będą pomysły potencjalnych nowych osób zarządzających spółkami SP. Mocno jednak podkreśla - bez tych pieniędzy polski sport będzie miał bardzo trudno.

- Szczególnie dyscypliny, którym nie jest łatwo znaleźć sponsora, które nie są aż tak popularne. Myślę tu gównie o wioślarstwie, kajakarstwie, szermierce, pływaniu i wiele innych sportach, o których mówimy głównie w kontekście igrzysk. My tych środków potrzebujemy na takie codzienne funkcjonowanie. Jestem przekonany, że osoby, które będą zarządzały spółkami SP, zrozumieją, jak ten system wygląda i że są to naczynia połączone - dodaje nieco życzeniowo.

Zwraca też uwagę, że PZS-y przede wszystkim bazują na pieniądzach otrzymanych z budżetu państwa, ale do każdej takiej umowy muszą zapewnić 5 procent środków własnych.

- Są dyscypliny, które nie mają z tym problemu, ale u nas, w kajakarstwie, pływaniu czy szermierce jest inaczej. Po części potrzebujemy więc współpracy ze spółkami SP, by móc realizować umowy, które podpisujemy z ministerstwem. Jako PZTW musimy zadeklarować do niej wkład własny na poziomie ok. 1 mln zł - wskazuje.

Utytułowany wioślarz nie kryje, że w jego opinii wymóg 5 procent wkładu własnego nie jest korzystnym rozwiązaniem dla związków. Uważa, że lepiej te pieniądze byłoby przeznaczyć na inne cele związane z działalnością federacji. I dodaje, że nie jest w tym podejściu osamotniony.

- Na razie nie udało nam się przekonać władz ministerstwa, żeby dokonać takiej zmiany. To wymaga czasu, ale nie będziemy składać broni, bo jest to do zrobienia. To kwestia decyzji ministra - zaznacza.

Obawy dotyczące nie tylko zmian w finansowaniu, ale i ewentualnych poważnych zmian strukturalnych ze strony ministerstwa łagodzą w najbliższej przyszłości igrzyska w Paryżu. Trudno bowiem sobie wyobrazić drastyczne ruchy w tym zakresie ze strony resortu czy państwowych spółek na ostatniej prostej przygotowań do tej imprezy. Stanowi ona bufor bezpieczeństwa.

- Na pewno nie należy się spodziewać głębokich reform przed igrzyskami. W ministerstwie są środki dla PZS na przygotowania do igrzysk olimpijskich i paraolimpijskich, na szkolenie młodzieży z Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej oraz na budowę infrastruktury. Na pewno nikt nie zrobi takiej rewolucji, by w jakiś sposób zakłócić przygotowania do najważniejszych imprez. Tego jestem pewny - podkreśla Korol.

Person nie pamięta, aby w XXI wieku ktoś z polskich sportowców narzekał na przygotowania do igrzysk. Ale też dodaje, że dokładanie pieniędzy wcale nie gwarantuje wymiernego efektu podczas tej imprezy.

- Stefan Paszczyk (prezes PKOl w latach 1997–2005-red.) po igrzyskach w Atlancie, gdzie zdobyliśmy sporo medali w zapasach, postanowił przeznaczyć większe środki na przygotowania właśnie w tym sporcie. Wcale nie miało to przełożenia na późniejsze sukcesy olimpijskie. To nie jest takie proste. Gdyby było, to powinniśmy być mistrzem świata w piłce nożnej, bo tyle pieniędzy już na nią poszło - dodaje z uśmiechem dziennikarz i były polityk.

Więcej o: