Mistrzowie Polski doznali już drugiej porażki w tym sezonie. Co ciekawe, oba spotkania przegrali we własnej hali (wcześniej ulegli 2:3 Jastrzębskiemu Węglowi) i w podobnych okolicznościach - bo po pierwsze, wśród gospodarzy brakowało Mariusza Wlazłego, a po drugie, to przeciwnicy Skry powinni żałować, że nie zdobyli kompletu punktów.
Po pierwszym secie chyba nikt w hali Energia nie przypuszczał, że gospodarze mogą nie tyle przegrać, ile w ogóle mieć jakiekolwiek problemy z wiceliderem. Zupełnie nie było widać braku Wlazłego, bo świetnie spisywali się Dawid Murek, Jakub Jarosz, a przede wszystkim Michał Bąkiewicz. Kędzierzynianie sprawiali wrażenie, jakby marzyli najwyżej o honorowym wyniku, bo Skra prowadziła już 23:12. - Trener nas przestrzegał, żeby nie bać się Skry - opowiadał Adrian Mierzejewski, libero gości. - Ale nie my pierwsi i nie ostatni, którzy się przestraszyli.
Dramat zespołu z Bełchatowa zaczął się na początku drugiej partii. Wówczas kontuzji ścięgna Achillesa doznał Murek i po pierwszej przerwie technicznej już nie wrócił na boisko. Jak się później okazało, nie była to ostatnia strata... Murka zastąpił Bartosz Kurek kupiony latem z Zaksy. To całkowicie rozstroiło Skrę. Kto jak kto, ale zawodnicy z Kędzierzyna dobrze znali słabe strony swojego niedawnego kolegi, przede wszystkim słabe przyjęcie, dlatego 90 proc. zagrywek leciało w stronę Kurka, a ten miał kłopoty. Koledzy usiłowali mu pomagać, przez co sami się mylili. Przy wyniku 16:15 zaczął serwować Michal Masny i zniszczył bełchatowski zespół, bo Zaksa zdobyła kolejno sześć punktów. Później prowadziła 24:18, by stracić pięć punktów. W trudnych chwilach goście mogli jednak liczyć na Roberta Szczerbaniuka, jednego z trzech eksbełchatowian w kadrze. Gdy innym trzęsły się ręce, kapitan drużyny zakończył seta.
W trzeciej partii koszmar Skry się dopełnił, bo kontuzji mięśnia łydki doznał Jarosz zastępujący chorego na zapalenie krtani Wlazłego. Od połowy seta były zawodnik Zaksy tylko statystował. Rezerwowego atakującego nie było, bo w odwodzie gospodarze mieli jeszcze środkowego Radosława Wnuka (wcześniej zmienił go Marcin Możdżonek), rozgrywającego Macieja Dobrowolskiego i rekonwalescenta Stéphane'a Antigę, który w sobotę na przedmeczowej rozgrzewce po raz pierwszy od miesiąca wyskoczył do ataku. Francuz w końcu zagrał, ale tylko przyjmował serwy. Na niektóre ustawienia za Jarosza wchodził więc Wnuk!
Nic dziwnego, że Zaksa wygrała seta bez problemów. Na boisku szalał Jakub Novotny wspomagany przez Terence'a Martina. Świetnie grę prowadził Masny. Nastroje w hali zmieniły się o 180 stopni - tym razem bełchatowscy kibice przestali liczyć na to, że ich rozbita drużyna będzie w stanie jeszcze podjąć walkę. - Była szansa na trzy punkty. Trzeba było dobić Skrę, a daliśmy jej złapać oddech - żałował Mierzejewski.
Dlaczego gospodarze zdobyli punkt? Bo ich rozgrywający Miguel Angel Falasca zaczął wykorzystywać predyspozycje swoich kolegów, a nie narzucać im swój styl. Hiszpan gra bardzo szybko, co odpowiada przede wszystkim Bąkiewiczowi. Pozostali, tak jak Kurek, wolą wyższe piłki. Ci dwaj zawodnicy wzięli na siebie zdobywanie punktów, zapewniając Skrze cenny punkt. Niesamowity był Bąkiewicz, który atakował aż 37 razy ze świetną, 57-proc., skutecznością
Tie-break to była wymiana ciosów i świetna postawa Novotnego wspomaganego przez Martina, a ostatni punkt tradycyjnie zdobył Szczerbaniuk. - Człowiek się stara, a wszystko zmarnują nieodpowiedzialne decyzje - pieklił się Daniel Pliński. Miał na myśli sędziów Wojciecha Maroszka i Piotra Króla, którzy zabrali Skrze dwa punkty. Najpierw nie zauważyli, że Sławomir Szczygieł, blokując z impetem, wpadł w siatkę, a po ataku Plińskiego w aut piłki dotknął Masny. - Nie do końca przegraliśmy z własnej winy - dyplomatycznie stwierdził Kurek. - Po każdej porażce mam ciężką noc, dziś też będzie mi trudno zasnąć - dodał.
Zaksa wygrała zasłużenie, bo była lepsza w ataku. Skra tym razem nie może tłumaczyć się problemami z przyjęciem, bo statystycznie oba zespoły miały takie same - po 44 proc. pozytywnego i 22 proc. perfekcyjnego. Na boisku był jednak Novotny, a zabrakło Wlazłego. A gdy Skra nie ma Wlazłego, nie wygrywa. Przynajmniej w tym sezonie...
Sety: 25:16; 23:25; 20:25; 25:21; 13:15
PGE Skra: Falasca 3, Bąkiewicz 23, Pliński 11, Jarosz 13, Murek 6, Wnuk 3, Gacek (libero) oraz Kurek 15, Antiga, Dobrowolski, Możdżonek 2.
Zaksa: Masny 2, Ruciak 9, Kaźmierczak 3, Novotny 27, Martin 15, Szczerbaniuk 11, Mierzejewski (libero) oraz Kacprzak, Witczak 1, Szczygieł 7, Pilarz