- Jeśli nie spróbujesz, to nie będziesz wiedział, czy jesteś w stanie przeciwstawić się silniejszemu przeciwnikowi - to słowa Kazimierza Moskala, trenera Wisły Kraków, na konferencji prasowej przed meczem z Rapidem Wiedeń w drugiej rundzie el. Ligi Europy. Zespół z Austrii był uznawany za faworyta tego dwumeczu, choć rywalizacja z Wisłą to dla niego pierwsze mecze "o stawkę" w tym sezonie. Wisła nie próżnowała w ostatnich dniach, czego efektem był m.in. hitowy transfer Łukasza Zwolińskiego z Rakowa Częstochowa.
- Spodziewam się, że będzie to intensywny mecz. Wiemy, że przeciwnik jest mocny. Wiemy, że to zespół, który budowany jest na awans do Ekstraklasy, więc na pewno ma swoją jakość - tak o Wiśle wypowiadał się Robert Klauss, trener Rapidu. Było jednak jasne, że jeśli ktoś będzie miał kontrolę nad przebiegiem meczu przez jego większość, to będzie to zespół ze stolicy Austrii.
W pierwszej połowie inicjatywa była widocznie po stronie Rapidu. Niejednokrotnie Wisłę ratował Anton Chichkan, zwłaszcza gdy pojawiały się błędy przy rozegraniu piłki od własnej bramki. Bramkarz Wisły zatrzymał m.in. strzały ze strony Guido Burgstallera, byłego napastnika Schalke. Statystyki obu drużyn były bardzo wyrównane, co mogło nastrajać pozytywnie.
Wisła miała najlepszą okazję w 35. minucie, gdy Angel Rodado dośrodkował piłkę z lewej strony boiska. Wtedy Zwoliński nie trafił w piłkę i dodatkowo faulował bramkarza. Co prawda piłka odbiła się jeszcze od ręki jednego z rywali, ale sędziowie VAR nie dopatrzyli się tam rzutu karnego.
Dwie minuty później Rapid objął zasłużone prowadzenie. Isak Jansson znalazł się w polu karnym Wisły, oszukał Bartosza Jarocha balansem ciała i pokonał Chichkana uderzeniem piłki w stronę dalszego słupka. Piłka jeszcze przeszła przez rękawicę Białorusina, który mógł zdecydowanie lepiej zachować się w tej sytuacji.
Tuż przed końcem pierwszej połowy Wisła grała już w przewadze jednego zawodnika. To efekt brutalnego faulu Bendeguza Bolli na Olivierze Sukiennickim. Pierwotnie sędzia pokazał Węgrowi żółtą kartkę, ale powtórki na VAR-ze wykazały, że gracz Rapidu faulował rywala, kopiąc go w okolice kolana, więc Bolla wyleciał z boiska.
Wydawało się, że Wisła rzuci się do ataku od początku drugiej połowy i tak właśnie było. Po kilkunastu sekundach od gwizdka szansę do pokonania bramkarza Rapidu miał Rodado, ale trafił prosto w niego. W 49. minucie Zwoliński uderzył piłkę głową po dośrodkowaniu, ale trafił w słupek. Cztery minuty później żaden z piłkarzy Wisły nie pokrył Matthiasa Seidla przed własnym polem karnym, co skończyło się przykrymi konsekwencjami.
Pomocnik Rapidu uderzył mocno sprzed pola karnego Wisły, a piłka po odbiciu się od słupka wpadła do bramki. Po grze Rapidu nie było widać, że grał w osłabieniu. W przypadku Wisły można było zauważyć m.in. poprzez mowę ciała u części zawodników, że nadzieje na odwrócenie wyniku wyraźnie zmalały.
Przez długi czas gra Wisły za bardzo się nie zmieniała i Rapid miał kontrolę nad spotkaniem, ale od 70. minuty Wisła ruszyła do przodu. Jednym z najbardziej aktywnych piłkarzy był Olivier Sukiennicki, który m.in. oddał groźny strzał sprzed pola karnego. W 79. minucie było już tylko 1:2, gdy Marc Carbo oddał strzał w polu karnym rywala. Piłka odbiła się jeszcze od interweniującego Maximiliana Hofmanna i wpadła do bramki Rapidu.
Wisła szukała możliwości do strzelenia drugiego gola, ale Rapid był w stanie uspokoić grę i zachować kontrolę. W każdej sytuacji piłkarze Rapidu próbowali "ukraść" kilka sekund, choćby przez opóźnianie gry. "Ależ by to było wiślackie, gdyby Wisła wyrównała w takich okolicznościach" - mówili komentatorzy Polsatu. Ostatecznie mecz zakończył się wygraną 2:1 Rapidu.
Rewanżowe spotkanie Rapidu z Wisłą w drugiej rundzie el. Ligi Europy odbędzie się w przyszły czwartek o godz. 20:30.
Komentarze (26)
Trzy gole i czerwona kartka w meczu Wisła - Rapid. Były emocje!
- polska mentalność loosera. ?Brawo? Bernardzie. Co tam, że dostali u siebie w d?, że grali jak amatorzy - ważne, że strzelili gola. Szanse na awans są!