Przyszłość Nicoli Zalewskiego w AS Romie od dawna stoi pod ogromnym znakiem zapytania. Polak gra w klubie z "Wiecznego Miasta" zazwyczaj bardzo słabo, zdarzały mu się już także poważne błędy, przez które Roma traciła ważne gole (np. porażka 0:1 z Interem Mediolan). Do tego dochodzi też saga transferowa z letniego okienka, gdy Zalewski miał zostać sprzedany do Galatasaray Stambuł, ale postawił weto, a klub na jakiś czas odsunął go od składu.
Kibice także mają dość wychowanka, wygwizdując go przy niemal każdej okazji. Do tego wielu włoskich ekspertów twierdzi, że przyjście Claudio Ranieriego na stanowisko trenera może w dłuższej perspektywie jeszcze bardziej Polakowi zaszkodzić. Niespecjalnie pasuje on bowiem do stylu gry preferowanego przez tego szkoleniowca. Nie ma zatem wątpliwości, że jeśli Nicola nie ma ochoty przyspawać się do ławki lub trybun Stadio Olimpico, musi zmienić klub.
Pogłoski w tej sprawie pojawiają się regularnie, ale włoska "La Gazzetta dello Sport" informuje o ruchu, który byłby wręcz niesamowicie zaskakujący, jeśli dojdzie do realizacji. Otóż Zalewski może trafić do... Napoli, czyli lidera Serie A. Okazuje się, że zaistniała opcja wymiany graczy na zasadach wypożyczeń.
- Napoli może zgodzić się na przybycie Zalewskiego zimą w ramach wypożyczenia. W odwrotną stronę na tej samej zasadzie powędrowałby Giacomo Raspadori - czytamy. Wspomniany Raspadori to 24-letni napastnik, choć często grający bardziej jako fałszywa dziewiątka lub nawet ofensywny pomocnik. Włoch nie cieszy się zaufaniem trenera Antonio Conte, który w tym sezonie Serie A dał mu zaledwie 240 minut na boisku (bez goli i asyst), z czego większość (191) w trzech pierwszych kolejkach.
Oczywiście kluczową zagadką jest, dlaczego Napoli miałoby sprowadzać kogoś, kto rozczarowuje w znacznie na ten moment słabszym zespole. Możliwe, że Zalewski pasowałby profilowo trenerowi Conte. Napoli nie gra co prawda wahadłami, jak to zazwyczaj ma miejsce w przypadku drużyn tego szkoleniowca. Jednak nie ma gwarancji, że to się nie zmieni. A Włoch wygrał w sezonie 2016/17 Premier League z Chelsea, mając na wahadłach duet Victor Moses - Marcos Alonso, czyli zestaw bardzo... nieoczywisty. W szaleństwie może się zatem skryć metoda.