Znany z występu na IO w Sydney w 2000 roku Artur Binkowski powrócił niedawno do Polski. Błyskawicznie został zlokalizowany przez media, które nie chciały przepuścić okazji, aby dowiedzieć się o losy byłego pięściarza. W wywiadzie z Michałem Cichym zdradził, że nie ma aktualnie domu, a na dodatek jego środki finansowe zostały zablokowane. Mimo że nie ma pieniędzy, ma swoje zasady i nie jest w stanie ich złamać.
Kilka dni temu Binkowski udzielił wywiadu dla stacji TV Reklama, podczas którego został zapytany o to, czy przyjąłby propozycję walkie we freakowej organizacji, gdyby taka się pojawiła. Jego odpowiedź nie pozostawia większych wątpliwości.
- Nie - powiedział. Po chwili został dopytany o powody, takiej decyzji. - Nie, bo ja olimpijczyk - dodał. Dziennikarka chciała jednak pociągnąć temat i zapytała, czy na pewno żadne pieniądze nie przekonałyby go do zmiany stanowiska. - Ja nie jestem do kupienia - podsumował.
Na koniec Binkowski odpowiedział jeszcze na pytanie o to, jak widzi swoją najbliższą przyszłość. - W pozytywnym kolorach - wyjaśnił.
Więcej podobnych treści znajdziesz na Gazeta.pl
W maju 2018 roku Binkowski miał stoczyć bokserską walkę z Marcinem Najmanem. Do tego starcia jednak nie doszło, a powodem miały być kontrowersyjne wpisy Binkowskiego w mediach społecznościowych. Podczas rozmowy były pięściarz przekazał swoją opinię na temat niedoszłego rywala.
- Niby fajnie mu się żyje. Ale jak wymienisz nazwisko Najmana, nie tylko w Warszawie, ogólnie, to ludzie szacunku do niego nie mają. (...) Nie patrzcie na Najmana, który odklepuje każdą walkę, niezależnie, czy w klatce, czy w ringu. Popatrz się na tych skołowanych, zniewolonych ludzi, którzy odpalają telewizor, żeby go zobaczyć w tym ringu, wiedząc dobrze, że on zaraz będzie klepał i nic nie reprezentuje sobą - zakomunikował.