Tadeusz Pawłowski: Praktycznie tak. Doszedłem do porozumienia z klubowymi działaczami i wszystko wskazuje, że zostanę trenerem Polaru. Do ustalenia pozostało już tylko kilka punktów naszej umowy, które mam nadzieję uzgodnimy sobie w poniedziałek rano.
- Faktycznie, ale co ja mogę zrobić? Chciałbym przeprosić kibiców Śląska i wytłumaczyć im, że jestem człowiekiem, który nigdzie sam się nie wprasza. Myślałem, że w nowo budowanym Śląsku znajdzie się jakieś miejsce dla mnie. Nie chciałem być tam trenerem i byłem gotowy społecznie pomagać tej drużynie, ale stało się inaczej. Praca trenera nie wybiera i jeśli chce się zaistnieć, to nie można odrzucać propozycji z drugoligowego klubu. Przecież dla mnie to spore trenerskie wyzwanie.
- I tak, i nie. Mówiąc szczerze, to ja bardzo lubię tę pracę. Przecież przez całe życie grałem w piłkę, a przez ostatnich 15 lat pracowałem w zawodzie trenera. Wykonuję tę pracę solidnie, ale przede wszystkim dla mnie to wielka przyjemność. Z drugiej strony trenowanie nie jest dla mnie jedyną szansą zarobienia na życie. Rzeczywistość nie zmusza mnie do szukania w piłce zarobku. Na szczęście jestem człowiekiem niezależnym finansowo.
- Ponad rok temu skończyłem pracę szkoleniową w szwajcarskim zespole Saint Margariten. Później zaangażowałem się w tworzenie w Polsce oddziału austriackiej firmy Enjo, która zajmuje się sprzedażą ekologicznych środków czyszczących. Firma ma siedziby w 22 krajach świata, m.in. w USA, Australii, Anglii i krajach Skandynawii. Do Polski przyjechałem pod koniec stycznia i od tamtej pory zajmowałem się głównie sprawami firmy, ale oczywiście chodziłem w tym czasie na drugoligowe mecze Śląska.
- W tym momencie naprawdę nie myślałem o trenerce. Chciałem uporządkować wszystkie sprawy związane z firmą, a dopiero później powrócić do futbolu.
- Starzy wrocławscy kibice jeszcze mnie chyba pamiętają. To bardzo miłe. W piątek, gdy prowadziłem trening na Polarze, na trybunach usiadło kilku mężczyzn i słyszałem, jak rozmawiali między sobą. - Pamiętasz jak ten Pawłowski świetnie grał? - No pewnie, jak mogę nie pamiętać. To dopiero był zawodnik! - docierało do mnie z trybun. Oczywiście, że wiele osób pamięta mnie głównie z tego, że nie strzeliłem rzutu karnego Wiśle Kraków, ale inni dobrze zdają sobie sprawę, że coś dobrego dla Śląska zrobiłem.
A wielu młodych kibiców Śląska rzeczywiście mnie nie kojarzy. W tym roku byłem na pogrzebie Rolika, zabitego kibica Śląska. Gdy wychodziłem z cmentarza, podszedł do mnie jeden z kibiców i mówi: - Panie, podwieź mnie pan do miasta. - Dobra - mówię, siadaj. Jedziemy i rozmawiamy o Śląsku. W pewnym momencie pytam się go: A ty wiesz, kto cię wiezie? Nie wiedział, to zacząłem mu podpowiadać. - Wiesz, kto dla Śląska zdobył najwięcej bramek w meczach pierwszoligowych i europejskich pucharach? Zaczął zgadywać, wymieniał nazwiska chyba Jasia Sybisa, Kudyby, ale nie trafił. Dopiero mu wytłumaczyłem, kim jestem. Ale ja tych kibiców szanuję, przede wszystkim za przywiązanie do Śląska, do barw i klubowego herbu, że dla nich ten klub to coś ważnego.
- Szczerze mówiąc, boję się, ale podczas rozmów działacze zapewniali mnie, że klub ma środki, aby zabezpieczyć budżet do końca sezonu.
- Na pewno trudno jest po trzech dniach funkcjonowania przy zespole ocenić drużynę. Mecze drugiej ligi obserwowałem wiosną tego roku, gdyż chodziłem na spotkania Śląska, i uważam, że różnica poziomów pomiędzy zespołami nie jest zbyt duża. Mądrą pracą z zawodnikami, przede wszystkim nad poprawą ich umiejętności taktycznych, można wiele poprawić. Przecież w Polarze jest kilku graczy o dużych umiejętnościach, którzy mieliby pewne miejsce w czołowych zespołach drugiej ligi. O klasie Marka Grabowskiego nie muszę chyba opowiadać, bardzo liczę na dobrą grę Pawlaka czy Sorbiana, którzy wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. Poza tym dostrzegłem, że w kadrze zespołu znajduje się kilku utalentowanych młodych piłkarzy.
- Czuję wielki żal. Strasznie szkoda takich klubów, jak: Pafawag, Ślęza, Włókniarz Stabłowice czy Pogoń Leśnica. Z tych zespołów wywodziło się wielu utalentowanych zawodników.Wówczas praktycznie w każdej dzielnicy Wrocławia był mały klub, który odciągał młodzież z ulicy. W Pafawagu wychowali się bracia Balcerzakowie, Pluciński, Walkowiak czy ja. Wychowankiem Ślęzy był na przykład Tadziu Wanat. Przypomnę tylko, że cała plejada doskonałych młodych zawodników z tamtych czasów, takich jak Tarasiewicz, Prusik czy Nocko, to chłopcy z wrocławskich podwórek. Drużynę Śląska, która zdobyła mistrzostwo Polski, w 60 procentach tworzyli zawodnicy wywodzący się z tego regionu, z Dolnego Ślaska. Drugi poważny problem to baza piłkarska we Wrocławiu. Jest bardzo zła, gorsza niż wtedy, gdy ja grałem.
- Normalnie nie chce mi się w to uwierzyć. Tak naprawdę to ja dalej nie wierzę, że Śląsk gra w III lidze! Czuję wielki żal, że po wielkim piłkarskim Śląsku pozostały tylko wspomnienia. Ludzie, którzy są za to odpowiedzialni, rozmienili na drobne ten kultowy klub. Przez wiele lat podejmowali sporo nieodpowiedzialnych decyzji, przeprowadzając wiele nieprofesjonalnych transferów. Osobna historia to zatrudnianie trenerów, którzy tylko "wydoili" klub z pieniędzy. Wszystko to było wyjątkowo nieprofesjonalne.
Śląsk w ekspresowym tempie spadł z I do III ligi. W rundzie wiosennej minionego sezonu chodził Pan na spotkania drugoligowego wówczas Śląska - uważa Pan, że piłkarze wrocławskiego zespołu byli rzeczywiście tacy słabi, czy rywale mocni. A może to współczesne pokolenie młodych zawodników Śląska nie jest utalentowane?
- Ta młodzież ma ogromne braki na starcie. Moje pokolenie młodych piłkarzy, jak przychodziło grać do Śląska, to pod względem technicznym i piłkarskim było już solidnie ukształtowane. Niedawno w Szwajcarii byłem na konferencji trenerów, gdzie dyskutowano m.in. na temat treningów młodych zawodników. Na zachodzie Europy uważa się, że już 15-letni gracz musi mieć jakieś piłkarskie podstawy i w pewnym sensie powinien być przygotowany do profesjonalnego futbolu. A co jest u nas? W Polsce o graczu, który ma 23, 24 lata, mówimy, że jest młodym piłkarzem i ma jeszcze czas. To absurd. Ja miałem 17 lat, jak w Zagłębiu Wałbrzych debiutowałem w I lidze, a taki Mirek Pękala debiutował w Śląsku, mając 16 lat. A wracając do współczesnego Śląska - jeśli ci zawodnicy spadli z II do III ligi, to oznacza, że nie są jakoś specjalnie utalentowani.
- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Jak ktoś mi złoży propozycję, to nigdy nie odmówię swojemu ukochanemu klubowi.
- Życie zmusiło nas do tego, że chłopaki rozjechali się po świecie. Józiu Kwiatkowski i Mirek Pękala są w Austrii, Zyga Garłowski w Australii, Olesiak i Faber mieszkają w Niemczech, a Jasiu Erlich, niestety, zmarł w Szwecji.
- Też dziwię się działaczom Śląska, że mimo kilku ważnych rocznic nie zrobili nic, aby zebrać tamtą mistrzowską drużynę i pokazać ją kibicom we Wrocławiu. Szkoda, bo lata nam lecą i niedługo wcale nie będziemy mogli już grać w piłkę.