"To wydarzenie przejdzie do historii świata". Nabijew ośmiotysięcznik zdobył na rękach

Kacper Sosnowski
Manaslu to wyzwanie niebezpieczne i wymagające. Ośmiotysięcznik pochłania 17 proc. wspinaczy, zaskakuje lawinami, lodospadami, broni się pęknięciami. Rustam Nabijew już kiedyś przez lekarzy był skazywany na śmierć, w katastrofie stracił obie nogi. Może dlatego wspinaczki na 8163 metry się nie bał, choć góra była dla niego podwójnym wyzwaniem. Na szczyt wszedł przecież na rękach.

W zeszłym roku na rękach wspiął się na szczyt Elbrusa (5642 m). Teraz Rustam Nabijew został pierwszą osobą na świecie, która zdobyła ośmiotysięcznik, nie używając do tego nóg. Ci, którzy obserwowali jego mozolną wspinaczkę na Manaslu (8163 m), nie mogli uwierzyć i w setkach komentarzy wyrażali podziw.

Zobacz wideo Magdalena Gorzkowska o emocjach, które jej towarzyszyły pod K2

"Jestem oszołomiony! Rustam gratulacje! To wydarzenie przejdzie do historii świata" - pisała jedna z osób pod jego zdjęciem na Instagramie. "Chyba będę płakać! Gratulacje! W najtrudniejszych momentach zawsze zaglądałem na twoją stronę. Pomaga mi" - opisywała kolejna. Nabijew najpierw cieszył się z podjęcia wyzwania, potem po niemal miesiącu spędzonym w górach, mógł poinformować świat, że 2 października dotarł na górę.

"Ośmiotysięcznik to strefa śmierci, nie każdy może się tu wspiąć. To tutaj są granice ludzkich możliwości, które w moim przypadku i tak są podzielone na dwa. Niech moja wspinaczka stanie się symbolem dla milionów ludzi, aby nigdy bezradnie nie opuszczali rąk. Tylko poprzez działanie można osiągnąć jakiś rezultat. Robię to nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich" - opisywał swoje zmagania na trasie ósmego co do wysokości szczytu górskiego na świecie.

 

"Cztery piętra złożyły się w 2 sekundy"

Nabijew za wspinaczkę i sport wziął się kilka lat temu. Skłoniły go do tego tragiczne wydarzenia, których doświadczył i śmierć, której właściwie się wywinął. Dramat rozegrał się wieczorem 12 lipca 2015 roku podczas pełnienia służby wojskowej. Nabijew dzień po złożeniu przysięgi był w koszarach, szykował się do spania.

- Podszedłem do okna, przy którym znajdowało się moje łóżko. Wtedy podbiegł dyżurny oficer i zaczął krzyczeć. Odwróciłem głowę w jego stronę i natychmiast upadłem. Budynek się zawalił. Cztery piętra złożyły się w dwie sekundy — wspomina tamte chwile. To, że był przy oknie, okazało się dość istotne, zwiększyło jego szanse na przeżycie.

- Najpierw na 5 minut zapadła cisza, a potem słychać było jęki, krzyki, płacz. Nikt nie chciał umierać – wspominał w rozmowie z "Rossijskają Gazietą". Z drugiego piętra Nabijew spadł na pierwsze, a gruzy trzeciego i czwartego spadły na niego i jego kolegów. Na nogach młodego żołnierza znalazła się ważąca pół tony płyta. Nabijew leżał pod nią siedem godzin, przez kolejne czterdzieści minut  spod gruzów wyciągali go ratownicy. Miał otwarte złamanie nóg i złapał infekcję.

Lekarze z Omska nie wierzyli, że żołnierz przeżyje. Dyskutowali, czy jest sens amputacji, jeśli i tak umrze. Ojczym chłopaka zorganizował transport syna do Moskwy. To w tamtejszym szpitalu wojskowym uratowano mu życie. Życie, które jednak zmieniło się o 180 stopni. Po miesiącu na oddziale intensywnej terapii i 11 miesiącach rehabilitacji w szpitalu, Nabijew postawił sobie cel – do domu chciał wrócić na nogach, przynajmniej sztucznych. Mimo ośmiu godzin treningów dziennie był to trudny i żmudny proces. Nawet teraz Rosjanin jest w stanie po założeniu protez przejść jedynie 350 metrów, podpierając się laską. To dlatego na co dzień przeważnie porusza się na wózku inwalidzkim, lub chodzi na rękach. Nabijew bardzo nie chciał, by niepełnosprawność go ograniczała. To dlatego stał się aktywny, wziął się za sport i stawiał sobie kolejne wyzwania.

Hokej, skoki i wspinaczka

Grał w hokeja na wózkach, a jego drużyna odnosiła sukcesy. Zdobywała medale na mistrzostwach Rosji. Nabijew już po amputacji zaczął też skakać ze spadochronem. - Bardzo boję się wysokości i myślę, że to był główny powód, dla którego chciałem iść do sił powietrznodesantowych — opowiadał po jednym ze skoków, pokonując swoje psychiczne bariery.

Potem przyszły wyzwania górskie. We wrześniu ubiegłego roku Nabijew zdecydował się na zdobycie najwyższego szczytu Rosji. Już wejście na Elbrus odbiło się szerokim echem, szczególnie w mediach społecznościowych. Zresztą od kilku lat Nabijew wraz z żoną zarabia jako bloger. Jego konto zdobywało już w Rosji nagrody, w kategorii "afirmacja życia". Obecnie na Instagramie ma 1,3 mln obserwujących. 29-latek zamieszcza tam zdjęcia ze swych treningów: wyciskania sztangi, z podciągania się na drążkach, czy robienia pompek z córką na grzbiecie. Ostatnio sporo było wrzutek z Nepalu.

 

Teraz 29-latek, zyskał jeszcze większy rozgłos, po wydawałoby się niemożliwym wyczynie. Warto odnotować, że w zdobywaniu Manaslu, tak jak Elbrus, pomagał mu doświadczony himalaista Ioann Czeczeniow, który już niegdyś towarzyszył we wspinaczce całkowicie niewidomej osobie.

Po wejściu na Manaslu marzeniem Rosjanina jest otwarcie siłowni dla osób niepełnosprawnych i ponowne zaangażowanie się w sporty wyczynowe: biathlon i podnoszenie ciężarów.

- Planuję zostać mistrzem paraolimpijskim — deklaruje teraz Rustam i wyjaśnia.

- W Omsku podczas zawalenia się koszar zginęło 24 żołnierzy, w tym mój przyjaciel. Po tym doświadczeniu nauczyłem się doceniać każdą minutę mojego życia. Jestem szczęśliwą osobą. Na co dzień nie zauważam, że nie ma nóg, tak jakby nie były mi już potrzebne. Teraz otworzyło się przede mną więcej możliwości niż przed tragedią — uśmiecha się.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.