- Wojtkowi mogę tylko podziękować za to, co zrobił i ten rok, który wspólnie przepracowaliśmy. Wszyscy wiemy, że był tutaj bardzo dużą osobowością - mówił Michał Probierz na wrześniowej konferencji prasowej. Chwilę wcześniej okazało się, że Wojciech Szczęsny zakończył karierę piłkarską. I mimo że deklarował, że odwiesza buty na kołek i poświęci teraz czas rodzinie, to selekcjoner nie wierzył w jego słowa. - Moje prywatne zdanie jest takie, że Wojtek nie wytrzyma za długo. Jest zbyt młody i wróci jeszcze do grania - podkreślał Probierz.
I jak się okazuje, miał świetną intuicję. Już wkrótce znów powinniśmy zobaczyć polskiego bramkarza na murawie. Trafiła mu się bowiem szansa na tzw. "last dance". I to gdzie! W FC Barcelonie. Poważnej kontuzji doznał bowiem jej pierwszy golkiper Marc-Andre ter Stegen i najprawdopodobniej nie zagra już do końca sezonu. Katalończycy rozpoczęli więc poszukiwania jego zastępcy i ma nim zostać właśnie Szczęsny.
Media ujawniły, że duży wpływ na jego decyzję miał rzekomo Robert Lewandowski, który od dwóch lat gra w Barcelonie. Niemiecki Sky Sport nadał nawet kapitanowi Biało-Czerwonych miano "agenta". "'Agent' Robert Lewandowski przyłożył rękę do tego transferu. Napastnik skontaktował się z emerytowanym bramkarzem telefonicznie i naciskał na ten transfer" - pisali dziennikarze.
I okazuje się, że do owego połączenia telefonicznego miało faktycznie dojść. Przekonuje o tym Jofre Mateu z Cadena SER. Co więcej, dziennikarz ujawnił przebieg tej rozmowy. Szczęsny już wtedy miał postawić warunek, który później Lewandowski przedstawił władzom klubu.
- Z tego, co rozumiem, rozmowa Lewandowskiego ze Szczęsnym się odbyła. W jej trakcie golkiper przekazał koledze, że jest zadowolony z tego, jak teraz mu się żyje, więc albo będzie numerem jeden w bramce, albo nie przyjdzie do klubu - ujawnił Mateu, cytowany przez kataloński "Sport". A na tym nie zakończył. - Szczęsny powiedział mu też, żeby nie namawiał go do przejścia do Barcelony, jeśli ma siedzieć na ławce rezerwowych - dodawał dziennikarz.
Na te warunki Barcelona najprawdopodobniej się zgodziła, choć oficjalnie Hansi Flick wciąż deklaruje pełne wsparcie dla Inakiego Peni, zmiennika ter Stegena. - To nasz numer jeden - podkreślał trener na środowej konferencji. Wynika to jednak zapewne z faktu, że Polak nie dołączył jeszcze formalnie do drużyny. To ma nastąpić już wkrótce. Jak donoszą media, testy medyczne zaplanowano na piątek, z kolei w poniedziałek ma dojść do oficjalnego podpisania umowy. Ta ma obowiązywać do końca sezonu.
Komentarze (2)
Hiszpan ujawnia treść rozmowy telefonicznej Szczęsnego z Lewandowskim
albo dziennikarz podsłuchuje Lewego
albo kłamie