Polskich siatkarzy po zwycięstwie 3:1 (25:23, 23:25, 28:26, 25:20) z Argentyną oceniamy w skali szkolnej (1-6).
Zagrał słabszego pierwszego seta, gdy skończył tylko jeden atak, ale od tego momentu wszedł już na znakomity poziom. Skuteczność ataku w każdej kolejnej partii utrzymywał skuteczność powyżej 50 procent, a na koniec meczu miał 57 procent skończonych piłek. Chyba jeszcze ważniejsze były chwile, w jakich potrafił być skuteczny: kończył przecież najpierw bardzo ważnego trzeciego seta, a następnie cały mecz w czwartej partii. Dołożył też dwa punkty zagrywką i jeden blokiem.
Przeciwko Argentynie miał po swojej stronie kiepską skuteczność przyjęcia, a i tak dobrze zarządzał grą i prowadził Polaków do kolejnego zwycięstwa w drodze po awans na igrzyska w Paryżu. Dobrze bronił, mądrze wykorzystywał opcje w ataku, zmieniając skrzydła: gdy w końcówkach czasem nie szło Wilfredo Leonowi, najpierw go ponawiał, a jeśli piłka dalej była w grze, potem dogrywał ją Łukaszowi Kaczmarkowi. Bardzo dobrze poradził sobie w bloku, gdzie punktował aż trzykrotnie.
Pięć punktów w ataku, gdzie grał ze skutecznością 71 procent, a do tego dołożył jeden punktowy blok i zagrywkę. Nie był to jego najlepszy mecz w ostatnim czasie, ale cieszy, że wszedł na pewien poziom, z którego raczej nie schodzi. I nawet jeśli tym razem nie był kluczowy dla Polaków w żadnym z elementów, a przez pierwsze dwa sety skończył tylko jeden atak i dostawał niewiele piłek, to dalej potrafi robić swoje i uaktywnić się w ważnych momentach: w tym przypadku końcówce spotkania.
Atak miał na nieco niższym poziomie skuteczności od Kochanowskiego - 57 procent, ale dołożył trzy punkty blokiem i dwa asy serwisowe. Za agresywną zagrywkę należy go bardzo docenić - może i popełnił przy niej cztery błędy, ale jednocześnie był sporym zagrożeniem dla Argentyńczyków, więc dobrze, że ciągle naciskał piłkami z pola serwisowego, a rywale nie mogli się czuć komfortowo, gdy go tam widzieli.
Gdy patrzy się na skuteczność jego przyjęcia - 48 procent pozytywnego - i 43 procent w ataku to widać, że same liczby mógł znacznie poprawić. I tej jakości nieco zabrakło, żeby ocenić go wyżej, ale wypada podkreślić, jak mądrze kończył te piłki, które udawało mu się zmieścić w boisku. Argentyńczycy wielokrotnie mieli problemy, żeby go rozczytać. W dodatku jego najlepszy moment przyszedł, gdy Polacy uciekali rywalom w czwartym secie. I to właśnie Śliwka był jednym z głównych powodów, dla których udało się zbudować przewagę, o której skruszeniu w końcówce zawodnicy trenera Marcelo Mendeza, mogli już tylko pomarzyć.
Najbardziej stabilny z polskich zawodników w ataku. W każdym secie obecny przy ważnych piłkach i kończący je na poziomie co najmniej 50 procent - ostatecznie w całym meczu z 17 punktami i 55 procentami skuteczności. Do tego dołożył znakomitą zagrywkę, którą punktował trzykrotnie i jeden blok. Znów był liderem, tym, który spokojnie, ale i z wielką klasą przewodził sile ofensywnej Polaków. Jedynym mankamentem pozostało jego przyjęcie - na poziomie 42 procent pozytywnego przez całe spotkanie, ale ono w żadnym stopniu nie przyćmiło w piątek jego wielkości. Wraz z Łukaszem Kaczmarkiem tworzy duet gigantów, którzy swoją świetną postawą w weekend mogą zapewnić Polakom wyjazd do Paryża.
57 procent skuteczności pozytywnego przyjęcia nie powala. Choć przyjęcie u Polaków rozłożyło się na niego, Leona i Śliwkę i to on miał je na najwyższym poziomie, to chciałoby się, żeby ustabilizował je jeszcze lepiej. W obronie piłki mu uciekały, choć w kluczowych momentach był gotowy pomóc kolegom.
Grał za krótko. Nikola Grbić wprowadzał go na zagrywkę.
Grał za krótko. Wprowadzany zadaniowo do przyjęcia.
Grał za krótko. W roli zmiennika Marcina Janusza do bloku.
Komentarze (4)
Duet gigantów prowadzi Polaków po awans na igrzyska. Wielka klasa Leona [OCENY]