Prezes GKS-u Jastrzębie chce rozliczyć swojego poprzednika

- Z jednej strony klub zalega w urzędzie skarbowym z podatkiem, który wynikał z wynagrodzeń dla zawodników, a na przeciwnym biegunie jest 60 piłkarzy, którzy domagają się spłaty zaległości, bo nie dostawali należnych pieniędzy. O co tu chodzi?! To jest zagadka dla prokuratora - uważa Jerzy Woźniak.

Woźniak objął stery w drugoligowym GKS-ie Jastrzębie pod koniec stycznia. Sprawujący przed nim rządy Joachim Langer zostawił po sobie mocno zadłużony klub. W Krajowym Rejestrze Sądowym figuruje już nowy zarząd z Woźniakiem na czele i teraz to on - w związku z przejętymi zobowiązaniami - musi się liczyć ze wszystkimi konsekwencjami.

Nie zamierza jednak traktować swojego poprzednika ulgowo. - Zamówiłem już audyt w klubie za ostatnie cztery lata. Przeprowadzi go firma spoza Śląska, żeby nie było jakichkolwiek posądzeń o stronniczość - zdradza szef jastrzębskiego klubu, który ma poważne zastrzeżenia dotyczące działalności Langera. - Przede wszystkim już na walnym zebraniu wyborczym zostałem oszukany. Zapewniano mnie, że zawarto układ ratalny w "skarbówce", ale o tym, że za 2009 rok nie zapłacono ani złotówki podatku, nie raczono już wspomnieć. I mnie teraz te zaległości dopadły! Zrobiono to w sposób bezczelny, bo prezes złożył deklarację podatkową w urzędzie w momencie, kiedy ja leciałem na zgrupowanie do Turcji - opisuje Woźniak.

Kiedy wyszło na jaw, że klub zalega w US na kwotę 220 tys. zł, władze miasta, pomimo że przyznały GKS-owi dotację, nie mogły jej wypłacić. - Przelew nie może być dokonany, bo nasze konto zostało zajęte przez komornika - wyjaśnia Woźniak, który stara się o ponowne rozłożenie długu z tytułu podatków na raty.

Lista wierzycieli jastrzębskiego klubu jest szersza, co powoduje, że Woźniak rozważa skierowanie przeciwko Langerowi zawiadomienia do prokuratury! - Nie mam zamiaru odpowiadać za wszystko własną głową! Chyba nie posądza mnie pan o to, że wyjmę ze swojej kieszeni 220 tys. zł, a jemu dam spokój - mówi. - Trzeba dokładnie sprawdzić, czy pan Langer po prostu przelicytował, bo nie znał się na piłce, czy też te pieniądze zwyczajnie gdzieś wyparowały. Bardzo prosto jest narobić milion długu w rok, a potem się tłumaczyć, że spółka węglowa odmówiła sponsorowania - dodaje.

Sytuację GKS-u pogarsza fakt, że Wydział Dyscypliny PZPN zawiesił licencję klubu i oczekuje szybkiej spłaty zobowiązań wobec kilku byłych piłkarzy. - Praktycznie co tydzień byłem w związku z tym wzywany do Warszawy. Ludzie dajcie mi trochę czasu! Ktoś narobił bałaganu w ciągu dziewięciu lat, a ja mam to posprzątać w miesiąc? - apeluje prezes.

Nowy szef piłkarskiego klubu żali się, że w Jastrzębiu nie ma dobrego klimatu dla futbolu. - Nie widać chęci pomocy, a wielu wręcz uważa, że piłka w mieście jest niepotrzebna - mówi. O kim mowa? - Władze miasta ciągle zasłaniają się procedurami, wyborami, tym, co wytknie im opozycja. Z kolei prezes JSW powiada: "Jeśli pan wyciągnie klub z tarapatów, przedstawi program restrukturyzacji i da mi realne przesłanki, że długi zostały opanowane, to pomogę". Ale opanowanie tego chaosu idzie ciężko! - rozkłada ręce prezes.

Sam przedstawił spółce następującą propozycję: - Prosiłem o sponsoring o charakterze zadaniowym. Za utrzymanie drużyny w drugiej lidze - 300 tys., za pierwszą "trójkę" po jesieni przyszłego sezonu - kolejne 200 tys. itp. Jeśli celu nie zrealizuję, nie będę miał do nikogo pretensji.

Swoim piłkarzom, którzy już nie bardzo wiedzą, na czym stoją, nakazuje, by koncentrowali się wyłącznie na grze. - Powtarzam im: "Wyrzucili was z pierwszej ligi nie z waszej winy, ale na jesień zdobyliście ledwie 12 punktów. Jaki to jest argument dla sponsorów?". Skończyły się czasy komuny, naiwnych sponsorów i debilnych działaczy. Dzisiaj każdy chce mieć produkt, a w Jastrzębiu tym produktem ma być utrzymanie na koniec sezonu - podkreśla.

I nie ma złudzeń, że bez wsparcia wymienionych podmiotów dalszy byt klubu stoi pod znakiem zapytania. - Mnie interesuje strategia długofalowa. Bez miasta i spółki, z którymi powiązane są praktycznie wszystkie inne mniejsze firmy w Jastrzębiu, jej realizacja nie jest możliwa. Albo więc będą jakieś sensowne działania z ich strony, albo trzeba będzie ogłosić upadłość - ocenia Woźniak.