Żyła czuje niedosyt. Marudzi i narzeka. Nowy sezon? "Mógłbym zaczynać po tygodniu"

Łukasz Jachimiak
Pcha kulą, biega przez płotki i nawet trochę marudzi, że są za niskie. Piotr Żyła dopiero co zdobył złoty medal mistrzostw świata, ale czuje niedosyt, bo chce więcej i już na to mocno pracuje. Czy 36-latek to naprawdę wciąż młody i perspektywiczny skoczek?

- Thomas Thurnbichler właśnie w tym momencie dokręca nam śrubę - mówi Sport.pl Piotr Żyła, opowiadając o zgrupowaniu kadry skoczków w Spale.

Zobacz wideo Apoloniusz Tajner pokazał niesamowite zdjęcie Piotra Żyły

Z mistrzem świata rozmawiamy o świetnym sezonie, który skończył się miesiąc temu, o poważnych problemach zdrowotnych, w jakie Żyła wpadł tuż po tym jak został mistrzem świata i o tym, że wciąż jest głodny.

Łukasz Jachimiak: "Piotrek to jest młody, perspektywiczny skoczek" - trochę śmiał się Jan Szturc, gdy na koniec sezonu wystawiał wam wszystkim oceny. Potwierdzasz diagnozę człowieka, który uczył cię skakać?

Piotr Żyła: Może taki młody już nie jestem, ale mam jeszcze chęć i motywację do skakania i do trenowania, co jeszcze ważniejsze. A to znaczy, że na pewno jeszcze parę lat poskaczę.

Fizycznie czujesz się młodziej niż na 36 lat, które już masz?

- Zdecydowanie!

A może wiesz, jaki jest twój wiek biologiczny? Na przykład Robertowi Lewandowskiemu to badano i kiedy miał 34 lata, to zdradzał, że stopień zużycia jego organizmu medycy oceniali na 25-26 lat.

- Nigdy nie miałem takich badań, ale na pewno nie czuję się na 36 lat. Cały czas tak wszystko robię, tak pracuję i tak o wszystko dbam, żeby się dobrze czuć. To jest dla mnie ważne.

To, że jesteś profesjonalistą to jedno, ale pewnie też dziś skoczkowie generalnie są bardziej długowieczni, bo inaczej pracują? Patrząc na swój trening z początków kariery i na dzisiejszy powiesz, że na przykład kolana nie dostają aż takich obciążeń, jak kiedyś?

- Trenuje się inaczej, ale to nadal jest mocny trening. Kiedyś było dużo ogólnorozwojówki, ale teraz ona też jest ważna, szczególnie zaraz po zimie. Właśnie jesteśmy w takim intensywnym treningu. Musimy wypracować bazę na zimę, bo zimą to już nie ma czasu na trenowanie. A więc Thomas Thurnbichler właśnie w tym momencie dokręca nam śrubę.

Ile wolnego dał wam po zakończeniu sezonu w Planicy? Chyba wyraźnie więcej niż dawał Stefan Horngacher?

- Za Stefana wolnego po sezonie było w sumie trzy-cztery dni. A teraz to były prawie trzy tygodnie. To dużo. Wystarczyłby mi tydzień. Po tygodniu już mi się chciało ruszać i się ruszałem.

Gdybyś ty miał decydować, to pewnie Puchar Świata trwałby przez cały rok i skakalibyście na śniegu wtedy, kiedy się da, a gdy się nie da - na igelicie?

- No, tydzień wolnego bym dał, he, he. Lubię pracować, lubię ten rytm. Po Planicy byłem zmęczony, ale po tygodniu mógłbym zaczynać nowy sezon.

Czy ty kiedykolwiek próbowałeś czegokolwiek nie zrobić? Są takie ćwiczenia czy aktywności, których nie lubisz, a może nawet unikasz?

- Jak czegoś nie umiem, to bardzo się staram to opanować i zrobić. A skoro trener ma jakiś pomysł na trening, to wiem, że dobrze jego pomysł zrealizować. Człowiek cały czas się uczy czegoś nowego, nieważne, że już mnóstwo rzeczy zrobił. Dla mnie każde nowe ćwiczenie to wyzwanie.

Rok temu współpracę z Thurnbichlerem zaczęliście od śpiewania piosenek i wykonywania prostych działań matematycznych w trakcie skoków. A czy teraz przygotował dla was kolejne nowości?

- Teraz jeszcze nie skaczemy, ale już widzimy, że jest inaczej, niż było w poprzednich przygotowaniach.

Widziałem, że biegnąc przez płotki chyba bardziej skaczesz niż biegniesz. Przewyższenie imponujące!

- E, co to za płotek? Niziutki, jakiś juniorski. Ciekawiej było, gdy rywalizowaliśmy w innych konkurencjach lekkoatletycznych.

Opowiadaj. Paweł Fajdek wziął was na trening rzutu młotem?

- Chyba jest tu i trenuje, ale jeszcze go nie spotkaliśmy. Na razie młotem żaden z nas nie rzucał, ale było pchnięcie kulą. Pobawiliśmy się. Fajnie jest popróbować czegoś innego.

Nie chcesz się chwalić? Czuję, że jako zapalony piłkarz z talentem również do skakania z wieży do wody czy do gry w kręgle możesz mieć smykałkę i do kuli.

- No to trafiłeś kulą w płot! Akurat rzuty i pchnięcia to jest moja słabsza strona.

Brakuje ci warunków fizycznych?

- Braki mam raczej w technice. Nigdy w to nie byłem dobry. Starałem się, żeby leciało jak najdalej, ale nie leciało. A jak nie leci, to nie ma frajdy. Więcej jest śmiechu niż zadowolenia z wyniku. Ale to nic, najważniejsze, że jestem stworzony do dyscyplin szybkościowych i skocznościowych.

Wiem, że w Spale wzbudzacie zainteresowanie stałych bywalców, na przykład lekkoatletów. Na waszym treningu byli Katarzyna Zdziebło i Dawid Tomala, a czy wy wpadacie z wizytami do pracujących w ośrodku sportowców z innych dyscyplin?

- Popatrzyliśmy, jak szybko chodzi Dawid i muszę powiedzieć, że to jest bardzo ciekawa technika i patrząc z bliska ma się całkiem inne wrażenia niż gdy się to ogląda w telewizorze. Ale generalnie między naszymi treningami raczej nie przeszkadzamy innym w ich robocie.

Jak oceniasz swoją robotę skończoną miesiąc temu? W liczbach to był twój drugi najlepszy sezon Pucharu Świata w karierze. Ale gdy dodamy złoto mistrzostw świata, to dostaniemy najlepszą zimę w twoim życiu?

- Jeżeli chodzi o Puchar Świata, to tak, w jednym sezonie miałem trochę więcej punktów [w sezonie 2018/2019 Żyła zdobył 1131 pkt, a teraz miał ich 984] niż teraz. Ale wtedy nie zrobiłem żadnego medalu na mistrzostwach świata, a teraz w Planicy powtórzyłem złoto z Oberstdorfu z 2021 r. Powiedziałbym, że to był mój najlepszy sezon, gdyby nie problemy zdrowotne. Zaraz po złotym medalu dopadła mnie choroba. I później w końcówce sezonu się męczyłem.

W Raw Air skakałeś z gorączką?

- Z gorączką skakałem na dużej skoczni w Planicy. A najgorzej się czułem na drużynówce na mistrzostwach świata. Wtedy już od treningów na dużej skoczni bolała mnie głowa i było coraz gorzej. Na Raw Air miałem później takie osłabienie, że całkiem traciłem energię. Pierwszy raz tak mi się działo, że zrobiłem jakieś ćwiczenie i mnie odcinało, nie wiedziałem, co się dzieje. Miałem zawroty głowy, długo to nie odpuszczało. Najciężej było mi w Oslo, w Vikersund na koniec turnieju trochę mi energia wracała. Szkoda, że tak późno, bo to mógł być jeszcze lepszy sezon. Ale i tak jestem bardzo zadowolony. Bo nawet jak się nie czułem w pełni sił, to i tak walczyłem. Na początku zimy sobie postanowiłem, że w każdym konkursie dam z siebie wszystko. I dałem. Często mi to pozwalało na super skoki, czasami nie z mojej winy nie wyszło, ale walczyłem tak, jak umiałem.

Czyli miałeś bardzo udaną zimę, ale masz niedosyt i wiesz, że możesz być jeszcze lepszy?

- Tak, i to jest bardzo dobra opcja przed nowym sezonem. Skoro się nie wygrało Kryształowej Kuli, to wiadomo, że można jeszcze wypaść lepiej. A ja byłem dopiero szósty.

"Dopiero"?

- No, może nie "dopiero". To jest mój drugi najlepszy wynik w życiu. Kilka lat temu byłem na koniec sezonu czwarty. Ale mam taki cel, żeby na koniec sezonu stanąć na podium w generalce. Najlepszym, co w skokach można osiągnąć, jest podium na koniec zimy, za cały sezon. Taki cel sobie stawiam. Oczywiście najchętniej wskoczyłbym na najwyższy stopień i przyjąłbym Kryształową Kulę, ale podium w generalce to już jest bardzo dobry cel. Byłem tylko dwa razy na podium klasyfikacji lotów [trzecie miejsca w sezonach 2018/2019 i 2019/2020] i chciałbym więcej. Wiem, że przede mną dużo pracy, żeby to więcej zrobić. I pracuję.

Na koniec: razem z wami przygotowania do kolejnego sezonu zaczął Dawid Kubacki i to jest wiadomość, z której wszyscy się bardzo cieszymy. Kłopoty, jakie Dawid przeżywał w końcówce sezonu, chyba nam wszystkim pokazały, że czasem za bardzo patrzymy tylko na sport?

- To prawda. I bardzo się cieszymy, że to wszystko dobrze się skończyło.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.