Jacek Nawrocki: Ciężko jest oceniać.
- Ciężko mi oceniać, bo nie złapaliśmy rytmu grania, który byśmy złapali, jeżeli mielibyśmy przyjęcie. Jak się nie ma przyjęcia, to wtedy granie to jest szarpanie. My musimy dążyć do poprawy we wszystkim elementach - i w grze środkiem, i w przyjęciu, i w zagrywce, jak pokazała sytuacja w trzecim secie. Wtedy dobra zagrywka nam się opłaciła. Wtedy pokazaliśmy, że na świetną zagrywkę potrafimy odpowiedzieć równie dobrą.
- To, że dziewczyny do samego końca walczyły, mimo że były w bardzo trudnej sytuacji. One się nie poddały, Turczynki musiały zagrywać po 100 km/h, żeby zdobywać punkty. Wychodziło im, a takie zagrywki to w kobiecej siatkówce rzadkość. Ważne, że my mimo to się przed Turczynkami nie położyliśmy.
- Wiem, że może na wynik to nie miało wpływu, ale dla zespołu, dla konstrukcji psychicznej, ten wygrany set miał olbrzymie znaczenie. Gdybyśmy zeszli dostając 0:3, źle by to wyglądało. A tak dziewczyny widzą swoje szanse.
- Nawet tę piłkę reklamowaliśmy, można ją było inaczej gwizdnąć [jedna z Turczynek odbiła nieczysto]. Wiadomo, że 14:11 to by był inny wynik niż 13:12. Można się dopatrywać takich niuansów, ale patrzmy bardzo obiektywnie. My musimy mieć dogranie piłki i zagrożenie po ataku ze środka. Aśka Wołosz czy Marlena Kowalewska muszą móc sobie porozgrywać. Jeżeli tego nie, to ciężko nam się gra. Atak przerzuciliśmy na Malwinę Smarzek-Godek, ona robiła, co mogła, ale to jest za trudne w meczu z takim zespołem jak Turcja.
- Tak, Martyna miała bardzo dobre wejście. Utrzymała piłkę w graniu, to spowodowało, że mieliśmy chociaż możliwość ataku z piłki wysokiej. Akurat ta piłka wysoka była dla nas chyba nawet lepsza niż piłki po dobrym przyjęciu. Ale to prawda, że my żeby mieć kompletny skład na granie w półfinale mistrzostw Europy, to jeszcze przynajmniej jeden czy dwa takie półfinały musielibyśmy zagrać. I tak jest super, że zbieramy doświadczenie w Lidze Narodów. Ale w stosunku do Turczynek, które mają ograne 14 dziewczyn, to jest trochę za mało.
- Wygraliśmy z Włoszkami 3:2 w Łodzi, w fazie grupowej, ale tamten mecz już się skończył, już go nie ma, już go zacieramy, nie mamy go w pamięci. Sposób na Egonu jest rzeczywiście taki, że albo zagra jak z Serbkami, albo najlepiej, żeby nie przyjechała na mecz, ha, ha. Innego sposobu na Egonu ja nie znam, więc będziemy szukać naszej szansy w innych elementach. Tak jak to robiliśmy w Łodzi.
- Że jesteśmy dla nich takim przeciwnikiem, że jak zagramy w Polsce, to wygramy.
- Myślę, że z tym byśmy sobie poradzili, gdybyśmy utrzymali przyjęcie, złapali swój rytm grania. Wtedy to by nie był duży problem. Natomiast kiedy się nie ma rytmu, kiedy się szarpie grę, to taka publika ma duże znaczenie.