Ostatni okres nie jest zbyt udany dla Emmy Raducanu (302. WTA). Na początku roku wróciła do gry po dziewięciu miesiącach przerwy, podczas których leczyła urazy stawów skokowych oraz nadgarstków. Gdy wreszcie pojawiła się na korcie, to nie wyglądała tak, jak wcześniej. Trzykrotnie odpadła w drugiej rundzie zmagań m.in. w Auckland, Abu Dhabi oraz Australian Open. Na domiar złego poległa już na pierwszym etapie rywalizacji w Dosze. Choć w Indian Wells szczęśliwie - przez krecz Dajany Jastremskiej - zagrała w trzeciej rudzie, to trafiła tam na Arynę Sabalenkę (2. WTA) i przegrała 3:6, 5:7.
Raducanu rozpoczęła w piątek rywalizację w turnieju Billie Jean King Cup. Miała dość trudne zadanie, gdyż po porażce Katie Boulter (28. WTA) z Diane Parry (49. WTA) 2:6, 0:6 musiała pokonać Caroline Garcię (23. WTA) i doprowadzić do wyrównania w meczu Wielka Brytania - Francja. I tak też się stało. Choć poległa w pierwszej odsłonie 3:6, to kapitalnie wróciła do spotkania, wygrała dwa kolejne sety i zwyciężyła 3:6, 6:3, 6:2. Bardzo dobrze spisywała się zwłaszcza w polu serwisowym i skutecznie atakowała forehandem.
Do niecodziennej sytuacji doszło pod koniec meczu, gdy 21-latka zdobyła ostatni punkt w szóstym gemie i nagle zaczęła zmierzać w stronę siatki. Po prostu myślała, że to koniec spotkania i zaczęła świętować, natomiast na tablicy wyników widniał wówczas wynik 5:1. "Jeszcze nie, Emma" - oznajmili komentatorzy. Gdy tylko się zorientowała, na jej twarzy pojawiła się spora konsternacja, po czym wymownie wybuchła śmiechem. - Nie wiem, co się stało. To było żenujące - przekazała później, cytowana przez BBC.
Mimo wpadki zwyciężczyni US Open 2021 utrzymała koncentrację i przypieczętowała zwycięstwo. - Pomyślałam sobie: jeśli to stracę, będę wyglądać jak prawdziwy muppet (teatralna lalka - red.). Jestem zatem bardzo szczęśliwa, że udało mi się przetrwać - stwierdziła. Był to dla niej niemały wyczyn, ponieważ nie wygrała jeszcze na mączce z tak wysoko notowaną rywalką.
Bardzo szybko będzie miała okazję, aby potwierdzić świetną formę, gdyż w sobotę zmierzy się z Diane Parry. Aby zapewnić sobie miejsce w listopadowych finałach BJK w Sewilli, potrzebne są trzy zwycięstwa. Na ten moment stan rywalizacji pozostaje remisowy (1:1).
- Naprawdę uwielbiałem wychodzić na boisko, przegrywając 0:1. Wiem wtedy, że muszę dać z siebie wszystko. Uwielbiam tę odpowiedzialność, która spoczywa na moich barkach. To moja najmocniejsza strona - podsumowała Raducanu.