Wcale mnie nie zdziwiło drugie miejsce Adama. Już na treningu w Garmisch-Partenkirchen, a także podczas nieudanych występów w Oberstdorfie widziałem, że jest w dobrej formie. Twierdziłem, że dwaj najlepiej przygotowani do turnieju zawodnicy to Polak i Janne Ahonen. W Oberstdorfie obaj popełnili jednak błędy i wygrał Sven Hannawald, ale to nie miało żadnego znaczenia. Dziś Małysz wygrałby konkurs, ale miał pecha do warunków atmosferycznych w pierwszej serii. To zresztą znamienne, bo uważam, że pogoda odgrywa w dzisiejszych czasach co raz większą rolę w skokach. Poziom czołówki tak się wyrównał, że o wygranej zaczynają decydować detale. Zwłaszcza kiedy jak dzisiaj wiatr zmienia się niemal co sekundę, raz wieje z boku raz z tyłu, a jeszcze później prosto w twarz. To zgubiło Ahonena i bardzo mi go szkoda, nie tylko dlatego, że tyle lat go trenowałem. Skakał przy wietrze, ale w trakcie lotu trafił na bardzo dobre warunki - wiatr od przodu zaczął go nieść i zaniósł za daleko. Janne nie zdołał go ustać, a gdyby nie to wygrałby konkurs. Jak mówię on i Małysz są w świetnej formie, ale jeśli chodzi o kolejny konkurs w Innsbrucku, to myślę, że jeśli wszystko pójdzie mu dobrze, możemy oczekiwać tam zwycięstwa Polaka. A to dlatego, że tamta skocznia jest taka bardzo adamowa. Na pewno Polak będzie się zaliczał do faworytów. Co do Svena Hannawalda, jego przerwana passa sukcesów nie jest żadną sensacją. To w końcu kiedyś musiało nastąpić, widać zaś było, że Niemiec nie jest w najwyższej formie fizycznej. Natomiast nigdy nie bawię się w hazard i nie będę spekulował kto wygra cały turniej. Jesteśmy w połowie turnieju i koncentruję się na swojej pracy. Nieskromnie przyznam, że jestem zadowolony z postawy moich norweskich zawodników. Robią postępy z konkursu na konkurs, a wszystko to młodzi i zupełnie niedoświadczeni chłopcy.
Jak i większość moich kolegów-trenerów uważam, że organizatorzy pozwolili na zbyt szybką prędkość na progu przy tak daleko leżącym punkcie jury - 122 metry. To stało się przyczyną tylu upadków przy lądowaniu, tylu podpórek. Szybkość powinna być mniejsza, zwłaszcza przy takich wariackich zachowaniach wiatru. Hanni'emu nie najlepiej wyszedł pierwszy skok, tym razem zabrakło trochę szczęścia i w drugim postanowił wszystko zaryzykować. Jest dosyć wysoki, nie zdołał ustać takiego dalekiego skoku. Żal mi go, ale oczywiście jeszcze nie wszystko stracone. Teraz czeka nas druga połowa turnieju w Austrii i nie jedziemy tam tylko na wycieczkę. Na ile znam Svena, psychicznie bardzo szybko poradzi sobie z tym niepowodzeniem, gorzej z formą fizyczną, bo jeszcze przed turniejem nie ukrywałem, że nie jest ona nawet w połowie taka jak w roku ubiegłym. Dużo silniejsza jest za to konkurencja. O końcowy sukces walczyć będzie sześciu-siedmiu zawodników, w tym oczywiście także wasz Małysz.
Jak to zrobiłem, że dwóch moich ludzi stanęło dziś na podium? Nie powiem, to tajemnica. Podczas tej emocjonującej końcówki trzymałem kciuki za obu, żeby najlepiej stanęli na najwyższym podium ex aequo. No i wyszło do końca tak, ale chyba też nieźle. A tak naprawdę pytajcie trenera Tajnera, wszystko to jego zasługa. Najważniejsze, że wszystko już z Adamem w porządku. Zresztą on nie miał żadnego kryzysu, popełniał po prostu małe błędy, które już umie eliminować. Co do Goldiego, wiedziałem, że psychicznie i od strony motywacji jest gotów stanąć na podium, on zresztą zawsze jest na dużym luzie i żartuje sobie ze wszystkiego w każdej sytuacji. Ale zaskoczyła mnie jego dyspozycja fizyczna. Odbijał się z progu naprawdę potężnie. Czy któryś z nich ma szansę znaleźć się na podium całego Turnieju Czterech Skoczni w Bischofshofen? Wcale bym się nie zdziwił jakby obaj się tam znaleźli.
Małysz wrócił do formy. Dziś skakał naprawdę świetnie, co znaczy, że znów liczy się w walce o końcowy sukces. Ja miałem pecha. Pierwszy skok był dobry, ale miałem kłopoty przy lądowaniu i go nie ustałem. Zabrakło mi koncentracji. Dobrze, że nie sędziowie nie odebrali mi więcej punktów. O drugim nie chcę wspominać. Teraz dwa konkursy w Austrii i będzie bardzo ciekawie.
Na coś takiego czekały te tysiące kibiców pod skocznią i miliony przed telewizorem. Konkurs był dramatyczny do ostatniego skoku. Muszę przyznać, że dla nas zawodników ten system K.O. (przegrany odpada - przyp. red) jest komiczny i nie do końca z nim się zgadzamy. My byśmy go zmienili, ale rozumiem, że dla widzów ta rywalizacja jest emocjonująca. Dziś wiatr jednym sprzyjał innym szkodził, to była prawdziwa loteria, zjeżdżać, lecieć i przekonywać się w powietrzu, jak cię potraktuje. No i to lądowanie, w miejscu, które było wyjątkowo śliskie - stąd te wszystkie upadki. Jestem zachwycony moim rezultatem i oboma skokami, szkoda, że w Oberstdorfie poszło mi tak kiepsko.