Od 2008 r. Paulo Sousa pracował w dziewięciu klubach. Najdłużej - dwa lata - we Fiorentinie. Portugalczyk zafascynował się włoskim futbolem jeszcze jako piłkarz, gdy reprezentował barwy Juventus i Interu. - We Florencji miałem wielu zawodników świetnych technicznie - Borję Valero, Josipa Ilicicia czy Federico Bernardeschiego, dlatego gra tamtej Violi była najbardziej zbliżona do moich ideałów. (...) Nikt nie może się równać włoskim trenerem pod względem świadomości taktycznej. Gra w Serie A była dla mnie uniwersytetem taktyki - mówił nowy selekcjoner reprezentacji Polski w rozmowie z "Tribuna Expresso".
- Całe środowisko włoskich trenerów jest na niezwykłym poziomie rozumowania futbolu. Włosi rozkładają futbol na czynniki pierwsze. Przez tak duży nacisk na taktykę, piłkarze w Serie A, bardziej niż w innych ligach, męczą się na poziomie intelektualnym. Dany zawodnik może być kilkadziesiąt metrów od miejsca, gdzie jest piłka, a i tak bierze udział w akcji, bo swoim ustawieniem zamyka wolną strefę napastnikowi - dodał.
Podziw Sousy dla calcio nie podlega wątpliwościom, dlatego nowy selekcjoner zapewne będzie przychylnym okiem patrzył na Serie A, gdzie występuje aż 10 Polaków. Dziewięciu z nich ma niemal pewne powołanie. Oprócz Pawła Dawidowicza, ale to może się niedługo zmienić.
O Wojciechu Szczęsnym nawet nie ma co dyskutować - jest czołowym bramkarzem na świecie, a Łukasz Skorupski i Bartłomiej Drągowski walczą o bycie "trójką", za Łukaszem Fabiańskim. Pewni powołania są także Bartosz Bereszyński, Kamil Glik i Piotr Zieliński. W ostatnich miesiącach szansę dostawali także: Arkadiusz Reca, Karol Linetty i Sebastian Walukiewicz, który w tym sezonie rozegrał aż 18 spotkań w Cagliari. W Serie A gra też Paweł Dawidowicz i to właśnie on może zostać nową twarzą w kadrze. Nową, bo do tej pory w koszulce z orłem na piersi spędził na murawie zaledwie cztery minuty. I to w 2015 roku, gdy towarzysko graliśmy z Czechami.
W hierarchii środkowych obrońców reprezentacji wyższe notowania od obrońcy Hellasu powinni mieć tylko: Glik, Jan Bednarek i Walukiewicz (na powołanie raczej nie ma co liczyć 33-letni Michał Pazdan, a Paweł Bochniewicz nie dał na razie zbyt wielu argumentów). Dawidowicz i tak musi być w pełnej gotowości. To najbardziej intensywny sezon od lat, więc jeśli piłkarzy nie dopadnie koronawirus, może ich zatrzymać kontuzja. Ale jest jeszcze jeden, ważniejszy powód, dlaczego 25-latek może liczyć na swoją szansę - Hellas gra bowiem zgodnie z taktyką, w której rozmiłowany jest Sousa.
Jednym z ulubionych systemów taktycznych Sousy jest formacja 1-3-4-2-1, które płynnie przechodzi w 1-4-2-3-1 albo 1-3-2-4-1. Słowem, Portugalczykowi będzie potrzebnych jednocześnie trzech stoperów na boisku. Do tej pory jeden z nich (np. Laurent Koscielny w Bordeaux pod wodzą Sousy) musiał umieć rozgrywać. W taktyce z trójką środkowych obrońców to kluczowe, aby co najmniej jeden stoper potrafił płynnie rozpocząć akcję dokładnym podaniem, czasem nawet z pominięciem drugiej linii. Taką grą charakteryzują się m.in.: Jerome Boateng (Bayern), Mats Hummels (Borussia Dortmund), Alessandro Bastoni (Inter) czy Leonardo Bonucci, który podczas niedawnego starcia Juventusu z Romą (2:0) popisał się kilkoma takimi podaniami.
Rozegranie nie jest mocną stroną ani Glika, ani Bednarka, choć u obrońcy Southampton i tak widać postęp w tej materii. Najlepiej z piłką przy nodze czuje się Walukiewicz, ale Dawidowicz, który kiedyś grał na pozycji defensywnego pomocnika bądź cofniętego rozgrywającego, też potrafi płynnie wznowić grę długim podaniem. Nie bez powodu kilka lat temu Mateusz Borek określił go mianem "Polskiego Hummelsa".
Później komentatorowi wytykano tę wypowiedź, gdy Polak odbijał się od VfL Bochum i Benfiki. W Lizbonie przez dwa lata nie rozegrał ani jednego meczu w pierwszej drużynie. Ale wreszcie znalazł swoje miejsce. Przed sezonem 2018/19, po udanym rocznym epizodzie w Palermo, Dawidowicz podpisał kontrakt z Hellasem Werona. W debiutanckim sezonie pełnił ważną rolę w Serie B, ale po awansie był już marginalizowany. W minionych rozgrywkach wystąpił tylko w czterech pełnych spotkaniach. Jego łączny bilans to 15 meczów, ale na murawie spędził zaledwie 687 minut. Trener Ivan Jurić mógł mieć ograniczone zaufanie do Polaka, bo Dawidowicz już w pierwszym meczu sezonu sprokurował rzut karny dla Bolonii i po zaledwie kwadransie wyleciał z murawy.
Latem z drużyny Juricia odeszło jednak dwóch najważniejszych obrońców. Marash Kumbulla przeszedł do Romy, a Amir Rrahmani trafił do Napoli, więc Dawidowicz wskoczył do składu. W tym sezonie były zawodnik Lechii Gdańsk rozegrał już 17 spotkań, a na murawie spędził 1169 minut. A tym, co może okazać się najważniejsze dla Sousy, jest fakt, że Polak przyzwyczaja się do trzyosobowego bloku obronnego.
Może Hellas Werona nie rozpala wyobraźni, ale rok temu ekipa Juricia była największą pozytywną niespodzianką ligi. Była skazywana na degradację, a zakończyła sezon na 9. miejscu. Teraz też zajmuje 9. pozycję i znowu podszczypuje faworytów. Potrafiła pokonać Atalantę (2:0), Lazio (2:1) i Napoli (3:1) oraz zremisować z Milanem (2:2) i Juventusem (1:1). Polak szczególnie zachwycił w starciu z Atalantą, w którym przeszkadzał Papu Gomezowi i Duvanowi Zapacie. - Podobnie jak na San Siro w Mediolanie, Jurić mógł na nim polegać. Z Milanem nie dał pograć Calhanoglou, a tym razem znalazł sposób na Gomeza - czytamy w serwisie hellas1903.it, który przyznał Dawidowiczowi notę "7" (w skali 1-10). 25-latek nie zawiódł też przeciwko Napoli, gdzie zanotował wybicia, przechwyty, wygrane pojedynki, celne długie piłki, a nawet jedno kluczowe podanie.
Do tej pory Dawidowicz i spółka stracili zaledwie 23 gole w 21 meczach. Lepszy bilans ma tylko Juve (18 straconych bramek) i Napoli (21). Nie można jednak zapominać, że Jurić nieco przypomina Gian Piero Gasperiniego z Atalanty Bergamo. Sprawia, że jego piłkarze funkcjonują w idealnym piłkarskim ekosystemie, który wydobywa z nich maksimum potencjału. Jak go opuścisz, mogą pojawić się kłopoty. Wie o tym Kumbulla, który wciąż nie przekonał do siebie kibiców Romy. Wie o tym i Rrahmani, kompletnie rozczarowujący w Neapolu. Podobnie jest z byłymi piłkarzami Atalanty, którzy w nowych klubach nie radzą sobie tak, jak u Gasperiniego (np. Roberto Gagliardini, Andrea Conti, Bryan Cristante czy Mattia Caldara, który wrócił do Bergamo po nieudanej przygodzie w Milanie).
Pod koniec marca reprezentacja Polski rozegra pierwsze trzy mecze pod wodzą Sousy. W eliminacjach do mistrzostw świata zmierzą się z Węgrami (25.03), Andorą (28.03) oraz Anglią (31.03). Dawidowicz zasłużył na prawdziwą szansę w kadrze.
- Dawidowicz jest blisko kadry i już za rok może osiągnąć poziom międzynarodowy, a za dwa: skutecznie walczyć z najlepszymi na świecie - już w 2014 roku mówił "Wyborczej" Adam Nawałka. Może były selekcjoner miał rację, tylko pomylił się o kilka lat?