W niedzielę rano polskiego czasu Deontay Wilder stracił pas pięściarskiego mistrza świata federacji WBC. Amerykanin przegrał rewanżową walkę z Brytyjczykiem - Tysonem Furym - przez poddanie w 7. rundzie. Walkę przerwał drugi trener Wildera - Mark Breland - który rzucił ręcznik na ring.
Breland był chwalony za tę decyzję, bo wszystko wskazywało na rychłą porażkę Amerykanina. Z jego zdaniem nie zgadzał się jednak główny szkoleniowiec Wildera - Jay Deas. Ze zdaniem pierwszego trenera zgodził się sam pięściarz, który uważał, że walka została przerwana przedwcześnie. Teraz wiele wskazuje na to, że Amerykanin zakończy współpracę z Brelandem.
- Jestem rozczarowany zachowaniem Marka, ponieważ wiele razy rozmawialiśmy na temat tego typu sytuacji. Nie przemawiają przeze mnie emocje. Naprawdę rozmawialiśmy o tym dużo wcześniej i ustaliliśmy pewne zasady. Jako wojownik, mistrz, przywódca i władca wolałbym przegrać w inny sposób - powiedział Wilder w rozmowie z Yahoo.
- Powiedziałem swojemu sztabowi, by nigdy, niezależnie od okoliczności, nie rzucał ręcznika na ring. Jestem wyjątkowym pięściarzem i nie mogę pozwalać sobie na takie porażki. Do końca walki pozostawało pięć rund. Niezależnie od tego, jaki był jej wynik, mogłem ją jeszcze wygrać. A przynajmniej wyjść z twarzą
- Rozumiem, że Mark martwił się o moje zdrowie, ale to moje życie, moja kariera i musi respektować moje prośby i życzenia - zakończył Wilder.
Wiele wskazuje na to, że Amerykanin skorzysta z możliwości stoczenia trzeciego pojedynku z Furym. Wiele wskazuje też na to, że do tej walki przygotowywać się będzie z innymi trenerami.
Komentarze (1)
Deontay Wilder wściekły na swojego trenera. "To moje życie, musi respektować moje prośby"