Podczas całego weekendu w Oberstdorfie Wolny prezentował niezłą, ale nie wybitną formę. Widać było, że jeszcze nieco brakuje mu do poziomu najlepszych lotów Pawła Wąska z niedzieli, ale potrafił się zakręcić w okolicach odległości Piotra Żyły. Był numerem trzy-cztery polskiej kadry na niemieckim mamucie, ale chciał czegoś więcej.
W piątek zajął 22. i 11. miejsce w treningach, w drugim z nich lecąc aż na 218 metrów. W kwalifikacjach było nieco gorzej - skończył je na 23. pozycji. Dzień później jego poziom był podobny. W serii próbnej był 27., a w konkursie 22. po lotach na 205 i 206,5 metra. W przypadku Wolnego to jednak minimum tego, czego od siebie oczekuje. W niedzielę zaczął od 209 metrów, które dały 21. miejsce w kwalifikacjach. Jednak w konkursie nie wszystko zależało już od polskiego skoczka.
Zawody odbywały się w zmiennych warunkach i były ciągle przerywane. Przed skokiem Wolnego przerwa trwała aż dwie i pół minuty. Czekano aż uspokoi się silny wiatr z tyłu skoczni, który na początku oczekiwania wiał z uśrednioną prędkością około dwóch metrów na sekundę. Później na chwilę się uspokoił, ale Wolny po trzynastu sekundach od wejścia na belkę dostał zielone światło. Skoczek aż uniósł brwi, gdy zauważył, że już dostał sygnał do startu. Niestety, trafił na moment, gdy warunki zaczęły się pogarszać.
Gdy wychodził z progu, znów wiało mocniej w plecy. I Wolnego wręcz przydusiło do zeskoku. 183,5 metra dało mu tylko 32. miejsce. Z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy skoczek udało się do szatni, a potem wrócił, żeby porozmawiać z dziennikarzami, już wiedząc, że zostanie bez miejsca w punktowanej "30".
Same warunki, w których został puszczony to jednak nie powód do szukania kontrowersji. Dodano mu 24,2 punktu za uśredniony pomiar 1,12 metra na sekundę z tyłu, a to drugie najgorsze warunki w konkursie (o 0,2 punktu więcej dodanych punktów za wiatr miał tylko Japończyk Naoki Nakamura), ale przy tak zmiennym wietrze to się mogło zdarzyć. Niesmak budzi inna sytuacja.
Przed skokiem Wolnego nie puszczono ani jednego przedskoczka. Przez dwie i pół minuty czekania na uspokojenie warunków pogorszyła się sytuacja na torach najazdowych i Polak miał słabiutką prędkość na progu - 101,3 kilometra na godzinę. Gorszą z 22. belki, z której startowała większość stawki, miał tylko Jewhen Marusiak z Ukrainy. Skaczący z "21" Johann Andre Forgang z Norwegii był tylko o 0,1 kilometra na godzinę gorszy od Wolnego, a Słoweniec Timi Zajc, któremu jury utrzymało skrócony rozbieg, nawet o tę 0,1 lepszy. Wolny w takich okolicznościach miał bardzo utrudnione zadanie, żeby wejść do najlepszej "30" Ostatecznie zabrakło mu do niej zaledwie 0,7 punktu.
A najgorsze jest to, że innym zawodnikom czekającym na swój skok przedskoczków dawano. Choćby Stefanowi Kraftowi z Austrii. Jeśli trzeba mieć nazwisko, żeby dostać przedskoczka w tak trudnych warunkach przed swoim skokiem i po długim oczekiwaniu, to mamy do czynienia z cyrkiem. I sytuacją, która nie powinna się wydarzyć.
- Jedni dostają przedskoczka, inni nie dostają. Czy to podwójne standardy? Nie wiem, po prostu trzeba skakać - stwierdził skoczek w rozmowie ze Sport.pl. - Muszę przeanalizować swój skok, ale niestety w dzisiejszej loterii nie wyciągnąłem szczęśliwego losu. Przyciąganie do zeskoku było bardzo mocne. Żałuję, bo miałem dzisiaj dobre czucie, byłem dobrze nastawiony, ale cóż, tak już jest. Takie są skoki - ocenił Wolny.
- Musimy ocenić tę sytuację wraz z Borkiem Sedlakiem i wtedy będziemy mogli w jakiś sposób zareagować. Wcześniej nie chcę oceniać tej sprawy. Na razie ją odnotowujemy - powiedział dyrektor Pucharu Świata, Sandro Pertile.
- Prosiłem o przedskoczka przed skokiem Kuby. Nie dali nam go, nie wysłali nikogo do przeczyszczenia torów. Wydaje mi się, że mieli tam problem i nie wyrobili się czasowo, żeby przedskoczek czekał tam na górze, zanim Kuba wszedł na belkę - wyjaśnił Sport.pl trener Thomas Thurnbichler.
Thurnbichler nie jest jednak wściekły na jury, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że konkurs rzeczywiście nie był łatwy do przeprowadzenia. - Nie zamieniłbym się w takich momentach na robotę z tymi, którzy zarządzają zawodami. Kuba po prostu nie miał szczęścia i nam go szkoda. Ale jedynym, co podpowiedziałbym jury to, żeby nie ustawiać korytarza wietrznego od podmuchów pod narty do takich z tyłu skoczni, tylko zawsze pozostawać przy jednym z tych kierunków - wytłumaczył Austriak.
Na ten sam element po zawodach zwracał uwagę także trener Słoweńców Robert Hrgota. On z kolei miał prawo być zły na to, że jury obniżyło rozbieg Timiemu Zajcowi, gdy warunki kompletnie nie były adekwatne do takiego ruchu, a chwilę wcześniej z tej samej belki - po prośbie trenera Norwegów Magnusa Breviga - z osiągnięciem odległości potrzebnej do uzyskania bonusu za skrócenie rozbiegu na prośbę szkoleniowca nie poradził sobie Johann Andre Forfang. - Cóż, stało się. Ale tu sporą rolę odegrał też pech do warunków. Gorzej patrzę na kwestię tak szerokiego korytarza wietrznego na skoczni do lotów. To nie powinno tak wyglądać - mówił nam Hrgota.
Przed skoczkami teraz kolejne zawody, przeniosą się do innego niemieckiego miasta - Willingen. - Tamta skocznia też jest lotna i mi pasuje. Jeśli tam pojadę, będę się cieszył. Jestem gotowy, żeby dalej startować w zawodach - deklarował jeszcze w Oberstdorfie Jakub Wolny. I znalazł się w składzie, który do Willingen wysyła Thomas Thurnbichler. Poza nim wystąpią tam także Dawid Kubacki, Aleksander Zniszczoł, Piotr Żyła i Paweł Wąsek. Na obiekcie w Hesji w dniach 31 stycznia - 2 lutego na zawodników czekają dwa konkursy indywidualne i jeden drużyn mieszanych. Relacje na żywo na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.