Wyruszyliśmy w asyście quadowców z Zielonej Góry w kierunku Kostrzyna. Byli bardzo zadowoleni ze spotkania zwycięzcy Dakaru.
Tu powitało nas 10 maszyn z grupy Quad Cartel. To był kolejny moment na rozdawanie autografów, podpisywanie plakatów i robienie wspólnych zdjęć. Do Kostrzyna zostało nieco ponad 100 km, ale dostaliśmy informacje, że korek na Przystanek Woodstock w Kostrzynie nad Odrą ciągnie się na 5 km.
Tam czeka na nas grupa quadowców w asyście policji. Wspólnie mamy pojechać już na miejsce do Kostrzyna. Jednym z dwóch quadowców, którzy jadą z nami od Łysej Polany, jest Łukasz Rogacki. Razem z przyjacielem na miejsce startu do Łysej Polany przyjechał aż z Kalisza. Pierwszy raz w życiu jedzie w tak długą podróż. Nie bał się wyzwania, choć do tej pory nie pokonywał więcej niż 100 km podczas jednej wycieczki. - Wspaniała podróż ze wspaniałymi ludźmi. Zawsze czegoś takiego pragnąłem - podkreśla Rogacki.
Po dwukilometrowym korku we Wrocławiu ruszyliśmy szybciej w stronę Zielonej Góry. W Lubinie mamy zaplanowane tankowanie, bo zasięg mniejszych quadów, które jadą w kolumnie, to maksymalnie 120-130 km.
A jeszcze zanim wyjechaliśmy ze stolicy Dolnego Śląska, Sonik "spotkał się" z krasnalami. - Wrocław jest miastem krasnali. Akurat spotkałem trzech niepełnosprawnych. Takim właśnie małym krasnalom, czyli dzieciakom, pomaga WOŚP - mówił Sonik.
Trochę nam się przedłużyło we Wrocławiu. A to przez zdjęcia, autografy, wywiady i odpowiedzi na pytania. Teraz kierunek Zielona Góra, gdzie mają do nas dołączyć kolejni quadowcy.
Z ekipą Sonika prawie całą trasę jedzie Gabriel. To fan krakowianina, który wygrał konkurs na Facebooku. Twierdzi, że Sonika podziwia za to, że potrafi łączyć bycie przedsiębiorcą i sportowcem. Dlatego właśnie wziął udział w konkursie. By dostać się do Bukowiny Tatrzańskiej, gdzie dołączył do ekipy, jechał pociągiem z Jarosławia do Krakowa. Spod Wawelu dzięki blablacar.pl dostał się do Nowego Targu, w którym złapał stopa do Bukowiny.
Mamy niezły czas, bo wstępnie przyjazd do Dolnego Śląska był planowany na godz. 16.30. Wreszcie pora na obiad. Przyjechaliśmy na plac Solny, ale quadowcy przejechali stamtąd na Rynek we Wrocławiu i wzbudzili zainteresowanie. Tu znaleźli się kibice, którzy poprosili Sonika o zdjęcia. Jest też Julian Obrocki, dziennikarz, który m.in. pomagał napisać biografie Krzysztofowi Hołowczycowi i Mai Włoszczowskiej. Teraz próbuje namówić na książkę Sonika.
Quadowcy już powoli odczuwają trudy podróży. Coraz częściej wstają na maszynach, by rozprostować kości. Najdłużej wytrzymał Sonik, ale i on także musiał zmienić pozycję. On ma doświadczenie - na Rajdzie Dakar czasami z quada nie schodzi przez kilkanaście godzin, i to po wertepach.
Za nami ponad 300 km, czyli połowa podróży do Kostrzyna nad Odrą. Na razie podróż przebiega bez żadnych zakłóceń i do Wrocławia dojedziemy wcześniej, niż zaplanowaliśmy. A co o podróży mówi zwycięzca Dakaru?
Na Przystanku Woodstock Sonik planuje odpowiedzieć na nominację Felipe Massy. Brazylijczyk zaprosił go do udziału w akcji "Zarycz dla życia". To międzynarodowa kampania promująca odpowiedzialną jazdę. "Rzucamy ludziom wyzwanie: ryczenia i pokazywania wsparcia dla odpowiedzialnej jazdy. Połączmy siły: jeśli zbierzemy 30 000 ryków, MARTINI przekaże równowartość 150 tys. zł na wsparcie działalności lokalnych organizacji non profit" - informują organizatorzy.
Massa oprócz Sonika nominował Roberta Lewandowskiego, który odpowiedział mu na skuterze wodnym, i Martina Kaczmarskiego, kierowcę rajdowego.
Jedna z opowieści Sonika. Tym razem o Argentynie. - Był taki etap, który był podzielony na odcinek specjalny, neutralizację, odcinek specjalny i dojazdówkę. Organizatorzy jednak go skrócili i zrezygnowali z drugiego oesu. Pytam się, ile jest czasu, by pokonać dojazdówkę - 230 km. Mówią: trzy godziny. Myślę: "O, cholera, znam ten odcinek, to głównie górskie serpentyny". Pędzę więc na złamanie karku, wyprzedzam z prawej strony, na trzeciego, bo każda minuta opóźnienia to minuta kary. Dojeżdżam cztery minuty przed czasem. Żadnego innego quada jeszcze nie ma. Pytam się, gdzie są, a organizatorzy mówią, że spokojnie, mają czas. Pytam dalej: "Jak to? Przecież były trzy godziny na przejechanie dojazdówki". Organizatorzy odpowiadają: "Nie trzy, a sześć, musiała zajść pomyłka".
W stolicy Górnego Śląska trudniej o bardziej charakterystyczne miejsce niż Spodek. Tu Sonik spotkał się z kilkoma dziennikarzami, a także z Klaudiuszem Sevkoviciem, uczestnikiem "Big Brothera", a teraz m.in. działaczem sekcji piłki ręcznej Ruchu Chorzów. Postój wykorzystano też na napełnienie tzw. camelbaga na plecach Sonika. Podczas jazdy przez rurkę krakowianin będzie pił herbatę.
Przez rodzinne miasto Sonika przejechaliśmy bez problemów, tzn. bez stania w korkach. Tu część członków grupy 4x4 odłącza się, a my zaraz ruszamy w dalszą drogę.
Sonik opowiada o niedawnym starcie w Rajdzie Sardynii, jednym z eliminacji Pucharu Świata. - Jestem bardzo zadowolony nie tylko dlatego, że wygrałem. Staram się za każdym razem ulepszać quad, ale poprzez ewolucję, nie rewolucję. Byłem zaniepokojony, bo rywale bardzo zmieniali swoje maszyny, m.in. zwiększali prześwit. My zadbaliśmy tylko o detale i wszystko wypaliło - opowiada Sonik. Zresztą to bardzo trudny rajd, gdzie niemal za każdym krzakiem czai się kamień. Rozmawiałem ze Stephanem Peterhanselem, który nieraz wygrał Rajd Dakar [sześć razy na motocyklu, pięć samochodem - przyp. red.] i był zaskoczony, że quady dają radę przejechać ten rajd, bo tak jest wąsko i takie czyhają pułapki.
Na dawnym przejściu granicznym zaplanowano początek rajdu. Na starcie oprócz ekipy Sonika stawiło się kilku członków grupy 4x4, a niespodzianką było pojawienie się dwóch fanów rajdowca. Przyjechali z Kalisza - jeden na quadzie, drugi na motocyklu.
Tuż po godz. 5.30 kolumna ruszyła w stronę Krakowa. Po drodze - w Bukowinie Tatrzańskiej - dołączył autostopowicz, który wygrał konkurs na Facebooku Rafała Sonika i też jedzie na Woodstock.
Zwycięzca Dakaru zaprosił wszystkich motocyklistów i miłośników ATV, by dołączali do niego na trasie. - Rzadko mam okazję jeździć quadem w Polsce, a podczas rajdów rywalizuję w samotności, dlatego tym razem bardzo chciałbym mieć na trasie towarzyszy. Jedziemy w szczytnym celu, bo ten swoisty rajd dedykuję Łukaszowi Berezakowi - najdzielniejszemu z wolontariuszy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - mówił Sonik.
Sonik jedzie na przystanek Woodstock m.in. właśnie po to, by spotkać się tam z Łukaszem Berezakiem. - Każdy z nas ma swój Dakar. Jedni go wybierają, innym trasę wytycza los. Tylko od nas zależy, jak radzimy sobie z trudnościami - jak je przezwyciężamy. Łukasz jest przykładem małego człowieka o wielkim sercu i ogromnym harcie ducha. Chcę osobiście uścisnąć dłoń temu dzielnemu chłopcu - zaznaczył Sonik.
W ubiegłym roku obecnie 11-letniego Łukasza poznała cała Polska, gdy przeznaczył swoje oszczędności na WOŚP, a także kwestował na jej rzecz w Szczecinie. Chłopiec cierpi na chorobę Leśniowskiego-Crohna.