Jan Zieliński i Su-Wei Hsieh są obecnie jedną z najlepszych par w tourze. Już na start sezonu triumfowali w mikście Australian Open. Blisko powtórzenia sukcesu byli w kolejnym wielkoszlemowym turnieju - Roland Garros. Tam dotarli do półfinału. Pokazali więc, że nie straszna im zmiana nawierzchni i dobrze czują się zarówno na kortach twardych, jak i na "mączce". Teraz do tego zestawienia mogą dopisać również trawę. Na trwającym Wimbledonie także spisują się znakomicie. Pokonali kolejno Hugo Nysa i Demi Schuurs, Joe Salisbury'ego i Heather Watson, a także Jamie Murray'a oraz Taylor Townsend. Tym samym para awansowała do półfinału.
Na tym etapie rywalizacji Zieliński i Hsieh zmierzyli się z duetem Michael Venus - Erin Routliffe. To był pracowity dzień dla Tajwanki. Kilka godzin wcześniej zagrała w deblu z Elise Mertens, ale mecz nie potoczył się po jej myśli i pożegnała się z turniejem. Mimo wszystko nie wyglądała na zmęczoną i skutecznie odpowiadała na ataki rywali.
Początek meczu był bardzo wyrównany, choć na pierwsze przełamanie nie musieliśmy długo czekać. Już w drugim gemie Polak i jego partnerka znaleźli się w opałach - rywale mieli dwa break pointy - ale ostatecznie ich nie wykorzystali. Z tarapatów Zielińskiemu i Hsieh nie udało się wyjść przy kolejnym gemie serwisowym. Wówczas zostali przełamani (1:3).
Nie czekali jednak długo, by się ogryźć. Dokonali tego przy pierwszej możliwej okazji i także odebrali podanie rywalom. Chwilę później mieli okazję wyrównać stan rywalizacji. I tak ostatecznie się stało, choć nie bez problemów. Znów Polak i Tajwanka musieli bronić dwóch break pointów, ale wytrzymali wojnę nerwów (3:3).
W kolejnych minutach gra toczyła się punkt za punkt. Nowozelandzka para miała jednak tę przewagę, że jako pierwsza serwowała, więc nasz rodak i jego partnerka musieli za każdym razem gonić wynik. Z tej roli wywiązywali się bardzo dobrze. Nawet w szóstym secie, kiedy to musieli ponownie bronić break pointa, a zarazem piłki setowej. Ostatecznie doprowadzili do tie-breaka, a w nim całkowicie zdominowali przeciwników. Dość powiedzieć, że nie oddali im nawet punktu - 7-0.
W drugiej partii gra znów była bardzo wyrównana. Pierwsza okazja do przełamania pojawiła się dopiero w czwartym gemie. Wypracowała ją para polsko-tajwańska. Tyle tylko, że ostatecznie jej nie wykorzystała. Kolejne minuty znów upłynęły pod znakiem zaciętej rywalizacji. Teraz jednak w lepszej sytuacji był nasz rodak.
Nie dość, że prowadził w setach, to jeszcze jako pierwszy serwował w drugiej partii i to rywale byli pod większą presją. Tej ostatecznie nie wytrzymali. Kluczowy był gem numer osiem. Wówczas Zieliński i jego partnerka byli bliscy przełamania Nowozelandczyków. Wypracowali trzy break pointy i tym razem je wykorzystali. - Brawo, brawo - ekscytował się jeden z komentatorów Polsatu Sport.
Nasz rodak stanął więc przed szansą, by własnym serwisem zamknąć ten mecz. I ostatecznie dokonał dzieła. Razem z partnerką wygrali 6:3 i w całym spotkaniu 2:0. - Wielkie, wielkie gratulacje. Mamy Polaka w finale Wimbledonu! Cieszmy się tym sukcesem - mówił dziennikarz.
Tym samym Polak i Tajwanka awansowali do drugiego finału wielkoszlemowego w tym sezonie. O tytuł powalczą z meksykańską parą Santiago Gonzalez/Giuliana Olmos. Ten mecz już w niedzielę 14 lipca.