Gdyby Śląsk Wrocław stracił punkty w sobotę z Radomiakiem Radom, Jagiellonia Białystok już tego wieczoru mogła zapewnić sobie historyczne mistrzostwo Polski. Ale Śląsk ze swojego zadania wywiązał się doskonale - pokonał Radomiaka 2:0, zagwarantował sobie podium i udział w eliminacjach europejskich pucharów, a do tego na przynajmniej dwie godziny przeskoczył białostoczan, obejmując prowadzenie w ekstraklasie.
Dlatego też Jagiellonia zamiast uciekać najgroźniejszemu rywalowi musiała w Gliwicach odeprzeć jego atak. A zadanie miała niełatwe, bo Piast Aleksandara Vukovicia w końcówce rundy spisywał się bardzo dobrze. Przed sobotnim spotkaniem w pięciu ostatnich meczach zdobył 13 punktów na 15 możliwych, pokonując m.in. Pogoń Szczecin i Zagłębie Lubin. To właśnie Piast jako jedyny też wywiózł jesienią punkt z Białegostoku, remisując w stolicy Podlasia 0:0.
Jaga mogła poczuć się jak u siebie. 2000 kibiców z Białegostoku w Gliwicach, ale był też zgrzyt
Jagiellonia przed tym meczem była bliżej mistrzostwa Polski niż kiedykolwiek wcześniej, dlatego też kibice z Białegostoku zrobili wszystko, aby ich drużyna mogła liczyć na jak największe ich wsparcie. Korzystając z uprzejmości Piasta Gliwice, który przekazał im aż cztery razy więcej biletów niż musiał wg przepisów PZPN, na Górny Śląsk wybrało się ich aż dwa tysiące! To największy wyjazd kibiców Jagi w ekstraklasie w historii.
Biorąc pod uwagę, że w sektorze najzagorzalszych kibiców Piasta była liczba mniej więcej o połowę mniejsza, drużyna Adriana Siemieńca mogła poczuć się jak u siebie.
Nie obyło się jednak bez przygód. Kibice z Białegostoku mieli przemarsz ulicami Gliwic z dworca kolejowego na stadion przy ul. Okrzei, ale już pod stadionem jeden z nich rzucił butelką w kierunku eskortujących policjantów. Zrobiło się nerwowo, winowajca został zatrzymany, nie zabrakło też rozpuszczenia gazu pieprzowego. Wydawało się, że fani Jagi mogą mieć problem z punktualnym wejściem na stadion, ale otwarcie wszystkich dostępnych bram sprawiło, że wszyscy zdążyli na pierwszy gwizdek Jarosława Przybyła.
W Gliwicach zobaczyliśmy zupełnie inną Jagiellonię Białystok niż nas ona do tego przyzwyczaiła. Dominującą, owszem, ale niepodejmującą wiele ryzyka. Taką, która nie chce popełnić większego błędu bardziej niż chce strzelić gola. Remis jej odpowiadał i utrzymywał na pozycji lidera, podczas gdy przy przegranej przed ostatnią kolejką wszystko zależałoby od Śląska Wrocław.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na bezbramkowy remis, ale jak często w takich meczach, wynikiem 0:0 się nie kończą. W 78. minucie w okresie przewagi Piasta Michael Ameyaw huknął tak, że klękajcie narody, i Jagiellonia musiała ruszyć do ataku. I wyrównała za sprawą swojej żywej legendy Jesusa Imaza, który takiej legendarnej chwili także potrzebował w barwach Jagiellonii. Po asyście Dominika Marczuka strzelił w 90. minucie na 1:1 i zapewnił Jadze bezcenny punkt.
Po reakcjach zawodników, kibiców i sztabu było widać, jak wiele znaczył ten gol. Przed ostatnią kolejką to Jagiellonia Białystok jest liderem ekstraklasy i w ostatnim meczu z Wartą Poznań u siebie będzie zależała tylko od siebie. Dwa lata temu w Gliwicach bezcenny gol Mikaela Ishaka okazał się kluczem do mistrzowskiego tytułu dla Lecha Poznań, teraz w podobnych okolicznościach w tym samym mieście "świętuje" klub z Białegostoku.
Mecz z Jagiellonią był 200. spotkaniem Kamila Wilczka w ekstraklasie i zarazem jego ostatnim w barwach Piasta w Gliwicach. Już przed tym meczem klub z Gliwic ogłosił, że Wilczek, a także Tom Hateley i Jakub Holubek w przyszłym sezonie nie będą reprezentować barw Piasta. Cała trójka już przed meczem została pożegnana przez Piasta - piłkarze Aleksandara Vukovicia najpierw utworzyli dla całej trójki "szpaler", a zawodnicy odebrali pamiątkowe fotografie.
Ale najbardziej wzruszająca chwila miała miejsce w 66. minucie, gdy 36-letni napastnik przy owacji całego stadionu opuszczał boisko. Również na jego twarzy pojawiło się wzruszenie. 166 meczów, 52 gole i 9 asyst - tak na dziś prezentują się liczby Kamila Wilczka w Piaście Gliwice, choć niewykluczone, że zagra on jeszcze w ostatnim spotkaniu sezonu z Puszczą Niepołomice w Krakowie.
Choć Piast Gliwice "nie gra już o nic", w dobrym stylu sezon zakończyli także jego kibice. Choć wiadomo, że dużo zrobiła także imponująca liczba kibiców z Białegostoku w Gliwicach, to jednak mimo wszystko Piastowi udało się pobić w sobotę rekord frekwencji w tym sezonie - 8045 osób. Więcej niż na meczach z Legią Warszawa, Lechem Poznań czy nawet Górnikiem Zabrze.
Sobotni mecz z Wartą Poznań w Białymstoku zadecyduje o tym, czy Jagiellonia Białystok po raz pierwszy w historii klubu zostanie mistrzem Polski. Na ten mecz od kilku tygodni nie ma biletów, więc komplet publiczności jest więcej niż pewny, a spóźnialscy będą musieli obejść się smakiem.
Przy zwycięstwie, Jagiellonia na pewno zostanie mistrzem Polski. Przy innym wyniku musi czekać na to, aby lepszego wyniku od niej nie wywalczył Śląsk Wrocław, który zagra na wyjeździe z Rakowem Częstochowa. Wszystko za sprawą wygranego dwumeczu z drużyną Jacka Magiery - we Wrocławiu to Śląsk wygrał 2:1, ale wiosną na Podlasiu Jagiellonia zwyciężyła 3:1.
25 maja 2024 roku może być największym świętem w historii sportowego Białegostoku.