Ta sprawa ciągnie się za Lucasem Hernandezem od 2017 r. Grający wówczas w Madrycie piłkarz pokłócił się z dziewczyną Amelią. Sprawa - wydawało się - rozeszła się po kościach, para się pogodziła i jeszcze w tym samym roku wzięła ślub. Sąd na oboje nałożył jednak grzywny - musieli odpracować 30 godzin prac społecznych, dostali też sześciomiesięczny zakaz zbliżania się do siebie.
Mimo to wyjechali na miesiąc miodowy, a po powrocie zostali zatrzymani - Hernandez został aresztowany, stanął przed sądem ds. przemocy wobec kobiet. Amelia uniknęła konsekwencji (bo nie została odpowiednio poinformowana o zakazie), ale przypadku Hernandeza prokuratura zażądała pół roku pozbawienia wolności z powodu złamania zakazu.
We wtorek obrońca Bayernu otrzymał od hiszpańskiego sądu wezwanie, w którym jest mowa o odsiadce. W środę madrycki sąd karny potwierdził w to oficjalnym komunikacie: "Został wezwany osobiście, aby mógł dobrowolnie udać się do wybranego przez siebie zakładu poprawczego w ciągu dziesięciu dni".
W środę sąd wydał kolejny komunikat. Informuje w nim, że wniosek piłkarza o zawieszenie kary został odrzucony, a Francuz ma stawić się w sądzie do 19 października. Hernandez pojawił się tam dzień przed terminem, aby wysłuchać decyzji sądu. Francuz, który ma również hiszpańskie obywatelstwo, ma w ciągu 10 dni stawić się w wybranym przez siebie więzieniu, aby odbyć tam karę. Oczywiście prawnicy piłkarza złożyli apelację.
Odkąd Francuz wrócił do gry po kontuzji, regularnie występował w pierwszym składzie zespołu Juliana Nagelsmanna. Łącznie w sześciu meczach, na co złożyły się 474 minuty.