W 2002 roku doświadczyliśmy najgorszych możliwych kibicowskich doznań. I nie chodzi tu wcale o reprezentację Jerzego Engela, która, pomimo hucznych zapowiedzi, totalnie rozczarowała polskich kibiców. Wracam myślami do meczów naszych grupowych rywali, a zarazem współgospodarzy mundialu - Koreańczyków. Po tym jak pokonali Polaków (2:0) i Portugalczyków (1:0), a także zremisowali z USA (1:1), trafili na Włochów w 1/8 finału. Świat sportu widział wiele skandali, ale w XXI wieku futbol być może nie widział większego przekrętu.
Już samo wyjście z grupy było dla Koreańczyków sukcesem. Mecz z Włochami miał być raczej czymś w rodzaju nagrody dla kibiców. Zdecydowanym faworytem była Italia. W końcu dwa lata wcześniej zabrakło jej tylko kilku sekund, by w finale Euro pokonać Francuzów. Dlatego turniej w Korei Południowej i Japonii był dla reprezentacji Giovanniego Trapattoniego szansą na kolejny finał. Gianluigi Buffon, Paolo Maldini, Alessandro Nesta, Gianluca Zambrotta, Francesco Totti, Alessandro Del Piero, Filippo Inzaghi czy Christian Vieri - takie gwiazdy nie mogły sobie pozwolić na przegraną z anonimowymi Koreańczykami. Ale już początek meczu przypomniał im, że mierzą się z gospodarzami turnieju. - Wiedziałem, że sytuacja nie jest dobra, gdy kilka godzin wcześniej odpadli Japończycy. Miałem złe przeczucia. Powiedziałem wtedy mojemu asystentowi, Pietro Ghedinowi: "to zły znak, poczekaj, aż zobaczysz, co się stanie" - mówił po meczu Trapattoni.
Była 5. minuta spotkania, gdy ekwadorski sędzia Byron Moreno podyktował karnego. Arbiter o pseudonimie "El Justicero" [sprawiedliwy] dopatrzył się przewinienia Christiana Panucciego [ZOBACZ]. W tej sytuacji nie można mówić o rażącym błędzie, ale raczej o tzw. miękkim karnym, bo pewnie pięciu na dziesięciu arbitrów nie odgwizdałoby jedenastki. Buffon jednak nie dał się pokonać. Ba, Włosi objęli prowadzenie w 18. minucie po celnej główce Vieriego.
W drugiej połowie Seon-hong Hwang zaatakował wślizgiem z wyprostowaną nogą Zambrottę tak mocno, że Włoch musiał opuścić boisko, a Koreańczyk nie zobaczył kartki. Ukarany nie został także jego rodak, który w zamieszaniu w polu karnym kopnął w tył głowy Maldniego [ZOBACZ].
I choć Włosi przeważali, to Vieri marnował wiele dogodnych okazji, zaś Ki-hyeon Seol w 88. minucie pokonał Buffona strzałem głową. Doszło do dogrywki, gdzie obowiązywała Złota Bramka. W 103. minucie Totti został sfaulowany w polu karnym [ZOBACZ], jednak Byron Moreno pokazał mu żółtą kartkę za symulowanie i odesłał go na trybuny, bo Włoch wcześniej był już ukarany kartką. - Co za absurd! Co za absurd! - krzyczeli włoscy komentatorzy, a rozwścieczony Trapattoni kopnął bidon i pięścią uderzał w szybę ławki rezerwowych.
Chwilę później ekwadorski arbiter nie uznał gola Damiano Tomassiego, bo stwierdził, że piłkarz Romy był na spalonym [ZOBACZ], choć pewnie nawet Koreańczykom musiało być wtedy głupio. W 118. minucie Jeong-hwan Ahn pokonał Buffona i wprowadził Koreańczyków do ćwierćfinału mundialu.
Prezes włoskiej Perugii, gdzie grał Ahn, był tak wściekły, że po mundialu rozwiązał z nim kontrakt. "Corrierre dello Sport" pisało o arbitrze złodzieju, a "La Gazzetta dello Sport" o hańbiących decyzjach skandalicznego sędziego. - Sędzia Moreno został umieszczony na boisku jedynie w celu wyeliminowania Włochów. Jest bandytą. Spójrzcie jak on wygląda, jest za gruby żeby być zawodowym sędzią - mówił rozżalony po meczu Panucci. Z kolei Sepp Blatter, ówczesny szef FIFA, przyznał, że arbiter popełnił błędy, ale błędy to rzecz ludzka. I dodawał, że pomyłki Ekwadorczyka na pewno nie były popełnione z premedytacją.
Tyle tylko, że już rok później sędzia Moreno - podczas starcia ligi ekwadorskiej pomiędzy LDU Quito a Barceloną Guayaquil - znowu okazał się antybohaterem. W 89. minucie przerwał spotkanie, bo zgłosił swój uraz. Po chwili mecz wznowił i przedłużył go aż o sześć minut. Ostatni raz zagwizdał jednak dopiero w 13 minucie doliczonego czasu. W 90. minucie zespół z Quito przegrywał 2:3, ale ostatecznie wygrał 4:3. Nie dość, że w protokole pomeczowym napisał, że oba gole z dogrywki padły w regulaminowym czasie gry, to wcześniej uznał im bramkę, choć sędzia liniowy sugerował spalonego. Kluczem do wyjaśnienia szalonego meczu z ligi ekwadorskiej będzie zapewne fakt, że Byron Moreno kandydował wówczas w wyborach władz lokalnych w... Quito. Po tamtym meczu Ekwadorczyk został zawieszony na 20 spotkań. Po odbyciu kary wrócił i wciąż kontrowersyjnie sędziował. W 2003 roku zakończył karierę, skarżąc się, że został niesłusznie krytykowany przez działaczy związkowych.
Ale choć odszedł z piłki, to nie zniknął z mediów. Wykorzystał swoje pięć minut sławy i robił karierę telewizyjną w ojczyźnie, ale także we Włoszech, gdzie w programach telewizyjnych często parodiował sam siebie. Stał się wręcz celebrytą i podobno zaczął żyć ponad stan. Jak kilka lat później tłumaczył jego adwokat, to właśnie z powodu długów, został złapany na lotnisku JFK w Nowym Jorku, gdy próbował przemycić... sześć kilogramów heroiny do Ekwadoru.
- Sześć kilogramów heroiny? Myślę, że sędzia Byron Moreno miał je już w 2002 roku. Tyle tylko, że nie przy sobie, a już w organizmie - powiedział po latach Buffon. W 2012 roku, po blisko trzech latach spędzonych w więzieniu - wrócił na wolność.
Ale wróćmy do mundialu z 2002 roku. Koreańczycy, po wyeliminowaniu Włochów, trafili na Hiszpanów. Ale choć nie sędziował już Moreno, a Egipcjanin Gamal el-Ghandour (oraz liniowi arbitrzy z Trynidadu i Tobago), to skala "pomyłek" była podobna. Nieuznane dwa prawidłowo strzelone gole Hiszpanów (trafiali: Fernando Morientes i Ruben Baraja), niepodyktowane karne i niesłuszne spalone. Z tymi kłopotami mierzyła się się drużyna Jose Antonio Camacho, która ostatecznie przegrała po rzutach karnych. W półfinale Koreańczykom ściany już nie pomagały, Urs Maier był sprawiedliwy, więc Niemcy ograli ich 1:0, a w meczu o trzecie miejsce lepsi okazali się Turcy (3:2).
Szkoda jedynie, że reprezentacja prowadzona przez Guusa Hiddinka, która jako pierwsza w historii azjatyckich drużyn awansowała do półfinału mundialu, nie została zapamiętana z dobrej gry, żelaznej dyscypliny taktycznej i świetnego przygotowania fizycznego, a głównie z sędziów, którzy ich wspierali. Może bez pomocy Moreno i el-Ghandoura półfinał nie zostałby osiągnięty, ale ich kadra nie byłaby przynajmniej kojarzona z największym piłkarskim przekrętem w XXI wieku.
***
To odświeżona wersja tekstu sprzed dwóch lat.