Pierwszy od 9 lat awans polskich siatkarek do finałów. Świat podziwia naszą gwiazdę

Amerykanki bronią złota Ligi Narodów sprzed roku i są trzecie w światowym rankingu FIVB. Brazylijki zajmują czwarte miejsce. W środę i w czwartek w Final Six w Nankinie zagrają z nimi klasyfikowane na 26. pozycji Polki. - My już do każdego rywala podchodzimy bez kompleksów - przekonuje Malwina Smarzek-Godek. Mecz Polska - USA w środę o godz. 9.00, relacja na żywo na Sport.pl

Liga Narodów to rozgrywki, które u mężczyzn zastąpiły Ligę Światową, a u kobiet zajęły miejsce cyklu Grand Prix. Polskie siatkarki do elitarnego finału awansowały po raz pierwszy od 2010 roku. Tamten sezon reprezentacyjny z obecnej kadry pamiętają jedynie Joanna Wołosz i Zuzanna Efimienko-Młotkowska. Oczywiście nie tylko nasza drużyna przeszła przemianę pokoleniową, w ekipach rywalek też nie ma już wielu dawnych gwiazd. Ale Amerykanki i Brazylijki, które zagrają z nami w grupie B, od lat utrzymują najwyższy poziom. Wspomniane Grand Prix 2010 wygrały właśnie Amerykanki, wyprzedzając Brazylijki.

Zobacz wideo

Stabilizację na najwyższym, światowym poziomie od lat prezentują też Chinki, Włoszki i Turczynki, które zmierzą się w grupie A.

Już pływają na głębokiej wodzie

Polki do światowej czołówki chcą dołączyć. Już awans do Final Six jest wielkim osiągnięciem naszego zespołu. W gronie 16 drużyn, które grały w fazie interkontynentalnej mieliśmy status ekipy "pływającej". Czyli nie byłoby nas w Lidze Narodów za rok, gdybyśmy wypadli najgorzej z grona drużyn, które nie są stałymi uczestnikami rozgrywek.

Ale zawodniczki Jacka Nawrockiego wypadły najlepiej z tych zespołów. Jeśli popatrzymy w ranking FIVB, docenimy, jak dużo Polki już ugrały. One zajmują 26. miejsce, drugą najsłabszą na papierze drużyną Ligi Narodów była sklasyfikowana na 19. pozycji Belgia.

Nasz zespół awansował do Final Six, wygrywając dziewięć z 15 meczów. Pokonał m.in. Brazylijki 3:2 (z USA była porażka 1:3). Zwycięstw pewnie byłoby 10, gdyby w ostatnim spotkaniu, z Koreą Południową, trener Nawrocki, będąc już pewnym awansu, nie oszczędzał Malwiny Smarzek-Godek. A właściwie wtedy jeszcze Smarzek.

Smarzek bije, świat podziwia, ale trener się niepokoi

W środę 19 czerwca nasza 23-letnia atakująca poprowadziła zespół do zwycięstwa nad Dominikaną 3:2, a indywidualnie pobiła punktowy rekord Ligi Narodów. Dzień później patrzyła, jak bez niej radzą sobie koleżanki. W piątek 21 czerwca Smarzek wróciła do Polski, a w sobotę 22 czerwca została panią Smarzek-Godek. - To było tak, że z Dominikaną zagrałyśmy pięć setów wyłącznie po to, żebym ja już wtedy mogła pobić swój rekord punktowy sprzed roku [wtedy 361, teraz 365 pkt] i żebym z Koreą mogła mieć wolne, ha, ha - żartowała w niedawnej rozmowie ze Sport.pl

- Z rekordami to jest tak, że one oczywiście są miłą sprawą, ale tak naprawdę mało ważną. To jest dodatek. Ja tego nie liczę, ale wiem, bo ludzie mi mówią, ile punktów kiedy miałam. Dla mnie liczy się, żeby drużyna się rozwijała, żeby była na coraz wyższym poziomie - dodawała Smarzek.

Ona rekordy może traktować jak dodatek, ale wszyscy wiedzą, że bez niej Polek nie byłoby w Final Six. A nawet, że nasz zespół jest od niej za bardzo uzależniony.
FIVB nie miał żadnych wątpliwości, którą z naszych zawodniczek wybrać do efektownej grafiki zapowiadającej turniej.

 

W fazie interkontynentalnej Smarzek zdobyła 365 punktów, a druga najlepiej punktująca Brayelin Martinez z Dominikany uzyskała aż o 107 punktów mniej.

W wygranym 3:1 meczu z Bugłarią Smarzek ustanowiła rekord punktowy w jednym meczu reprezentacji Polski, zdobywając 42 punkty. Wtedy wystawiono do niej 71 piłek. W meczu z Dominikaną było ich jeszcze więcej: 79. - Cały czas niepokoi mnie liczba ataków Malwiny Smarzek -  mówi trener Nawrocki.

Wołosz ma podnieść jakość

Malwina niepokoić się nie chce. - Na szczęście ten sezon bardzo mocno przepracowałam w klubie jeśli chodzi o prewencję i teraz jest o niebo lepiej ze zdrowiem niż w poprzednim sezonie. Przez wszystkie turnieje Ligi Narodów [było ich pięć] nie użyłam nawet pół kawałka tejpa, nie musiałam sobie niczego owijać, a to mówi samo za siebie. Nawet nie byłam częstym gościem u fizjoterapeutów - mówi.

Ale oczywiście i ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że chcąc walczyć z najlepszymi musimy wykorzystywać w ataku więcej opcji.

Nadzieje, że tak będzie pokładamy w Wołosz. 29-letnia rozgrywająca przez większość Ligi Narodów zmagała się z kontuzją kostki. Teraz jest gotowa. A to wybitna specjalistka, mistrzyni Włoch i finalistka Ligi Mistrzyń w barwach Imoco Volley Conegliano. - Wróci Asia Wołosz i nasza gra będzie wyglądała inaczej. Julka Nowicka grała dobrze, super wytrzymała presję ostatniego turnieju, gdy się ważyło czy zagramy w Final Six. Super, że dała radę, ale kiedy Asia wróci, to doda nam trochę jakości - nie ma wątpliwości Smarzek-Godek.

Liderka Polek przekonuje, że jakość naszej drużyny już jest wysoka. - Moim zdaniem jeżeli gramy swoją siatkówkę, jeśli każda z nas jest w dobrej dyspozycji, to wszystkim się gra z nami bardzo ciężko. My mamy naprawdę bardzo dobre środkowe, dobrze funkcjonujący blok, mamy bardzo fajną zagrywkę - wylicza.

Cóż, świetnie byłoby to za chwilę potwierdzić. Zwłaszcza że już za miesiąc kwalifikacje do igrzysk (1-3 sierpnia), a zadanie we Wrocławiu będzie arcytrudne, bo chcąc zakwalifikować się do olimpijskiego turnieju w Tokio trzeba będzie pokonać m.in. aktualne mistrzynie świata i Europy - Serbki.

Więcej o: