Hubert Hurkacz przyzwyczaił nas, że w przypadku jego spotkań kluczowe ostatnio hasła to "tie-break" oraz "pięć setów". W tym sezonie rozegrał już 31 tie-breaków, co wyliczył mój redakcyjny kolega Łukasz Jachimiak. Z kolei wtorkowe spotkanie z Tallonem Griekspoor to była piąta pięciosetówka Hurkacza z rzędu w Wielkim Szlemie (trzy w Australian Open, dwie w Roland Garros).
W meczu z Holendrem pojawiły się zarówno tie-breaki, jak i pięć partii. Zaczęło się bardzo dobrze, bo Polak pewnie wygrał pierwszego seta 6:3. Wspierała go publiczność. Na trybunach kortu numer siedem w Paryżu dominowali polscy fani. Było ich tak wielu, że Hurkacz mógł poczuć się tak, jakby występował w rodzinnym Wrocławiu. Kibice przygotowali dla niego specjalną oprawę z hasłem "Jazda Hubi". To nawiązanie do popularnego okrzyku Igi Świątek.
W drugim secie Polak znów prowadził z przełamaniem, ale wtedy zaczęły się pierwsze problemy. Szybko stracił serwis, a seta przegrał 5:7. W ostatnim gemie został przełamany do zera, a po chwili rzucił mocno rakietą o kort. Spokojny zwykle Hurkacz tym razem nie wytrzymał.
Polski tenisista miał problemy z utrzymaniem wysokiej formy przez całe spotkanie. Zwykle objawia się to w ten sposób, że oddaje przeciwnikowi inicjatywę. Przestaje dominować na korcie. Z trybun można zauważyć, jak zmienia się wtedy jego ciało.
Gdy Hurkacz przegrywa, zmienia się jego mimika twarzy. Inaczej układa się ciało, tenisista jakby "kuli się w sobie". Tego nie widać aż tak dobrze w telewizji, jak z bliska. Kibice naszego tenisisty wolą z pewnością jego bardziej agresywne wydanie, gdy aż bije od niego pewność siebie.
Wydawało się, że trzeci set - a szczególnie jego końcówka - może ostatecznie podciąć skrzydła Hurkaczowi. Polak przegrał partię po tie-breaku 13:15. W "dogrywce" miał aż pięć piłek setowych, ale to Holender okazał się lepszy.
W kolejnym secie Griekspoor był już o krok od wygranej. Serwował przy stanie 5:4. Biła od niego pewność siebie, gdy przygotowywał się do podania. A jednak stracił serwis i przegrał seta - oczywiście znów po tie-breaku.
Polscy dziennikarze siedzą w centrum medialnym Roland Garros obok kolegów z Holandii. Od rana wszyscy byli przekonani, że czeka nas długie spotkanie. Tak też się stało, bo w piątej partii wybiła piąta godzina rywalizacji.
Skończyło się na czterech godzinach i 43 minutach. Na szczęście to Hurkacz okazał się lepszy. Razem z Holendrem stworzyli kibicom kapitalne widowisko, pełne dramaturgii. Polak pięknie żegnał rywala schodzącego z kortu. Pokazał wielką siłę woli w kluczowych momentach meczu.