Gdyby w polskim środowisku siatkarskim zaproponować petycję z wnioskiem o obecność Bartłomieja Bołądzia w składzie reprezentacji Polski na igrzyska w Paryżu, to pewnie szybko pojawiłoby się tam wiele podpisów. Jeszcze rok temu rywalizował on z Karolem Butrynem o miano trzeciego atakującego w kadrze, ale po świetnym sezonie klubowym kontynuuje dobrą passę w drużynie narodowej i przyczynia się do bólu głowy trenera Nikoli Grbicia. I nie przeszkadza mu w tym brak ogrania na arenie międzynarodowej w rywalizacji o dużą stawkę. A co na to on sam? I czemu zawdzięcza utrzymanie tak długo rewelacyjnej formy? M.in. o tym oraz o wpływie 2,5-miesięcznej córeczki na jego grę opowiada w wywiadzie dla Sport.pl
Bartłomiej Bołądź: Tak, zdarza się, że puszczam muzykę. Czasem robi to też Artur Szalpuk. Wymieniamy się, by chłopakom się nie znudziło, a tak by prędzej było, gdyby cały czas odpowiadała za to jedna osoba. Staram się sięgać po różne gatunki, by znalazło się coś dla każdego, choć oczywiście nie sposób wszystkim dogodzić. Ale jak nóżka chodzi, to znaczy, że się podoba. Wcześniej w Treflu Gdańsk też odpowiadałem za muzykę.
Myślę, że pójście do VfB Friedrichshafen i praca u Vitala Heynena. Bardzo dobrze to wspominam. Można powiedzieć, że to najlepszy albo jeden z najlepszych trenerów, z jakimi pracowałem. Potrafi wyciągnąć z zawodnika bardzo wiele, a wyróżnikiem u niego jest praca indywidualna w każdym aspekcie. Bardzo wiele mu zawdzięczam.
Mógłbym bardzo wiele historii o nim opowiedzieć.
Może opowiem pewną anegdotę. Gdy wyjeżdżałem do Niemiec, to mój angielski nie był na dobrym poziomie. Jeden z klubowych kolegów pochodził ze Słowacji i mówił po polsku. Po jednym z treningów Vital wezwał mnie na indywidualną rozmowę i powiedział, że jak jeszcze raz usłyszy, że będę rozmawiał z tamtym zawodnikiem po polsku, to mnie wyrzuci i wrócę do Polski. Tak samo mogę się pakować i wracać, jeśli w ciągu dwóch-trzech miesięcy nie nauczę się dobrze podstaw pozwalających komunikować się swobodnie w języku angielskim.
Oczywiście, nie czułem realnie wielkiego zagrożenia wtedy, ale po pewnym czasie zauważyłem, że nacisk z jego strony na to wiele mi dał. I nie chodzi tu o samą siatkówkę, ale o taki życiowy aspekt. Ta historia to przykład na to, że Vital patrzył na zawodnika nie tylko siatkarsko, ale też zwracał uwagę na to, co się wokół tego gracza działo.
To wielki zawodnik, wielki trener z osiągnięciami, więc czy w tym, czy w poprzednim sezonie kadrowym na pewno trochę wyciągnąłem z pracy z nim. Powiedziałbym, że z pracy z każdym szkoleniowcem można coś wynieść. Nawet w przypadku takiego, który w oczach opinii publicznej nie jest zbyt dobry. A wracając do Nikoli, to też sporo od niego wyciągnąłem i mam nadzieję, że jeszcze sporo przede mną.
Przed ostatnim sezonem w klubie zacząłem współpracę z dietetykiem klinicznym i naprawdę odczuwam różnicę. Wiadomo, może nie w samej grze na boisku, ale na pewno w regeneracji. A to bardzo ważne, bo ten sezon pokazał, że nie ma za dużo czasu na nią - graliśmy mecze co trzy dni. Dobra regeneracja była więc bardzo potrzebna i na pewno odczuwam tu różnicę. Na pewno mi to pomogło.
Polecił mi ją ktoś. Zaczęło się od wspólnych znajomych.
Wiadomo, to marzenie każdego zawodnika. Ale ja zawsze staram się twardo stąpać po ziemi. Mamy naprawdę bardzo dobrych zawodników. Nieraz mówiłem, że można byłoby z naszej kadry spokojnie złożyć dwie-trzy dobre drużyny. Jeśli nie będę w składzie na igrzyska, to na pewno się nie obrażę i dalej będę się starał poprawiać w każdym elemencie. Wiem, że to też oklepane sformułowanie, ale też Raul Lozano [inny były trener kadry, z którym Bołądź spotkał się w Czarnych Radom - red.] kiedyś mi powiedział, że w każdym wieku można się poprawić. Jego słowa odnosiły się do przykładu Daniela Plińskiego, który był już u schyłku kariery, a zagrał jeden ze swoich najlepszych sezonów. Mieliśmy wtedy w składzie też Lukasa Kampę i Artura Szalpuka. Argentyński trener powiedział wtedy, że każdy człowiek czy siatkarz może się poprawić i że trzeba do tego dążyć, by w każdym elemencie stawać się lepszym, bo na pewno są jakieś braki.
Staram się o tym nie myśleć, ale na pewno było wielu zawodników, którzy przebili się w młodszym wieku. Przykładowo Tomek Fornal czy Kuba Kochanowski grali wcześniej na najwyższym reprezentacyjnym poziomie. Ale nie patrzę na to. Staram się po prostu czerpać jak najwięcej z obecnej sytuacji. Naprawdę samo trenowanie z tymi zawodnikami, którzy są teraz w kadrze, wiele daje. Poprzedniego lata nie grałem może dużo w meczach, ale trenowałem z reprezentacją ok. 2,5 miesiąca i myślę, że to też zaowocowało późniejszą dobrą grą w klubie.
Zgadza się, zyskałem pewność siebie. Ale jak mówię, tu na każdym treningu trzeba dawać z siebie maksa, by dorównać reszcie. To jest ta motywacja, by na każdych zajęciach próbować grać z nimi jak równy z równym.
Myślę, że po dłuższym czasie będę mógł coś więcej o tym powiedzieć, bo na razie moja córa ma dopiero 2,5 miesiąca i jeszcze trudno wyciągać jakieś wnioski na ten temat. Ale na pewno jest to kolejna motywacja, by także dla niej ciężko trenować czy grać. By, jak dorośnie, to mogła sobie obejrzeć kompilacje najlepszych akcji czy po prostu odtworzyć mecz i zobaczyć, jak tata grał.
No tak, będąc na kadrze mogę. To pewien plus dla mnie, a minus dla mojej żony, bo nie ma mnie do pomocy w tym momencie. Ale coś za coś. Mam nadzieję, że mi to wybaczy.
Wiadomo, że głowa jest zajęta czymś innym, ale jak żona podeśle zdjęcie czy filmik - np. początki gaworzenia czy pierwsze uśmiechy małej - to ta tęsknota daje o sobie znać. Od czasu do czasu mamy jednak dzień czy dwa wolnego i wtedy widzę się z bliskimi.
Na pewno nie byłaby to zła opcja (uśmiech).
Komentarze (0)
Były trener Polaków od razu zagroził, że go wyrzuci. "Do Polski"
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy - napisz pierwszy z nich!