Artur Binkowski to kanadyjski bokser polskiego pochodzenia, który brał udział w igrzyskach olimpijskich w Sydney. Następnie przeszedł na zawodowstwo i nie przegrał żadnej z pierwszych 16 walk, lecz w ośmiu kolejnych nie odniósł ani jednego zwycięstwa. Ostatnio znów było o nim głośno, a to za sprawą problemów osobistych.
Binkowski jakiś czas temu wrócił do Polski, ale wpadł w kłopoty po tym, jak jego kanadyjska karta została zablokowana. - Ta sytuacja nie jest z mojej winy. Jestem w ojczyźnie pięć tygodni, od trzech nie mam dojścia do moich funduszy. Nie chcę pomocy, mam swoje. Przetrzymam i przeżyję swoje - mówił wówczas. Ponadto zapowiadał, że chce zostać w kraju na dłużej.
Teraz dowiedzieliśmy się, że 48-latek znalazł nowe zajęcie. Podczas pierwszej konferencji przed galą MMA VIP 5 został przedstawiony jako pracownik freakowej federacji. Został członkiem jury oceniającego kandydatów do dołączenia do MMA VIP.
Więcej podobnych treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
W rozmowie z TV Reklama Binkowski wyjaśnił, czemu zdecydował się na taki krok. - Wybrałem to miejsce, bo zostałem zaproszony. Wykonałem trochę telefonów i wiedziałem, że będzie w porządku, że będzie kulturalnie no i jest - powiedział.
Taki ruch jeszcze do niedawna wydawał się mało realny, a to dlatego, że w tej federacji działał skonfliktowany z Binkowskim Marcin Najman. Ten jednak pod koniec maja ogłosił odejście z organizacji, przez co były olimpijczyk mógł bez większych przeszkód dołączyć do MMA VIP.
Na razie nic nie wiadomo o tym, aby były bokser miał dołączyć do freakfighowej federacji w roli zawodnika. Zresztą sam wcześniej zaprzeczył, jakoby miał walczyć w takiej formule. - Nie, bo ja olimpijczyk. Ja nie jestem do kupienia - stwierdził.
Komentarze (1)
Artur Binkowski nie chciał o tym słyszeć. W końcu uległ. Rozpoczął współpracę