Och, co to był za mecz, co za emocje! Nie mówiąc już o tym, że nie ma to jak dobre widowisko najwyższej rangi i o najwyższe odznaczenia, w którym ulubieniec publiczności, a szczególnie tej żeńskiej jej części, w kluczowym momencie zdobywa punkt będący absolutnym i ostatecznym biletem do zwycięstwa. Starcie Kanada-USA, bo o nim mowa, dostarczyło, jak to Ciachom, nie tylko jednak sportowych wrażeń, ale i przyjemnych doznań natury zmysłowej. Zagrzebani w watowanych kombinezonach i ukryci pod ochronnymi kaskami mężczyźni to absolutny hit, czego dowodziłyśmy już wcześniej. A co dopiero, gdy wspomniane samce alfa ów kamuflaż zrzucają...
Sidney Crosby , który złotym zapewnił swojemu krajowi zwycięstwo w tej prestiżowej dyscyplinie na Igrzyskach, to doprawdy ulubieniec bogów. Spójrzcie tylko na ten uśmiech.
Oprócz hokejowych ''złotek'' na uwagę zasługują tez oczywiście ich amerykańscy srebrni rywale:
...oraz brązowi Finowie:
...a także mnóstwo innych drużyn, których nie wymienimy, bo albo ich w Vancouver nie było, ani nic nie osiągnęli, wołająca o pomstę do nieba niesprawiedliwością byłoby więc umieszczzenie ich w rubryce o znamiennej nazwie ''Ciacha Medalowe''.
Co do innych najświeższych nosicieli krążków, to musimy wspomnieć o Petterze Northugu , który wygrał wczoraj bieg na 50 km stylem dowolnym. Same prawdopodobnie - z różnych względów, od krzywego uzębienia obiektu poczynając , na mało wyrafinowanym być może guście redaktorek skończywszy - owego dzielnego narciarza przeoczyłybyśmy, na szczęście, rękę na pulsie trzymała nasza Czytelniczka Klaudia D. , dzięki której oprócz standardowych fotografii z ceremonii wręczenia medali:
...możemy Wam zaproponować takie cudo:
Po raz kolejny zaklinamy prawa natury, pytając retorycznie i z wyrzutem: dlaczego zimą jest zimno?
Ostatnia wymieniona z imienia i nazwiska propozycja na dziś to Włoch Giuliano Razzoli, triumfator w slalomie narciarskim. Choć, jak sprawdziłyśmy, lepiej prezentuje się w czapie niż bez niej, to jednak nie można odmówić magicznej siły przyciągania oczu koloru zmrożonej wódki. Grr.
Wierzyć nam się nie chce, ze to ostatnie ciacho z Vancouver, jakie przedstawiłyśmy w ramach olimpijskiej serii. Wybaczcie banały, ale kłucie w dołku, kręcąca się łezka, krajanie się serca to nie są czcze słowa.