Andrzej Duda otworzy wielką palarnię pieniędzy. Potworek za miliard złotych

Łukasz Jachimiak
Imprezę otworzy prezydent Andrzej Duda, a polscy sportowcy najpewniej wygrają klasyfikację medalową. Ale Igrzyska Europejskie w Krakowie to organizacyjny potworek za miliard złotych i nawet od najważniejszych ludzi polskiego olimpizmu słyszymy, że to palenie w piecu naszymi wspólnymi pieniędzmi - pisze Łukasz Jachimiak ze Sport.pl.

W 2014 roku prawie 144 tysiące mieszkańców Krakowa zaznaczyło odpowiedź "nie" podczas referendum, w którym pytano: "Czy jest Pani/Pan za zorganizowaniem i przeprowadzeniem przez Kraków Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 roku?". Igrzyskom olimpijskim "nie" powiedziało prawie 70 proc. głosujących. Jak to zatem możliwe, że w 2023 roku Kraków organizuje Igrzyska Europejskie, a więc imprezę, na której goszczenie i wydanie ponad miliarda złotych z budżetu państwa nie zgodziłoby się pewnie nawet 90 proc. pytanych?

Zobacz wideo Prezes Polskiego Związku Kajakowego, Grzegorz Kotowicz: Głównym celem jest zdobycie kwalifikacji olimpijskiej

Oczywiście tym razem referendum nie było. Władze Krakowa nie pytały mieszkańców czy chcieliby mieć u siebie coś, o czym tak naprawdę nawet nie bardzo wiedzą, że to istnieje.

Prestiż? Zdalnie o medale. Dziś start, wyniki za pięć dni

Rozpoczynające się w środę 21 lipca Igrzyska Europejskie to multidyscyplinarna impreza sportowa na wzór igrzysk olimpijskich. W teorii powinny to być najwyższe rangą zawody sportowe w Europie. W praktyce zobaczymy organizacyjnego potworka, który wcześniej odwiedził tylko Azerbejdżan i Białoruś. W trzeciej edycji imprezy obejrzymy rywalizację w aż 29 dyscyplinach, co pozornie dowodzi rozwoju, bo w 2015 roku tych dyscyplin było tylko 15, a w roku 2019 – 21. Ale tak naprawdę trudno wciąż połapać się w tym kto, jak i o co tak naprawdę będzie rywalizował.

W tych igrzyskach w ogóle nie będzie nie będzie siatkówki, nie będzie koszykówki w klasycznym wydaniu (będzie 3x3), nie będzie piłki ręcznej w klasycznym wydaniu (będzie plażowa), nie będzie klasycznego pływania (będzie tylko artystyczne), a lekkoatletyka zostanie rozegrana tak, że słowa "klasycznie" już lepiej w ogóle nie używać.

Otóż na Stadionie Śląskim w Chorzowie odbędą się przede wszystkim Drużynowe Mistrzostwa Europy, a przy okazji uczestnicy powalczą o medale Igrzysk Europejskich - uwaga - zdalnie. Lekkoatleci ze słabszych reprezentacji będą startowali w niższych ligach i na obiekcie pojawią się w innym terminie niż zawodnicy z drużyn z wyższych dywizji. Różnica może wynieść nawet pięć dni - od 20 do 25 czerwca.

Medal do działaczy, nie będzie podium

I tak na przykład na 400 metrów już we wtorek bardzo dobry wynik (50.67 s) uzyskała Rumunka Andrea Miklos, od której najpewniej szybsze będą tylko Femke Bol z Holandii i nasza Natalia Kaczmarek. Ale one pobiegną w piątek, kto wie, czy nie w całkiem innych warunkach pogodowych. W każdym razie Rumunka musi długo czekać, aż jej wynik będzie porównany z rezultatami wszystkich biegaczek startujących w kolejnych dniach.

Podobnie będzie z Kristjanem Cechem, mistrzem świata z ubiegłego roku i w tym roku najdalej na świecie rzucającym dyskobolem. Słoweniec podczas Igrzysk Europejskich może wystartować jedynie w Dywizji 2, w środę i też będzie czekał trzy dni na występ rywali z elity. Na starty lekkoatletów Dywizji 2. (poza Litwą m.in. Cypr, Mołdawia czy Islandia) i Dywizji 3. (m.in. Andora i San Marino) organizatorzy nie sprzedają nawet biletów. A nam nieoficjalnie mówią, że i tak są pewni, że mogący pomieścić 50 tysięcy widzów Stadion Śląski będzie ział pustką.

Aha, jeszcze jedno - kibice, którzy przyjdą oglądać najlepszych, nie zobaczą medalowych dekoracji. Nie będzie ich, nie będzie stania na podium. Po porównaniu wyników ze wszystkich dni medale zostaną przekazane do misji olimpijskich danych reprezentacji i dopiero przez działaczy poszczególnych drużyn do sportowców.

"Największa reprezentacja naszego kraju w historii" to brzmi dumnie

Nie przeszkadza to naszej kadrze. Polski Związek Lekkiej Atletyki wystawił skład elitarny, naszpikowany mistrzami olimpijskimi, świata i Europy. A Polski Komitet Olimpijski chwali się, że nasza ekipa na Igrzyska Europejskie będzie liczyła aż 370 sportowców (182 zawodniczki i 188 zawodników) i że jest to "największa reprezentacja naszego kraju w historii startów biało-czerwonych w zawodach multidyscyplinarnych".

Na pewno gwiazdy takie jak Kamil Stoch, Dawid Kubacki czy Piotr Żyła przyciągną publikę do Zakopanego na wyjątkowo rozgrywane w ramach tych letnich igrzysk skoki na igelicie (takie prawo organizatora - na poprzednich Igrzyskach Europejskich medale rozdawano m.in. w sambo, czyli w sztuce walki popularnej w krajach byłego ZSRR). Na pewno przyjemnie będzie popatrzeć na starty kajakarek z czterokrotną medalistką olimpijską Karoliną Nają, z pewnością w Chorzowie znów rozbłysną nasze lekkoatletyczne gwiazdy, co się przełoży na wiele medali dla Polski, a nawet nieznani kibicom padliści i teqballiści spod biało-czerwonej flagi mogą zrobić show w połączeniu z publiką na pięknym Rynku Głównym w Krakowie.

Możemy być jak Azerbejdżan lub Białoruś

Wokół tej naszej wielkiej kadry oficjele starają się stworzyć atmosferę tak podniosłą, jakby rzeczywiście wyruszała na wyjątkowo ważną misję. I nie ma nic złego w tym, że pewnie największe sportowe święto w życiu przeżyje jakaś polska piłkarka ręczna plażowa czy jakiś Polak, który pokaże nam, czym jest breakdance. Ale jeśli tych wszystkich naszych potencjalnych bohaterów jest aż 370, to znaczy, że będą oni stanowili zapewne największą kadrę w całej imprezie. I siłą rzeczy jako kadra osiągną takie wyniki, które zafałszują prawdziwy obraz.

Wygląda na to, że możemy być jak Azerbejdżan i jak Białoruś. W 2015 i 2019 to te kraje zorganizowały Igrzyska Europejskie i ku uciesze Ilhama Alijewa oraz Aleksandra Łukaszenki - swoich prezydentów i zarazem wielkich przyjaciół Władimira Putina - pozowały na sportowe potęgi. W Baku klasyfikację medalową wygrała Rosja przez gospodarzami, w Mińsku znów gospodarzy wyprzedziła tylko Rosja. W medalowej klasyfikacji wszech czasów Igrzysk Europejskich mamy dziś taką czołówkę: Rosja, Białoruś (obie reprezentacje u nas nie wystartują), Azerbejdżan.

Ten zestaw pokazuje, jak nieprestiżową imprezą są Igrzyska Europejskie i jak nie cenią ich naprawdę najsilniejsze sportowo nacje Starego Kontynentu. Jedno proste porównanie: na ostatnich letnich igrzyskach olimpijskich - niecałe dwa lata temu w Tokio - najlepszą europejską reprezentacją była Wielka Brytania, za nią mieliśmy Rosyjski Komitet Olimpijski (Rosjanie nie startowali pod własną flagą ze względu na patologiczne łamanie przepisów antydopingowych), a dalej: Holandię, Francję, Niemcy, Włochy, Węgry, Polskę, Czechy, Norwegię, Hiszpanię, Szwecję, Szwajcarię, Danię, Chorwację, Serbię, Belgię, Bułgarię, Słowenię, Gruzję, Turcję, Grecję, Irlandię, Izrael, Kosowo, Ukrainę i dopiero Białoruś, a następnie Rumunię, Słowację, Austrię, Portugalię, Estonię, Łotwę i dopiero Azerbejdżan.

Te medale więcej kosztują niż ważą

Ta długa wyliczanka pokazuje stan faktyczny. Krótko mówiąc: Igrzyska Europejskie nie pokazują niczego. Jasne, że przyjemnie jest, gdy gospodarz wygrywa i miejscowi kibice fetują kolejne medale. Przez półtora tygodnia trwania imprezy nie odmawiajmy sobie radości. Ale jednocześnie zdawajmy sobie sprawę z tego, że tu często cenniejsze będą zdobywane w olimpijskich dyscyplinach kwalifikacje na przyszłoroczne igrzyska w Paryżu niż zdobywane w innych dyscyplinach medale. I przede wszystkim, że za wszystko, co będziemy przeżywali, płacimy wysoką cenę.

W specjalnej ustawie zapisano, że z budżetu państwa na organizację Igrzysk Europejskich zostanie przeznaczona kwota 960 milionów złotych, ale mówi się, że to było dawno - przed wybuchem wojny w Ukrainie i przed galopującą inflacją - i nieprawda. Wiadomo też, że po 100 milionów złotych do organizacji zawodów dołożyły Kraków i Małopolska.

I o ile Kraków zostanie jeszcze po wszystkim z takimi zyskami infrastukturalnymi jak rozbudowana obwodnica miasta, kilkanaście odnowionych ulic, czy kilkadziesiąt nowych tramwajów (choć część lokalnych polityków uważa, że szkoda zainwestowanych 100 milionów w to wszystko, skoro są bardziej palące potrzeby - np. tworzenie nowych żłobków), to trudno powiedzieć, jakie zyski będzie miał polski sport olimpijski.

Reprezentacyjne dziewczyny zatrudnię i pieniędzmi w piecu napalę

O promocji wydarzenia nawet nie ma sensu mówić. Kompletnie nie widać reklam Igrzysk Europejskich, no chyba, że za taką uznamy skromniutki licznik dni do ich otwarcia, jaki ostatnio wyświetlał się w górnym, prawym rogu na kanale TVP Sport. Oficjalny nadawca zawodów zapewne zapełni nimi ramówkę swojego sportowego kanału, ale problem w tym, że mało kto wie kiedy i po co miałby włączać transmisję.

Na zaledwie tydzień przed zapowiadaną jako wielkie widowisko ceremonią otwarcia, w kuriozalny sposób szukano uczestników do tego show. Otóż Instytut Promocji Kultury Polskiej organizujący zarówno ceremonię otwarcia, jak i zamknięcia, zamieścił w internecie ogłoszenie o treści: "Zapraszamy reprezentacyjne dziewczyny w wieku od 18 do 26 lat do udziału w ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich". Dalej mogliśmy przeczytać - zanim komitet organizacyjny Igrzysk Europejskich zażądał od fundacji wycofania ogłoszenia - że do wprowadzania poszczególnych reprezentacji na oficjalny pochód potrzebny jest rozmiar S/M i wzrost około 170-175 cm.

Tak szukano pracownic na ceremonię otwarcia Igrzysk EuropejskichTak szukano pracownic na ceremonię otwarcia Igrzysk Europejskich Instytut Promocji Kultury Polskiej

Oczywiście czas na podsumowania dopiero przyjdzie. Na pewno sensowniej będzie je robić po wszystkim, a nie już teraz czarnowidzieć. Ale sytuacja wygląda tak, że od części wysoko postawionych osób w polskim sporcie już słyszymy, że tu nie spotka nas wiele dobrego, nawet jeśli zgodnie z przewidywaniami polskich medali będzie sporo.

Szczerze o Igrzyskach Europejskich ci ludzie mówią, ale bez nagrywania i bez cytowania. Przy wyłączonym dyktafonie padają od nich słowa o paleniu w piecu publicznymi pieniędzmi, a nawet ich największym marnotrawstwie w historii. Bo przecież te pieniądze bardziej przydałyby się choćby na programy wspierania młodych talentów rokujących na prawdziwe igrzyska. Albo na programy upowszechniania sportu. I jego prawdziwego promowania.

Więcej o: