Dawid Kubacki ma za sobą niezwykle trudne doświadczenia. Tuż przed końcem sezonu Pucharu Świata jego żona Marta trafiła do szpitala z problemami kardiologicznymi. Skoczek przedwcześnie zakończył rywalizację, by być blisko niej. Stracił przez to miejsce na podium w końcowej klasyfikacji Pucharu Świata, ale nie to było najważniejsze. W końcu jego partnerka wyszła ze szpitala, a skoczek mógł ponownie rozpocząć treningi.
Brązowy medalista mistrzostw świata w Planicy zjawił się na obozie przygotowawczym w Spale. W rozmowie z Eurosportem wyznał, że powrót do zajęć ma dla niego wyjątkowe znaczenie. - Zarówno mi, jak i żonie oraz całej naszej rodzinie brakowało tego, żeby zbliżyć do normalności i do niej trochę wrócić. Po tym, co się działo, to jest najlepszy wyznacznik tego, że to idzie w dobrą stronę. Bo gdyby nie szło, toby mnie tu po prostu nie było. Musiałbym się zajmować czymś innym, może nie mógłbym jeszcze rozpocząć treningów - zdradził. - Musimy normalnie żyć, funkcjonować, cieszyć się życiem, a to jest pierwszy krok do tego - dodał.
Tegoroczne przygotowania mogą być dla Kubackiego bardzo utrudnione. Marta Kubacka ma wstawiony rozrusznik serca, a jej problemy całkiem nie zniknęły. Skoczek musi więc być zawsze w gotowości, ale nie zamierza się poddawać. - Podtrzymuję zdanie, że chciałbym przygotowywać się z chłopakami w normalnym reżimie treningowym. Nadal nie wiem, czy będę miał możliwość zrobić to w całości i tutaj być może będę potrzebował odrobiny elastyczności ze strony sztabu szkoleniowego. Ale nawet jeśli tak miałoby się stać, to wierzę, że mądre podejście pozwoli mi wyciągnąć z tej sytuacji także coś dla siebie - powiedział.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
Na razie skoczek cieszy się, że ponownie zaczyna mu się układać. 1 maja już w domu wraz z żoną obchodził czwartą rocznicę ślubu. - Udało się jej wrócić nawet wcześniej, na swoje urodziny. Majówkę też spędziliśmy wspólnie, na spokojnie, podobnie jak rocznicę i to jest najważniejsze - zakończył Kubacki.