Cisza na stadionie, wydający kolejne komunikaty spiker i ochrona niewpuszczająca ludzi na stadion. Atmosfera niczym w trakcie przedsezonowego sparingu. Tak wyglądał zeszłoroczny finał Pucharu Polski pomiędzy Lechem Poznań a Rakowem Częstochowa (1:3). Powtórki tamtych wydarzeń na pewno nie chciałby PZPN.
Serwis Meczyki.pl jako pierwszy poinformował, że Straż Pożarna nie wyraża zgody na wniesienie sektorówek na tegoroczny finał. Pojawił się już komunikat "Nieznanych Sprawców", czyli grupy ultras kibiców Legii Warszawa. Możemy w nim przeczytać, że fani Legii nie wejdą na mecz, jeżeli nie będzie zgody na wniesienie dużych flag.
"Jeśli nie otrzymamy zgody na oprawę, kibice Legii nie wejdą na mecz. Pod stadion oczywiście przyjdziemy, niezależnie od decyzji w sprawie oprawy." - czytamy w komunikacie.
PZPN ma obecnie negocjować ze Strażą Pożarną, żeby kibice jednak mogli wnieść elementy oprawy na stadion. Przypomnijmy, że w zeszłym roku Cezary Kulesza na swoim Twitterze informował, że brak zmiany stanowiska Straży Pożarnej w kolejnych latach będzie oznaczał, że finał Pucharu Polski przestanie odbywać się na Stadionie Narodowym. Raczej nie jest to groźba, którą chciałby spełnić. Tym bardziej że do finału zostały nieco ponad dwa tygodnie, a sprzedaż biletów ma się rozpocząć już 18 kwietnia.
Nie tylko rok temu doszło do skandalu w finale Pucharu Polski. W 2019 roku w trakcie finału Lechii Gdańsk z Jagiellonią Białystok grupa kilku tysięcy kibiców Lechii weszła na stadion z dużym opóźnieniem. PZPN winą obarczał wtedy kibiców Lechii. Sezon wcześniej fani Arki wystrzeliwali race w kierunku sektora kibiców Legii, co skończyło się podpaleniem elementu na iglicy stadionu. W 2016 roku jedną z rac rzuconych przez kibiców Lecha Poznań został trafiony bramkarz Legii Arkadiusz Malarz. Bezproblemowy przebieg finału nie jest więc normą, a raczej wyjątkiem.
Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl