Igrzyska olimpijskie mogą wypromować w danych krajach nowych bohaterów i nie inaczej było po imprezie w Paryżu. Tak też jest w przypadku Lin Yu-Ting, o której było mnóstwo dyskusji z powodu z powodów płciowych.
Tajwanka została w ubiegłym roku wykluczona z mistrzostw świata w Indiach, gdyż wg organizatorów (federacji bokserskiej IBA) rzekomo miała za wysoki poziom testosteronu, a badania DNA podobno wykazały u niej obecność męskich chromosomów XY. Dowodów jednak nie przedstawiono, a kilka miesięcy później odniosła największy sukces w karierze - zdobyła złoto olimpijskie po wygranej w finale z Julią Szeremetą w Paryżu.
Lin Yu-Ting po powrocie do ojczyzny została jedną z bohaterek. Po jej przylocie z Paryża na lotnisku zebrało się mnóstwo ludzi oraz polityków, którzy gratulowali jej wielkiego sukcesu. Ci zaczęli wykrzykiwać zarówno do niej, jak i do pozostałych olimpijczyków, że są "Światłem Tajwanu" oraz wymowne "Witajcie w domu".
Tamtejsza agencja prasowa Central News Agency przekazała, że Lin Yu-Ting oraz złotych medalistów w badmintonie Lee Yang i Wang Chi-lin otrzymali od jednej z tamtejszych firm telekomunikacyjnych nagrody w wysokości ponad trzech milionów dolarów tajwańskich (około 386 tysięcy złotych).
Dodatkowo po przylocie do kraju Lin Yu-Ting otrzymała specjalną paterę od ministra edukacji Chenga Yingyao, który docenił to, że Lin walczyła na IO, jak o życie. Uzupełnił, że Tajwanka doświadczyła w Paryżu wielu ataków oraz aktów znęcania się, ale pozostała silna, wytrzymała presję i sięgnęła po złoto. 28-latka uważa, że oskarżenia stały się dla niej siłą napędową do rozwoju. "Gdyby mój umysł nie był wystarczająco silny, prawdopodobnie nie byłabym w stanie osiągnąć sukcesu" - przekazała, cytowana przez TVBS News.