• Link został skopiowany

Sceny w meczu Barcelony. Absolutny fenomen. "Punkt zwrotny"

Dawid Szymczak
Pierwszego gola strzelił Fermin Lopez, drugą bramkową akcję napędził Lamine Yamal, a najlepszym zawodnikiem meczu z Napoli był Pau Cubarsi. Dzieciaki - dwudziesto-, szesnasto- i siedemnastolatek - wygrały FC Barcelonie najważniejszy mecz sezonu. Na koniec Robert Lewandowski, golem na 3:1, przyklepał awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. I wreszcie wszyscy mogli odetchnąć.
Fot. Albert Gea / REUTERS

Barcelony nie było tam od czterech lat. W tym czasie wielokrotnie się wstydziła, tęskniła, szukała właściwej drogi, błądziła, traciła pieniądze i pogrążała się w kryzysie. Z labiryntu problemów wyprowadzili ją dopiero najmłodsi wychowankowie. Po ostatnim gwizdku świętowali razem - Fermin Lopez ściskał się z Pau Cubarsim, a po chwili dołączył do nich Lamine Yamal. Szesnastoletni skrzydłowy pogratulował siedemnastoletniemu obrońcy debiutu w Lidze Mistrzów. I choć razem nie mają tylu lat, co Robert Lewandowski, to wzięli na swoje wątłe barki odpowiedzialność za cały klub.

Zobacz wideo Co grozi trenerowi Stomilanek? "To jest bezprecedensowa sprawa"

Ten awans otwiera bowiem przed Xavim Hernandezem furtkę do godnego pożegnania, Joanowi Laporcie daje finansowy zastrzyk 15 mln euro, najbardziej doświadczonym zawodnikom - Lewandowskiemu, Gundoganowi, Cancelo czy Ter Stegenowi - pozwala wrócić na salony, do których przez lata przywykli, a kibicom osładza sezon, w którym pozostałe trofea albo już przepadły, albo wydają się poza zasięgiem. To zwycięstwo ważne pod każdym względem i z perspektywy każdego, kto dobrze życzy Barcelonie. Może stanowić fundament do odbudowy klubu, punkt zwrotny tego sezonu i symbol zmiany warty. Cubrasi dowodzący obroną, a Yamal błyszczący w ataku przez następną dekadę? Dziś to łatwe do wyobrażenia. Nie ma w Europie drugiej drużyny, którą do ćwierćfinału Ligi Mistrzów prowadziłyby dzieciaki. Ba! W całej historii tych rozgrywek żaden zespół nie miał w wyjściowym składzie dwóch zawodników poniżej 18. roku życia. A w środku pola w meczu z Napoli biegał jeszcze 20-letni Fermin Lopez, strzelec pierwszego gola.

Każda formacja - od obrony, przez pomoc, po atak - miała swojego juniora. Nie z konieczności, a z wyboru. Nie na pokaz i na siłę, ale naturalnie i z korzyścią dla zespołu. Cały mecz na ławce przesiedział 32-letni stoper Inigo Martinez, a bardziej doświadczeni środkowi pomocnicy - Sergi Roberto i Oriol Romeu weszli na boisko dopiero po przerwie. Co najważniejsze, wszyscy młodzi zawodnicy Barcelony zagrali tak dobrze, że już w czasie meczu eksperci i kibice wysyłali im w mediach społecznościowych powołania na najbliższe mecze reprezentacji Hiszpanii i tegoroczne Euro. Niewykluczone zresztą, że lada chwila faktycznie je dostaną - w końcu Luis de la Fuente też oglądał ten mecz.

Siedemnastoletni profesor. "Jest wyjątkowy"

Spokojnym tonem, z szerokim uśmiechem i statuetką w ręce Pau Cubarsi odpowiadał na kolejne pytania reportera telewizji UEFA. Mówił o spełnionym marzeniu, jednym z najpiękniejszych momentów w życiu. Pierwszy raz zagrał w Lidze Mistrzów, a został wybrany najlepszym piłkarzem meczu. Potwierdził opinie, które niosły się po korytarzach La Masii od kilku lat: że bez piłki jest niczym Carles Puyol, a z nią przy nodze przypomina Gerarda Pique. Słowem - łączy waleczność i charyzmę z elegancją i spokojem. Trudno uniknąć patetycznych porównań i wzniosłego tonu, gdy zestawi się poziom trudności tego meczu (obok biegał Victor Osimhen), presję (porażka byłaby dla Barcelony skokiem w finansową i sportową przepaść) i oczekiwania (cztery lata bez awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów to wieczność) z jego wiekiem, brakiem doświadczenia i wreszcie - olśniewającym występem.   

Zwykle myślowy skrót prowadzi nas do założenia, że wystawienie młodego piłkarza w tak ważnym meczu wiąże się ze sporym ryzykiem. Najczęściej widzimy młodość idącą w parze ze stresem. Piszemy o wystawieniu siedemnastoletniego obrońcy i już w drugim zdaniu, niemal odruchowo, nadmieniamy, że może ulec presji. Nie tylko my - zlęknieni Polacy, od lat ciosający piłkarskie diamenty siekierami. Hiszpanie szkicowali ten wybór identycznie: Xavi mógł wybrać wariant "bezpieczny" i wystawić na środku obrony 32-letniego Inigo Martineza albo "ryzykowny", czyli będącego w lepszej formie, ale jeszcze nieopierzonego Pau Cubarsiego. Xavi kolejny raz udowodnił, że nie tylko nie boi się stawiać na młodych, ale wprowadza ich skutecznie. Najpierw dodaje im pewności siebie, a później nie wybiera tylko na łatwe spotkania i nigdy nie rezygnuje z nich po pierwszym niepowodzeniu. Powtarza, że jemu też ktoś zaufał, gdy miał zaledwie siedemnaście lat, więc teraz on spuszcza windę na dół. A tam stoi już kolejka wychowanków - odkąd jest trenerem Barcelony, dał zadebiutować szesnastu młodym piłkarzom. Najzdolniejsi zaczęli odgrywać kluczowe role. 

Decyzja o wystawieniu Cubarsiego obroniła się błyskawicznie. Nie minął kwadrans meczu z Napoli, a kibice Barcelony zaczęli zestawiać jego przerzuty piłki z tymi Ronalda Koemana. Były równie majestatyczne i precyzyjne. Jeszcze przy wyniku 0:0, siedemnastolatek jednym zagraniem do Fermina Lopeza minął wszystkich rywali i stworzył bramkową okazję. W kolejnych minutach, gdy napastnicy Napoli podbiegali do niego już we wstępnej fazie akcji i próbowali nakładać na niego presję, radził sobie imponująco. To on, częściej niż Ronald Araujo, szef defensywy, rozgrywał piłkę. Miał 90 proc. celnych podań (61 z 68), stworzył jedną groźną okazję, a przy tym pozostał bezbłędny w defensywie - wygrał wszystkie sześć pojedynków z rywalami. W jego grze nie było widać grama stresu, onieśmielenia czy niepewności. Błyszczał w rozegraniu, gdy Barcelona miała najlepsze momenty w tym meczu - na początku i na końcu, ale równie istotna była jego rola w przetrwaniu nawałnicy Napoli na początku drugiej połowy, gdy Barcelona niemal wyłącznie się broniła.

- Jest wyjątkowy. Ma 17 lat, ale gra jak weteran. Nie przegrywa pojedynków, a z piłką przy nodze jest najlepszy spośród naszych wszystkich stoperów - mówił Xavi już kilka dni temu, po równie udanym występie Cubarsiego z Mallorcą. Po spotkaniu z Napoli mógł tę wypowiedź powtórzyć słowo w słowo. Nagroda dla najlepszego zawodnika meczu trafiła we właściwe ręce.

Xavim zostawi mistrzostwo w gablocie i kilka perełek na boisku

Fermin zmarnował pierwszą okazję po podaniu Cubarsiego, ale już w kolejnej akcji trafił do bramki. W 15. minucie wbiegł w pole karne w drugie tempo, przegapiony przez zawodników Napoli. Raphinha wyłożył mu piłkę niemal idealnie w miejscu, z którego wykonuje się rzuty karne, a jemu nie zadrżała noga. Barcelona  zdobyciem bramki spuentowała niezwykle energiczny początek meczu, w którym dominowała nad Napoli. Była pozytywnie naładowana, bardziej agresywna i zdeterminowana od rywali. Na przedmeczowej konferencji prasowej Xavi życzył sobie, by na stadionie Montjuïc od pierwszych minut wytworzyć ciśnienie jak w szybkowarze i ugotować rywali. To się udawało, bo kolejna akcja - napędzona przez Lamine Yamala - przyniosła drugiego gola. Piłka po strzale Raphinhi trafiła w słupek, ale Joao Cancelo skutecznie ją dobił.

Młodzi byli w centrum wszystkiego, co z punktu widzenia Barcelony było w tym meczu najlepsze. Później to oni pojedynczymi akcjami próbowali wybijać Napoli z uderzenia: kluczowa była energia Fermina w środku pola, zachwycająca umiejętność prowadzenia piłki Yamala i dokładność Cubarsiego. Xavi nie mógł jednak być zadowolony z końcówki pierwszej połowy ani początku drugiej. Jego zespół znów - podobnie jak w spotkaniu w Neapolu - dał się zdominować i stracił bramkę po bardzo precyzyjnym uderzeniu Amira Rrahmaniego. Dopiero po 60. minucie Barcelona znów odzyskała kontrolę nad meczem, a potwierdzeniem tego był gol Roberta Lewandowskiego. Dla odmiany - padł po akcji weteranów: najpierw 33-letni Ilkay Gundogan prostopadłym podaniem wprowadził w pole karne rok młodszego Sergiego Roberto, a później on wyłożył piłkę najstarszemu w drużynie Lewandowskiemu.

W tym jednym meczu zamknęło się wszystko, co najlepsze dla Barcelony w całym sezonie: młodzi piłkarze wepchnęli ją do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. To jedyne rozgrywki, które wywołują na twarzach kibiców uśmiech - liga wydaje się zaprzepaszczona, bo przewaga Realu Madryt na dziesięć meczów przed końcem wynosi aż osiem punktów, w Pucharze Króla lepszy okazał się Athletic Bilbao, a w finale Superpucharu wygrał Real. Oczywiście - w Lidze Mistrzów wciąż daleko do triumfu, a faworytów nadal należy szukać w innych parach, ale pierwszy od czterech lat awans do ćwierćfinału to dobry fundament pod odbudowę klubu. Jego filarami powinni być właśnie ci młodzi zawodnicy, którzy rozkwitli dzięki kłopotom finansowym i trenerowi, który nie bał się na nich postawić. Jeśli Xavi faktycznie w czerwcu pożegna się z Barceloną, zostawi po sobie nie tylko mistrzostwo w gablocie, ale też kilka perełek na boisku.

Więcej o:

WynikiTabela