Magdalena Fręch (58. WTA) w czerwcu przygotowywała się na trawiastych kortach do startu w Wimbledonie. Najlepiej zaprezentowała się na turnieju WTA w Nottingham. Zakończyła tam zmagania na trzeciej rundzie (porażka z Katie Boulter (29. WTA)) i pokonała kolejno Nao Hibino (94. WTA) i Tatjanę Marię (63. WTA). Jej pierwszą rywalką na Wimbledonie była Beatriz Haddad Maia (20. WTA).
Starcie miało odbyć się we wtorek, ale przez opóźnienia spowodowane opadami deszczu przeniesiono je na środę. Pogoda storpedowała również rozgrywki tego dnia i spotkanie rozpoczęło się z dwugodzinnym opóźnieniem. Kiedy obie tenisistki wyszły wreszcie na kort, znów zaczął padać deszcz i mecz przerwano zaledwie po dwóch gemach.
Po wznowieniu gry obie tenisistki prezentowały wyrównany poziom i utrzymywały własne podanie. Aż do gema siódmego, w którym doszło w końcu do przełamania, ale niestety dla Polki jego autorką była Haddad Maia. Przy breakpoincie Brazylijka przerwała nagle grę, będąc pewna, że piłka wyszła na aut i jak pokazał challenge, miała rację. Fręch odrobiła stratę w ostatnim momencie, bo przy stanie 4:5, lecz tylko po to, by znów dać się przełamać przy najbliższej okazji. Tej szansy Haddad Maia już nie zmarnowała i dzięki świetnemu serwisowy zwyciężyła gema oraz w konsekwencji całego seta 7:5.
W drugim secie Polka miała naprawdę wiele szans, by przełamać rywalkę. Dwie w gemie numer dwa, trzy w gemie numer sześć. Niestety nie wykorzystała ani jednej z nich, a co gorsza, potwierdziła się zasada, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Jeden breakpoint Brazylijki wystarczył, by Fręch znalazła się pod ścianą. Uciec z tej sytuacji już jej się nie udało. Haddad Maia wygrała seta 6:3 po kolejnym przełamaniu i to ona awansowała do drugiej rundy, w której zmierzy się z Kolumbijką Camilą Osorio.