19 punktów - w tym as, trzy bloki i najwięcej piłek w ataku od rozgrywającego Benjamina Toniuttiego. Tomasz Fornal był samotnym jeźdźcem w ekipie Jastrzębskiego Węgla w niedzielnym finale Ligi Mistrzów. Drużyna ta została mocno skarcona przez Itas Trentino, a po przyjmującym reprezentacji Polski widać było, jak bardzo zależało mu, by uniknąć tego bólu, który odczuwał już rok temu.
Będący współlokatorem Fornala na zgrupowaniach kadry, Bartosz Kurek był pewny swojego typu przed finałem LM - wygrać miał Jastrzębski Węgiel, a nagrodę dla MVP zgarnąć właśnie Fornal.
- Jeszcze rok temu środowisko siatkarskie w kraju było podzielone - jedni byli zwolennikami Zaksy, inni - nas. A teraz cała Polska - czy ktoś na co dzień kibicuje ekipie z Zawiercia, Kędzierzyna-Koźla czy jakiejkolwiek innej drużynie - to będzie trzymać kciuki, byśmy to wygrali. Zrobimy wszystko, by tak się stało. Jestem w stanie to obiecać. Mam nadzieję, że będę mógł wrócić do Spały, drzwi do pokoju będą otwarte i nie będę musiał szukać nowego łóżka (uśmiech). I mam nadzieję, że te przewidywania Bartka się sprawdzą i wrócimy ze złotym medalem - mówił Sport.pl przed pojedynkiem z Trentino Fornal.
I w niedzielę robił naprawdę wszystko, by na to wyróżnienie zasłużyć. Brakło mu jednak w ofensywie wsparcia kolegów. Rywale całkowicie odebrali chęć do gry Jeanowi Patry'emu, nie szło też reszcie skrzydłowych. Problem ze skończeniem mieli także będący mocnym punktem ekipy Marceli Mendeza środkowi - Norbert Huber i Jurij Gladyr. Czy to znak, że rywale byli lepiej przygotowani taktycznie?
- Nie wiem. Dobrze grali, to jedno. Mają w składzie klasowych zawodników, reprezentantów kraju, nikt się nie spodziewał, że przyjadą i się położą, bo przyjechał mistrz Polski. Nie mieliśmy prawie żadnych argumentów, by ten mecz wygrać. Widać to po wyniku 0:3. Gdyby był tie-break, to można byłoby dyskutować, ale byli lepsi i zasłużenie wygrali w 3 setach - podsumowuje Fornal.
Drugiego seta jastrzębianie zaczęli obiecująco, bo od prowadzenia 3:0. Przewagę tę szybko stracili, ale zarówno w tej partii, jak i w kolejnej fragmentami grali na styku. Tyle że w decydującym momencie na kilka punktów odskakiwali już rywale. Jedna z dziennikarek w rozmowie z przyjmującym zauważyła, że być może jego drużynie zabrakło tego jednego przełamania, które pozwoliłoby złapać wiatr w żagle.
- Możliwe. Ciężko się nam grało. Rywale byli dobrze przygotowani taktycznie - bronili, blokowali - wspominał przygnębiony 26-latek.
Przed meczem zapewniał, że nikogo nie trzeba motywować na pojedynek o taką stawkę. W drugim secie w pewnym momencie widać było jednak wyraźnie, że grający za dwóch siatkarz oddycha już bardzo ciężko. Podczas jednej z przerw, gdy jego koledzy otoczyli przemawiającego Mendeza, to on siedział z boku. Jego kolegom z kolei brakowało czasem niewiele, by skuteczniej zagrać w obronie. Ale na pytanie, czy po długim i intensywnym sezonie w niedzielę mogło dać o sobie zmęczenie fizyczne, od razu zaprzeczył.
- Nie zwalałbym tego na żadną "fizykę". To jest finał LM, tu nie ma zmęczenia. Jedzie się na emocjach, wychodzi się i walczy. Gdyby postawili mnie w ringu, też bym walczył - przekonuje.
Czy w takim razie uznać należy, że w Jastrzębskim Węglu zawiodła strona mentalna? - Możliwe. Ciężko mi teraz powiedzieć - stwierdza Fornal.
Rok temu wraz z kolegami także wystąpił w finale LM. Wtedy również byli świeżo po wywalczeniu mistrzostwa Polski. W meczu o miano najlepszego klubu Europy, debiutując jako klub w spotkaniu o taką rangę, ulegli jednak Zaksie Kędzierzyn-Koźle po dramatyczny meczu 2:3.
- Boli tak samo jak rok temu. Czekają nas nieprzespane noce - zapowiada przyjmujący.
Po meczu, po którym stał z ręcznikiem zarzuconym na głowę, udzielał wywiadów, ale widać było po nim, że najchętniej od razu udałby się do szatni. I w pewnym momencie, po jednej ze zdawkowych odpowiedzi rzucił: Przepraszam, mogę już iść?
Komentarze (12)
Bohater tragiczny finału LM w końcu nie wytrzymał. "Przepraszam, mogę już iść?"